Cierpienie jest nieodłącznym elementem naszego życia. Nie
musimy wcale wyjeżdżać do odległych, biednych krajów, by je zobaczyć, bo jest
ono wszędzie. Również tuż obok, a nawet w nas samych. Czy widząc spadającą gwiazdę,
choć raz przyszło Wam do głowy, by nie prosić o nic egoistycznego, a o coś dla
wszystkich? Może o pokój na świecie i złagodzenie wszelkiego cierpienia?
Przecież wtedy świat byłby o wiele piękniejszy. Cierpienie i ból, to jednak,
podobnie jak radość i miłość, emocje, które każdy z nas powinien znać i
szanować. Co jednak, gdyby tych emocji zabrakło?
Jonasz żyje w perfekcyjnym świecie. Świecie jasnych zasad,
harmonii, szczęścia i… jednakowości. Dzieci, rodzone są przez specjalnie
wybrane kobiety i przydzielane do dopasowanych jednostek rodzinnych. Wraz z
każdym rokiem życia, podczas specjalnych ceremonii, dzieci dostają nowe,
dostosowane do wieku przedmioty: nowa odzież, rower… Najważniejsza jest jednak
ceremonia dwunastolatków, która jest dla dzieci pomostem ku dorosłości. Wtedy
właśnie starszyzna ogłasza, jaki zawód został wybrany dla każdego z nich. Dla
Jonasza jest to wyjątkowo trudna chwila, bo jako jedyny ze swych rówieśników,
nie wie nawet, jaki przydział chciałby otrzymać. Jednak nawet w najśmielszych
snach, chłopiec nie podejrzewałby, że otrzyma najbardziej zaszczytne i
tajemnicze stanowisko. Zaintrygowany, ale też pełen obaw, Jonasz rozpoczyna
szkolenie u Dawcy, który otwiera przed nim świat pełen barw i doznań, których
nigdy wcześniej nie doświadczył. Nagle uporządkowany świat Jonasza rozsypuje
się na kawałki, a wszystko, w co wierzył, okazuje się złotą klatką kłamstw.
Opowieść Lois Lowry, należy do znanego wszystkim gatunku
dystopii. W definicji jest to więc pesymistyczna wizja przyszłości. Świat
Jonasza nie jest jednak wcale pesymistyczny, a wręcz przeciwnie. Nie ma tam
bólu, cierpienia, kłamstw, głodu, ani wojen. Nie ma kłótni nieporozumień i
złości. Można więc powiedzieć, że to wcale nie dystopia a wręcz utopia. Kraina
wiecznego szczęścia, której nie chce się opuszczać. Pozory bywają jednak
złudne, a każdy medal ma dwie strony. Porządek wynika z surowych zasad, a
zasady sprawiają, że nikt nie może podejmować własnych decyzji. Nie istnieje złość…
Ale radość także jest złudna. Pozornie utopijna kraina jest więc w istocie
pułapką.
Akcja ma równy i powolny rytm, który jednak ani przez chwilę
nie nuży ze względu na wyjątkową płynność. Opowieść naszpikowana jest
retrospekcjami, które przenoszą czytelnika z obecnej chwili w całkiem nowe
miejsce w czasie i przestrzeni. W zasadzie pierwsze sto stron powieści ,to
objaśnienia dotyczące życia i świata głównego bohatera, i choć jest co
wyjaśniać, nawet przez chwilę nie przyszło mi do głowy by się nudzić, bo
wspomniana już przeze mnie płynność stylu Lois Lowry nie pozwala nawet na
chwilę odłożyć książki na bok. Nie jest to, więc najbardziej ekscytująca opowieść,
jaką przeczytałam, ale zdecydowanie najlepiej skonstruowana i najbardziej
dopracowana. Nic nie jest tu pozostawione przypadkowi i tworzy cudownie piękną
w swej prostocie historię. Nie wiem jak autorka rozwinie opowieść w kolejnych
tomach, ale ten stanowi naprawdę solidny fundament pod następną część cyklu,
którą przeczytam z jeszcze większą przyjemnością.
„Dawca”, był dla mnie jedną z najbardziej oczekiwanych
zapowiedzi. Kupiłam książkę jeszcze przed dniem premiery i natychmiast
rozpoczęłam lekturę, choć przyznaję, że motywował mnie fakt zbliżającej się
ekranizacji. Siłą rzeczy spodziewałam się więc czegoś podobnego do filmowego
zwiastuna. Książka Lois Lowry jest jednak czymś zupełnie innym i mogę Was o tym
zapewnić już teraz, jeszcze przed seansem. Czy jest czymś lepszym czy gorszym,
przekonamy się wkrótce.
O CZYM?„Dawca” nie jest zwykłą opowiastką z
masą akcji i wyraźnym zakończeniem. To raczej futurystyczna baśń o wspomnieniach,
emocjach i o tym, co w życiu najważniejsze. Wizja świata idealnego,
pozbawionego wszelkiego cierpienia, choć początkowo kusząca, okazuje się bardzo
niepokojąca. Czytając książkę, nie mogłam się pozbyć wrażenia, że bohaterowie
to w istocie jedynie marionetki. Ale dlaczego? Co nimi kieruje? Tego musicie
dowiedzieć się już sami. Serdecznie do tego zachęcam i mam nadzieję, że
podobnie jak ja, zastosujecie się do złotej zasady: „najpierw książka, potem
film”.
Koniec lata, to dość senny i nostalgiczny czas. Czas, kiedy dokonujemy
podsumowań minionych zdarzeń i nie spodziewamy się nagłych zwrotów akcji. Życie
jednak bywa przewrotne i często rzuca nas w wir wydarzeń, kiedy najmniej się
tego spodziewamy. A czasem wystarczy jedna krótka chwila, jedno spotkanie, by
wszystko zmienić.
To właśnie koniec lata stał się początkiem opowieści
trzynastoletniego Henry’ego. Cała historia zaczyna się całkiem niepozornie. Ot,
zwykła wyprawa na zakupy do supermarketu. Każdy postronny obserwator nie zauważyłby
w tym nic nadzwyczajnego. Postronny obserwator nie wie jednak, że po rozwodzie,
matka Henry’ego niemal przestała wychodzić z domu. Nie wie też, że ta mała
rodzina żywi się głównie mrożonkami i zupą z puszki, którą można kupić na
zapas, by nie narażać się niepotrzebnie na częstszy kontakt z rzeczywistością. Niepozorna
wyprawa okazuje się więc czymś więcej niż zwykłymi zakupami, a to, co ma zdarzyć
się potem, zaważy na całym życiu bohaterów.
„I wtedy zrozumiałem, że nasze życie właśnie się zmienia.
Wsiedliśmy do kosmicznej kolejki i zmierzaliśmy w ciemną otchłań, gdzie może
okazać się, że nie ma gruntu pod nogami i nie wiemy, dokąd zmierzamy. Może
wrócimy, a może nie.”
Kiedy poznany w sklepie, ranny mężczyzna prosi Henry’ego o
pomoc, chłopiec nie widzi w tym nic dziwnego. Jednak gdy jego matka, Adele,
zabiera nieznajomego do ich domu, okazuje się, że pomagają oni zbiegłemu
więźniowi, co więcej, skazanemu za zabójstwo. Sytuacja wydaje się dramatyczna.
W końcu nie można się czuć bezpiecznie, gdy w Twoim domu przebywa zbiegły
morderca. Jak się jednak okazuje nie wszystko jest czarne, albo białe. Frank,
bo tak ma na imię uciekinier, wydaje się szczery i godny zaufania. Między nim,
a ludźmi, którzy przygarnęli go pod swój dach, zaczyna rodzić się dziwna i
całkowicie niespodziewana więź, a kolejne pięć dni ich wspólnego życia, okaże
się największą lekcją, jakiej mogło udzielić życie.
„Nigdy nie wiadomo, jaka nadarzy się okazja. Teraz okazywało
się, że okazje zjawiają się niespodziewanie. Nie trzeba było donikąd wyjeżdżać
po przygodę. Przygoda mogła zjawić się u nas.”
Historia napisana jest pierwszoosobowo, w formie wspomnień
trzynastoletniego chłopca. Relacjonuje on zdarzenia w jednym ciągu,
przytaczając dosłownie wypowiedziane przez innych bohaterów zdania. Niestety
mnie strasznie kłuł w oczy brak jakichkolwiek oznaczeń dialogów, myślników, bądź
chociażby cudzysłowów. Choć już dedykacja sugeruje nam, że książka będzie opowiadać
historię nastoletniego chłopca, nie mogłam się pozbyć wrażenia, że autorka
ustaliła to, zanim wymyśliła całą resztę. Choć Henry nie jest w sumie złym
narratorem, to jego punkt widzenia ogranicza w dużej mierze to, czego chciałby dowiedzieć
się czytelnik. Z trójki głównych
bohaterów zdecydowanie bardziej wolałabym poznać historię z punktu widzenia
Adele- rozbitej emocjonalnie kobiety, która odnajduje sens życia, czy Franka-
zbiegłego więźnia, któremu życie ostro dało w kość.
„Ludzie wydają tyle pieniędzy na te światełka, kręciła głową
mama. Nigdy nie przyszło im do głowy żeby popatrzeć w gwiazdy?”
Gdyby historia miała formę thrillera nie miałabym żadnych
zastrzeżeń, że to Henry ją opowiada. Jednak chemia, która rodzi się pomiędzy
Frankiem i Adele, przekazana słowami nastolatka, brzmiała co najmniej dziwnie.
Chłopak relacjonuje wydarzenia oszczędnie i nieśmiało, ponieważ opowiada o
rzeczach, o których tak naprawdę nie ma pojęcia. Czytelnik ma przez to wrażenie
niedosytu, bo właściwa historia zostaje zepchnięta na boczny tor i przyćmiona
ciągłymi wtrąceniami o burzliwym okresie dojrzewania, jaki przeżywa główny
bohater.
„Bałem się, lecz byłem też podniecony. Wiedziałem, że wreszcie
coś się zacznie dziać w naszym życiu. Może coś złego, może nawet strasznego.
Jedno było pewne: będzie inaczej.”
Zastanawiam się więc komu mam polecać tą pozycję. Ze względu
na wiek głównego bohatera, nasuwa się oczywisty wniosek, że jest to historia
dla nastoletnich chłopców. Porusza ona trudny temat akceptacji, dojrzewania i
seksualności, jednak mimo wszystko nie wydaje mi się by była to opowieść, która
wciągnie nastolatków na tyle by ją zrozumieli i wyciągnęli z niej lekcję. Z
drugiej strony można uznać książkę, za literaturę kobiecą. Jednak i na
czytelniczki czeka w pewnym sensie rozczarowanie, bo oszczędne słowa
trzynastolatka nie oddają w pełni przesłania i uroku tej opowieści. Myślę więc,
że najlepiej potraktować „Ostatni dzień lata” jako sentymentalną i nostalgiczną
historię o dojrzewaniu, poszukiwaniu życiowych prawd, ale przede wszystkim o rodzinie,
która jest podstawą całego życia.
O CZYM?„Ostatni dzień lata” to sentymentalna
opowieść o dojrzewaniu, seksualności i potrzebie miłości. Cała historia jest
dosyć leniwa, pełna retrospekcji i niedomówień. Widać też wyraźnie, że autorka
inspirowała się klasycznymi historiami, między innymi twórczością J. D.
Salingera, z którym była niegdyś związana. Choć historia wyłamuje się poza
konwencjonalny scenariusz przedstawienia miłości, nie byłam w stanie docenić
tego zabiegu. Mimo, że opowieść bohaterów zrobiła na mnie wrażenie, myślę, że
odebrałabym ją lepiej gdyby została przedstawiana w inny sposób. Dla samej
treści warto ją było przeczytać, jednak nic nie poradzę na to, że nie mogłam
się w niej odnaleźć na tyle, by bardziej ją docenić.
Temat uzależnień a w szczególności narkomanii jest bardzo
szeroko komentowany. Z pewnością nie można powiedzieć, że stanowi tabu i choć
jest to temat trudny, to zdecydowanie nie jest z tego powodu przemilczany.
Powstało wiele filmów i książek o uzależnieniach, jednak zawsze wydawało mi
się, że wyznania prawdziwych narkomanów są najbardziej dramatyczne i
przejmujące dla odbiorcy. W końcu wydarzyły się naprawdę. Myślałam tak jednak
tylko do czasu, kiedy przeczytałam książkę „Zapytaj Alice”.
Alice to typowa piętnastolatka, z typowymi nastoletnimi
problemami. Wymarzony chłopak wystawił ją do wiatru tuż przed spotkaniem, czuje
się nieatrakcyjna i niedoceniana w kręgu rodzinnym. Do tego jej ojciec dostał
posadę na uniwersytecie w innym stanie i czeka ją rychła wyprowadzka. Życie
nieśmiałej licealistki zmienia się diametralnie, kiedy podczas imprezy nieświadomie
bierze LSD. Choć wie, że narkotyki są złe i nigdy nie planowała z nimi
eksperymentować, nagle odkrywa jak fascynujący jest świat gdy ogląda go będąc w
narkotycznym transie. Zaciekawiona mimo wahania decyduje się spróbować innych
narkotyków i z każdym dniem coraz bardziej pogrąża się w świecie wiecznych
imprez, haju i seksu bez zobowiązań. Czy zrozumie swój błąd, zanim przekroczy
ostateczną granicę?
Przesłanie książki zawarte na okładce głosi: „Alice możesz
być ty”. W założeniu miało ono mną wstrząsnąć. Jednak nie wstrząsnęło. Powód
jest banalnie prosty. Żeby dojść do cytowanego wniosku, trzeba się
identyfikować z dziewczyną, która opowiada swoją historię. Nic jednak nie
poradzę na to, że głupota i bezsensowne zachowania Alice były tak miażdżące, że
w żaden sposób nie mogłam odnaleźć w niej siebie. Jestem pewna, że nigdy nie
doprowadziłaby się do takiego stanu jak ona. Choć widziała, co się z nią dzieje
i stale powtarzała, że już nie chce brać, ciągle do tego wracała. Rozumiem to,
uzależnienia nie da się pokonać od tak, jednak Alice nie miała problemów z
rzuceniem nałogu. Robiła sobie dłuższe i krótsze przerwy, nigdy nie wspominając
o głodzie. Brała, bo namawiali ją do tego inni lub dlatego by znów poczuć się
niesamowicie. Tego nie byłam już w stanie zaakceptować.
Książka jest prawdziwym pamiętnikiem piętnastoletniej
narkomanki. Nie powinnam, więc oceniać jej zdolności pisarskich, tym bardziej,
że metalowe pudełko, w którym ten pamiętnik trzymała, jednoznacznie daje do zrozumienia,
że nie chciała, by był czytany. W sumie nie bardzo rozumiem, dlaczego w takim
razie został wydany. Krótkie wpisy składające się z samych ogólników, wyrwanych
z kontekstu scen i strzępów informacji pokazują czytelnikowi tylko ogólny zarys
przeżyć bohaterki. A jej tok myślenia bywa ciężki do przyjęcia. Historia dzieli
się na dwie zasadnicze części, stanowiące dwa osobne dzienniki Alice. O ile
pierwszy, w którym wpada w szpony nałogu, budzi głównie złość i sprawia, że
czytelnik ma ochotę rzucić książką o ścianę, tak drugi okazał się całkiem
ciekawy i do zniesienia. Zdobyłam się w nim nawet na odrobinę współczucia dla
bohaterki, bo zdecydowanie nie było jej łatwo. Niestety część druga nie była w
stanie wymazać złych wspomnień z tej pierwszej, kiedy miałam, najzwyczajniej w
świecie, ochotę wrzucić książkę do niszczarki i na zawsze o niej zapomnieć.
Być może jestem okrutna i nieobiektywna, ale, mimo iż przez
kilka godzin siedziałam w głowie nastoletniej narkomanki, nie jestem w stanie
zrozumieć jej pożałowania godnego zachowania. Jak dla mnie była ona kompletnie
głupia, biorąc pod uwagę fakt, że kilka razy udało jej się uwolnić od nałogu a
i tak zawsze do niego wracała, kompletnie bez powodu. Dlatego nie jestem w
stanie zmusić się do współczucia jej. Jedyne co czułam w stosunku do Alice to
żal i litość, wymieszane z początkowym zniesmaczeniem.
Czy cokolwiek podobało mi się, więc w tej pozycji? Myślę, że
mimo wszystko tak. Przede wszystkim część druga, gdzie Alice pokazała, że wie,
co zrobiła źle i jej starania by to zło naprawić. Dramatyczna próba wybaczenia
samej sobie i odnalezienia spokoju w otaczającym ją chaosie. Podobała mi się
także bezpośredniość, z jaką poruszała wszystkie tematy dotykające osób w jej
wieku. Opowiadała o rodzinie, pierwszych miłościach, śmierci bliskich. Książka
uczy też jak ważny jest dialog z młodym człowiekiem. Niestety wszystko zostało
przytłumione przez ciężkie narkotykowe opary zasnuwające umysł bohaterki, a
dobre wrażenie popsuło dodatkowo kompletnie niespodziewane zakończenie będące
jedynie kilkuzdaniowym stwierdzeniem pozbawionym emocjonalnego wyrazu.
"Chyba nigdy nie sprostam niczyim oczekiwaniom. A już z pewnością nie sprostam swoim."
O CZYM?„Zapytaj Alice” jest kroniką uzależnienia,
spisaną ręką nastoletniej narkomanki. Nie da się ukryć, że jest to opowieść
trudna do przetrawienia i kontrowersyjna. Nie dowiecie się z niej jak wyjść z
nałogu, nie dostarczy ona nadziei uzależnionym ludziom, a nawet można odnieść
wrażenie, że chwilami propaguje zażywanie narkotyków. Pewnie właśnie dlatego w
Stanach Zjednoczonych była kilkakrotnie skreślana z listy książek dopuszczonych
do rozpowszechniania. Mimo, że jest to prawdziwa opowieść nie wywarła na mnie
takiego wrażenia jak powinna. Czułam się osaczona toksycznym i męczącym
klimatem tej historii, która, powiedzmy sobie szczerze, nie wnosi kompletnie
nic nowego do naszego życia. Jeśli macie ochotę poznać historię Alice- proszę bardzo.
Ja jednak z pewnością nie wrócę już do tej pozycji i nie będę jej dobrze
wspominać, bo znam wiele bardziej przejmujących książek w tej tematyce.
Zuchwały
awanturnik Peter Quill kradnie tajemniczy artefakt stanowiący obiekt pożądania
złego i potężnego Ronana, którego ambicje zagrażają całemu wszechświatowi.
Chcąc uniknąć gniewu Ronana, Quill zmuszony jest zawrzeć niewygodny sojusz z
czterema niemającymi nic do stracenia outsiderami: Rocketem – uzbrojonym
szopem, Grootem – drzewokształtnym humanoidem, śmiertelnie niebezpieczną i
tajemniczą Gamorą i żądnym zemsty Draxem Niszczycielem. Kiedy główny bohater
odkrywa prawdziwą moc artefaktu i zagrożenie, jakie stanowi on dla kosmosu,
musi zmobilizować swoich niesubordynowanych towarzyszy do ostatniej bitwy, od
której zależą losy galaktyki.
Zwiastun z dubbingiem:
Zwiastun z napisami:
(Ja wybrałam się na napisy i to własnie je polecam bardziej)
Recenzja:
Gwiezdne wojny na wesoło
Jeśli mam być szczera, oglądając po raz pierwszy zwiastun
„Strażników Galaktyki”, nie byłam wcale zachwycona. Zaciekawiła mnie jedynie
wpadająca w ucho muzyka, ale zarówno historia jak i humor raczej nie powaliły
mnie na kolana. Nie miałam, więc w kinowych planach na sierpień tego właśnie
filmu. Potem jednak, wraz z premierą, jak fala przypływu, zaczęły mnie zewsząd
atakować bardzo pozytywne recenzje i inne pieśni pochwalne. Tak się składa, że
jestem bardzo podatna na wpływ innych, a akurat bardzo potrzebowałam czegoś, co
nieźle by mnie rozbawiło i postanowiłam zaryzykować, spontanicznie rezerwując
bilet. Czy się opłaciło?
Na samym początku opowieści poznajemy w szpitalu małego
Petera Quilla. Chłopiec jest zagubiony i osamotniony, stara się odciąć od
otaczającego go świata słuchając muzyki ze swojego walkmana. Nie ma się, co
dziwić jego mama właśnie umiera w szpitalnej sali, a on nie może się z tym
pogodzić. Zrozpaczony Peter ucieka z kliniki i nagle… zostaje porwany przez
statek kosmiczny. Tego, co wydarzyło się później dowiadujemy się jedynie z
kontekstu wypowiedzianych zdań i strzępków rozmów. Po dwudziestu latach Peter (Chris Pratt) jest znanym pod pseudonimem Star-Lord złodziejaszkiem. Cóż przynajmniej
chciałby być znany, lecz niestety nikt go nie kojarzy. Jego najnowsza misja to
zdobycie Globu (nie pytajcie mnie, czym jest ten przedmiot, nawet Peter
„Star-Lord” tego nie wie), jednak ma zgarnąć za niego niezłą fortunę. Nie on
jeden na niego poluje. Na jego tropie jest także Gamora (Zoe Saldana)-
adoptowana córka mrocznego lorda Kree, z kolei poszukiwanego listem gończym
Quilla chce złapać zmutowany szop Rocket (Bradley Cooper- głos) i jego… drzewo,
Groot (Vin Diesel- głos). Nieoczekiwanie cała czwórka trafia do więzienia, lecz
to dopiero początek problemów. Ronan (Lee Pace) jest wściekły z powodu zdrady Gamory i chce
zdobyć glob za wszelką cenę. Teraz cała czwórka, wraz z poznanym w więzieniu Draxem
(Dave Bautista), mimo wzajemnej niechęci, muszą zjednoczyć siły by dokonać
niemożliwego i ocalić galaktykę.
Wszystkie recenzje, bezspornie obwieszczały, że to
najśmieszniejszy film roku. I choć zawsze wydawało mi się, że jestem raczej
osobą wesołą i z poczuciem humoru, to sceny, które naprawdę mnie rozbawiły,
mogę zliczyć na palcach jednej ręki. Przyznaję, że trafiały się momenty kiedy
faktycznie nie dało się nie wybuchnąć śmiechem, ale większość żartów (głównie
na początku) była w moim odczuciu drętwa. A może po prostu ja jestem drętwa?
Nie wiem, w każdym razie to nie był w 100% mój typ dowcipów i choć uśmiech
towarzyszył mi często, to nie był to raczej śmiech do łez jak wszyscy
zapowiadali.
Za to postacie są istną kwintesencją gatunku. Barwni,
wielowymiarowi, z przeszłością i tajemnicami. Dajmy na to, taki Peter-
klasyczny dupek, z obsesją na punkcie swojego walkmana, ale po prostu nie można
go nie polubić. Gamora, też pozytywnie mnie zaskoczyła, bo jak na (początkowo)
negatywną bohaterkę, znalazło się w niej zaskakująco dużo dobra. Rocket może
nie zawsze trafiał z dowcipami w mój gust, a głos Coopera jakoś nie do końca mi
do niego pasował, to i tak wzbudził moją ogromną sympatię. Jednak jak to ja,
najlepszych pozostawiam na koniec. Drax- poznany w więzieniu mięśniak, bardzo
prostolinijny i kompletnie nierozumiejący metafor, był chyba jedną z
najzabawniejszych postaci, głównie dzięki temu, że nie starał się być na siłę
śmieszny. No i mój ulubieniec, czyli Groot! Groot to drzewo, które zna trzy
słowa, którymi wyraża swoje wszystkie emocje, jednocześnie jest najbardziej
pozytywną i nieobliczalną postacią. Rozbawiał mnie i rozczulał na przemian, a
moje serce zdobył już od pierwszej sceny ze swoim udziałem!
Jak już się zapewne domyśliliście, film nie powalił mnie na
kolana, więc zamiast rozpływać się nad wszystkim, mogłam dostrzec kilka rzeczy,
na które żaden normalny człowiek raczej nie zwrócił by uwagi. (Teraz będę się
czepiać) Czarny charakter- Ronan był jak dla mnie skrzyżowaniem Lorda Vadera z
„Gwiezdnych wojen” (wygląd) i Xerxesa z „300: Początek imperium” (zachowanie).
Sami Strażnicy Galaktyki wydali mi się bardzo podobni do drużyny z „Herculesa”,
kostiumy i charakteryzacja, kojarzyła mi się z tą zaprezentowaną w Panem w
„Igrzyskach Śmierci”, a cały kosmiczny klimat w pewnym momencie przypomniał mi
„Grę Endera” a nawet pewien dosyć stary film s-f, bodajże „Pluto Nash”. „Strażnicy Galaktyki” są jednak komedią, więc wcale bym się nie zdziwiła, gdyby te
podobieństwa były celowe i miały charakter lekkiej parodii. Zresztą, nie jestem
fanką, nie czytam komiksów, co ja w ogóle mogę o tym wiedzieć? ;-)
Żeby nie było, że film kompletnie nie przypadł mi do gustu,
dodam jeszcze, że oprócz postaci, bardzo spodobała mi się sceneria i
charakteryzacja. Sama opowieść ma bardzo dobre tempo i nie raz zaskakuje, a
optymistyczna muzyka nie pozwala się smucić nawet w dramatycznych momentach.
Czy więc polecam? Czemu nie, biorąc pod uwagę recenzje, jestem bardziej niż
pewna, że większość z Was, będzie zachwycona. Pamiętajcie jednak, by zostać w
kinie do samego końca, bo jak zwykle w Marvelu, tak i tu jest bonusowa scena po
napisach. Jest to jednocześnie zapowiedź kolejnej części, którą chętnie zobaczę,
kiedy już się ukaże, bo wiele intrygujących wątków nie zostało opowiedzianych
do końca.
Kontynuacja “Genezy
planety małp”, w której poznamy dalszą historię przejęcia przez inteligentne
małpy panowania nad naszą planetą i upadku cywilizacji człowieka. Rosnąca w
siłę rasa genetycznie zmutowanych małp pod wodzą Cezara zmaga się z grupą
ludzi, którzy przetrwali atak śmiertelnego wirusa, siejącego spustoszenie
dziesięć lat wcześniej. Rozejm, który udaje im się osiągnąć, okazuje się
krótkotrwały. Świat staje na krawędzi wojny, której zwycięzcy staną się
dominującym gatunkiem na Ziemi. Reżyseria: Rupert Wyatt, w ”roli” Cezara
ponownie Andy Serkis, niezapomniany Gollum z ”Władcy pierścieni”
Zwiastun:
Recenzja:
Nowy świat, nowy sojusz
Zawsze miałam ogromny sentyment do małp. Nie jest to raczej
zasługa ewolucji, która rzekomo nas z nimi łączy. Lubiłam małpy, bo uważałam je
za idealny materiał na zwierzątko domowe, które mogłabym nosić na rękach i
traktować jak człowieka. Po obejrzeniu „Ewolucji Planety Małp” to dziecięce
marzenie nabrało jednak nieco mroczniejszego i bardziej dosłownego wyrazu.
W przypadku dystopii, opowieści nie można zacząć od razu od
akcji. Świat, w który zostaniemy za chwilę wrzuceni nie jest już światem, który
znamy i rozumiemy. Nie przypomina go ani wyglądem, ani zasadami, które tam
obowiązują. Dlatego bardzo ważny w zrozumieniu całości jest wstęp. Twórcy „Ewolucji Planety Małp” postawili na dość ograną, ale też sprawdzoną i skuteczną
formę przekazu, jaką są strzępki programów informacyjnych, tłumaczących, co się
wydarzyło (zabieg ten wykorzystano wcześniej m. in. W „Na skraju jutra”).
Z krótkich urywków zdań, dowiadujemy się, że świat został
zaatakowany przez tajemniczy wirus, powstały podczas testów na szympansach. W
wyniku epidemii, ludzkość została zdziesiątkowana a małpy zyskały wiele bardzo
ludzkich cech. Teraz po dziesięciu latach od epidemii, małpy mieszkają w klanie,
a ich społeczność niczym nie ustępuje tej ludzkiej. Dowódcą klanu jest Caesar (Andy Serkis), który mimo, iż w przeszłości blisko powiązany z ludźmi, cieszy się
wśród pobratymców niegasnącym poparciem i szacunkiem. Wszystko zmienia się, kiedy na teren małp,
wkracza niespodziewanie grupa ludzi. Stając w obliczu nowego zagrożenia, ale
też niespodziewanego sojuszu, Caesar postanawia zaufać ludziom. Nie wszyscy są
jednak w stanie wybaczyć ludziom dawno zadane rany…
W pierwszych minutach filmu nie pada zbyt wiele słów, a
jeśli już, są to głównie komunikaty przekazywane na migi. Już na samym wstępie,
bardzo ważny okazał się więc klimat, który miał wprowadzić widza w opowieść i
pozwolić się w nią wczuć. Jeśli o to chodzi, nie miałam najmniejszych problemów
z poczuciem klimatu filmu, bo został perfekcyjnie wykreowany. Autentycznie
siedziałam jak zahipnotyzowana i z ciekawością śledziłam losy w klanie małp,
które swoją drogą, całkiem nieźle się urządziły. Nie sądziłam, że wstęp
przypominający podrasowany Animal Planet okaże się tak fascynujący. A później,
kiedy do akcji wkraczają ludzie, jest już tylko lepiej.
Jeśli chodzi o ludzi i małpy, nie ma tu wyraźnego podziału
na „dobrych” i „złych”. Każdy został na swój sposób skrzywdzony i ma prawo
ubiegać się o odzyskanie utraconej przeszłości. Nikt nie pozostaje jednak bez
winy i widz musi sam zdecydować, komu będzie życzył powodzenia. Podobał mi się
również fakt, że twórcy filmu nie owijają w bawełnę i nie boją się mocnych i
radykalnych zwrotów akcji. A uwierzcie mi, jest ich całkiem sporo.
„Ewolucja Planety Małp” jest kontynuacją „Genezy Planety Małp” z 2011
roku. Szczerze i bez bicia przyznaję, że poprzedniej części nie widziałam, a
moje jedyne skojarzenia odnośnie filmu wiązały się z tytułem „Planeta Małp”z 2001 roku. Na całe szczęście, na tytule się kończy, bo te
dwie historie łączą jedynie bardzo inteligentne małpy, które jednak w nowszym
wydaniu są o WIELE bardziej wiarygodne, a ich historia, jak na mój gust-
ciekawsza. Zaległości z „Genezą…” mam zamiar nadrobić i to możliwie szybko, bo
choć „Ewolucję…” oglądało mi się bezproblemowo, bez znajomości części
pierwszej, to jestem po prostu ciekawa jak wyglądał początek tej historii. Chętnie zobaczę też kolejną część, bo po zakończeniu nie mam już wątpliwości- kolejna część powstanie.
Nie mogę jednak nie wspomnieć o jednej bardzo istotnej
wadzie. O ile zazwyczaj albo chwalę soundtracki filmowe, albo uznaję je za
neutralne i nie poruszam tematu, tak tutaj muszę niestety skrytykować. Być może
mam zbyt wygórowane wymagania, albo zwyczajnie się nie znam, ale jak dla mnie
muzyka była najsłabszym aspektem filmu. W scenach akcji dominowała jedna,
bardzo irytująca melodia, przypominająca granie na cymbałkach, kojarząca się z
thrillerami z lat ’80-tych. Poza tym wszystkie melodie były bardzo neutralne i
niebudzące raczej emocji, a szkoda, bo ten drobny szczegół zaważył jednak na
ocenie końcowej.
Podsumowując, „Ewolucję Planety Małp” uważam za swoje osobiste odkrycie, ponieważ absolutnie nie
spodziewałam się tak fantastycznego filmu. Myślę, że zachwyci on nie tylko
fanów pierwszej części, ale też osoby, które nie znają jeszcze genezy tej
historii. Ze swojej strony jak najbardziej polecam!
Być księżniczką… Która z nas kiedyś o tym nie marzyła? W
końcu przynależność do rodziny królewskiej daje władzę, bogactwo, dostatnie
życie i spełnienie wszystkich marzeń. Jednak bohaterki „Elity” Kiery Cass
niedługo bardzo wyraźnie odczują, że ten luksus ma swoją cenę. Chwilami bardzo
wysoką.
Do pałacu przybyło ich 35. Wszystkie młode, piękne i rządne
korony. Z wyjątkiem jednej. Ami nigdy nie chciała być księżniczką, jednak pobyt
w pałacu sprawił przynajmniej, że nie musiała przebywać w pobliżu swego dawnego
ukochanego- Aspena. Nieoczekiwanie jednak Ami i książę Maxon zbliżają się do
siebie, lecz kiedy zaczyna w nich kiełkować uczucie, w pałacu zjawia się nowy
gwardzista, którym jest właśnie Aspen. Nagle sprawy bardzo się komplikują.
Aspen wciąż jest drogi sercu Ami, Maxon z kolei oczekuje od dziewczyny
ostatecznej decyzji, jednocześnie desperacko szukając dziewczyny, która byłaby
dla niego alternatywą. Czas- to właśnie tego potrzebuje teraz Ami, ale to
jednocześnie jedyna rzecz, której nie może dostać. Czy dokona właściwego
wyboru?
„Czas. Ostatnio domagam się go naprawdę często i miałam nadzieję, że
jeśli odczekam dostatecznie długo, wszystkie kawałki tej układanki wskoczą na
właściwe miejsca.”
Lektura „Elity” była prawdziwą emocjonalną huśtawką. W
jednym rozdziale Ami kocha Maxona, potem jednak książę robi coś, co nie podoba
się dziewczynie więc uczucie wraca w objęcia Aspena. Maxon naprawia błąd- znów
emocje biorą górę. Ale wciąż jest Aspen… To niezdecydowanie Ami choć w
założeniu miało sprawić, że czytelnik nie odgadnie do kogo ostatecznie będzie
należało jej serce, w efekcie przypomina stałe odbijanie piłeczki i jest
niestety strasznie denerwujące. Choć powinnam współczuć Ami, że jej serce jest
rozdarte na pół, tak naprawdę współczułam bardziej jej adoratorom, ponieważ żonglowanie
ich uczuciami, było ze strony dziewczyny po prostu okrutne.
„- Czasem mam wrażenie, że Maxon i ja bierzemy udział we własnej
eliminacji. Zostaliśmy tylko on i ja, jeden z nas w końcu cię zdobędzie, a ja
nie mogę zdecydować, który z nas ma gorzej. Maxon nie wie o tej rywalizacji,
więc może się aż tak bardzo nie starać. Z drugiej strony ja muszę się ukrywać ,
więc nie mogę ci dawać tyle, co on. Jakby na to nie spojrzeć, to nie jest
uczciwa walka.”
Jednak nie tylko Ami rozczarowała mnie swoim zachowaniem.
Ciągłe wahania nastrojów Maxona i jego dziwne czyny, sprawiły, że zaczęłam się
zastanawiać, czy to aby na pewno tak idealny książę z bajki jak mi się
wydawało. Z kolei Aspen, który już w pierwszym tomie był dla mnie na straconej
pozycji, okazał się zaskakująco pozytywnym bohaterem. Był troskliwy, opiekuńczy
i przyjacielski, ale zdecydowanie nie nachalny. I choć moje zdanie o bohaterach
zmieniało się równie szybko, co obrazki w kalejdoskopie, to Aspenowi udało się zrehabilitować
za czyny z pierwszego tomu.
„ Pragnęłam, żeby ktoś zmienił układ gwiazd na niebie, tak żeby
zapisywały jego słowa. Potrzebowałam ich; wielkich lśniących i widocznych wtedy,
kiedy ogarniała mnie ciemność.”
Tak mniej więcej przedstawia się pierwsza połowa książki i
gdyby druga była taka sama z pewnością wystawiłabym niższą ocenę. Na szczęście
autorka przypomniała sobie jednak o buntownikach, którzy i tym razem bez
uprzedzenia atakują pałac. W tym tomie dowiadujemy się o nich odrobinę więcej,
choć jak dla mnie wciąż zbyt mało. Bunt uosabiają jednak nie tylko rebelianci.
Podczas gdy rodzina królewska zawzięcie z nimi walczy, największą buntowniczkę
przyjęła pod swój dach. Brawurowa i odważna Ami, będzie im o tym stale
przypominać i niestety pakować się w coraz to gorsze kłopoty. Jak zakończy się
zacięty wyścig o koronę? Tego dowiemy się jednak dopiero w trzecim tomie serii.
„Jestem kompletnie zagubiona. Czasem wydaje mi się, że wiem, co się
ze mną dzieje, a potem coś się zmienia i moje uczucia także się zmieniają.”
O CZYM?„Elita” to już drugi tom dystopijnej
serii, w której młode dziewczęta walczą o koronę i serce księcia. Tym razem
otrzymujemy jeszcze więcej emocji, sprzeczności, uczuć i intryg. Choć nie
jestem w stanie zliczyć momentów, kiedy byłam wściekła na Ami, miałam ochotę
uderzyć Maxona w twarz, a Aspena wywalić za drzwi, to i tak, kiedy przyszło mi
opuścić pałac poczułam ogromny smutek, ponieważ mimo wszystko pokochałam tych
nieznośnych bohaterów i chciałabym spędzić z nimi jeszcze mnóstwo czasu. Seria
Kiery Cass właśnie taka jest: elektryzuje, zaskakuje i wciąga w swój baśniowy
świat, sprawiając, że cokolwiek by się nie działo, nie można go opuścić dopóki nie
doczyta się do ostatniej strony. A nawet wtedy jest ciężko pożegnać się z bohaterami.
Dlatego mimo wszystko nie mogę zrobić nic innego jak tylko polecić serię
absolutnie wszystkim dziewczętom!
Czasem dwojgu ludzi przydarza się coś naprawdę
niesamowitego. Uczucie tak nagłe i silne, że wywraca cały poukładany świat do
góry nogami. I choć nie zawsze jest to uczucie łatwe, czasem wiąże się z masą
bólu i konsekwencji, to warto o nie walczyć. Choćby cały świat był temu
przeciwny.
Huk wystrzału. Ciało padające bezwiednie na scenę. A potem
krzyk. Jej krzyk, błagający by się obudził. To wszystko, co pamięta Ally z
fatalnego w skutkach koncertu. Miało być jak w bajce. Po wielu miesiącach
znajomości, targana wątpliwościami, Ally w końcu pozwala sobie na uczucie do
Bradina, który wyrwał ją z hermetycznego świata, w jakim dotychczas żyła. Tego
wieczoru, podczas koncertu, miał wykonać piosenkę tylko dla niej. Miał wyznać
jej miłość i udowodnić, że jest dla niego najważniejsza. Tuż przed wyjściem na
scenę dowiaduje się jednak o przypadkowym pocałunku Ally i jego brata Toma,
oraz poznaje ułożoną specjalnie na tę okoliczność bajeczkę o ich rzekomym
romansie. Kiedy więc dosięga go kula szalonej fanki, pada na scenę z myślą, że
dwie najbliższe osoby, zrobiły mu niewybaczane świństwo.
„Wierzę, że wszystko, co się dzieje, ma swoją przyczynę i swój
powód. Wszystko jest potrzebne, byśmy mogli coś zrozumieć, lub czegoś się
nauczyć. Byśmy mogli wybrać tę właściwszą drogę, chociaż chcemy z niej zboczyć.
Często nie zdajemy sobie sprawy, co los próbuje nam pokazać i nikt nie
powiedział, że w ogóle kiedyś zrozumiemy. Bo czy ktokolwiek obiecał, że będzie
łatwo?”
Rozpoczyna się dramatyczna walka o życie Bradina, ale to
niejedyna bitwa, która zostanie stoczona. W każdym kłamstwie kryje się ziarno
prawdy i najlepiej wie o tym Tom. Chłopak robi wszystko by zagłuszyć coraz
silniejsze uczucie do Ally. Uczucie zupełnie mu obce, którego nigdy dotychczas
nie doświadczył. Czy gdy jego brat otworzy oczy, będzie mógł z całą szczerością
przyznać, że nic go z Ally nie łączy?
Jeśli czytaliście moją recenzję pierwszego tomu „Ostatniej spowiedzi”, wiecie, że jestem kompletnie zauroczona tą historią, bohaterami
i rozgrywającymi się na kartach książki dramatami. Z przeczytaniem drugiej
części zwlekałam naprawdę długo, mimo, iż kupiłam ją bardzo szybko po
premierze. Już wystawiając pierwszej części w pełni zasłużoną 10, byłam pełna
obaw odnośnie kontynuacji. Czy będzie w stanie dorównać niemal idealnej
poprzedniczce? Czy autorce uda się jeszcze raz obudzić we mnie tak silne
emocje? Teraz, po lekturze, mogę Wam z czystym sumieniem powiedzieć, że autorka
naprawdę dała radę. I choć ustawiła sobie poprzeczkę naprawdę wysoko, nie
przeszkodziło jej to, by po raz kolejny całkowicie mnie oczarować.
„Czasami zdawało się jej, że wciąż jest małym dzieckiem.
Dokonywała dorosłych wyborów i podejmowała świadome decyzje, lecz nadal potrzebowała
jakiegoś poparcia, potwierdzenia, kiwnięcia głową. Czasami wydawało jej się, że
wszyscy jesteśmy takimi dziećmi. Potrafimy się uśmiechać i cieszyć, ale jeżeli
coś w głębi nie gra, to radość zawsze jest częściowa- a przekonanie, że kiedy
zamkniesz oczy, ciemność znika, jest po prostu nieprawdziwe.”
Zarówno przy okazji tomu pierwszego jak i drugiego, autorka
udowodniła, że ma bardzo dobry gust muzyczny. Nie tylko tworzy niezwykłe sceny,
ale potrafi dopasować też do nich bardzo klimatyczny podkład muzyczny, który
idealnie oddawał rozgrywające się wydarzenia. Wśród moich ulubieńców znalazł
się oczywiście Josef Heddinger i utwór „About being alone”, oraz „You found me”
zespołu The Fray. Niestety nie zawsze miałam możliwość odsłuchać daną piosenkę
podczas lektury, ale w przypadku tomu trzeciego nie popełnię już tego błędu i
przygotuję wcześniej składankę do OS z utworami sugerowanymi przez autorkę.
Choć nie ukrywam, że największy sentyment mam do początków
miłosnych historii, gdyż pierwsze zauroczenia są zawsze najbardziej
elektryzujące, to drugi tom nie ustępuje w tym przypadku niczym tomowi
pierwszemu. Autorka po raz kolejny hipnotyzuje słowem, nie szczędzi
plastycznych porównań i zapadających w pamięć refleksji. Całość okraszona jest
też uzupełniającymi fragmentami z tomu pierwszego. Żeby nie było tak słodko
dodam tylko, że nie wszystkie decyzje bohaterów były moim zdaniem trafione,
szczególnie jedna wydała mi się szczególnie pochopna i może mieć spore
konsekwencje w części trzeciej. Tym bardziej oczekuję z niecierpliwością
zakończenia historii by przekonać się, jaki finał będą miały wszystkie
elektryzujące wydarzenia.
„Kiedyś jest bezludną wyspą, zawsze bliższą niż „nigdy” i zawsze
zbyt daleką od „teraz”. Czekając na dzień, odliczasz godziny. Czekając na
„kiedyś”, śledzisz zapamiętane myśli i niespełnione sny.”
O CZYM?„Ostatnia spowiedź”, to opowieść o
miłości w różnych jej odcieniach. Niezwykle intensywna, romantyczna, chwilami
też dramatyczna, ale i zabawna historia, która trafi do każdego serca.
Skomplikowane relacje bohaterów, piętrzące się problemy i intrygi sprawiają, że
od lektury nie można oderwać się nawet na chwilę. Fanów serii nie muszę
zachęcać do lektury, jednak jeśli mieliście choć najmniejsze wątpliwości czy po
nią sięgnąć, mam nadzieję, że udało mi się je rozwiać, bo książkę naprawdę
warto przeczytać.
Ziemia,
czternaście tysięcy lat temu. Udręczona dusza półboga błąka się po świecie.
Herkules (Johnson), syn potężnego Zeusa, przez całe życie nie zaznał niczego
prócz cierpienia. Po wykonaniu dwunastu ciężkich prac i utracie rodziny,
poświęca się krwawym bitwom. Tylko one przynoszą mu ukojenie. Za towarzyszy ma
szóstkę podobnych mu straceńców, których łączy zamiłowanie do wojny i nieustająca
bliskość śmierci. Ich los odmienia się, gdy król Tracji (Hurt) zechce, by
uczynilii jego armię najpotężniejszą na świecie. Zagubione dusze dostrzegą, jak
nisko upadły, gdy stworzą wojowników równie bezwzględnych i żądnych krwi, jak
one same.
Zwiastun:
Recenzja:
Legenda, czy prawda ukryta w legendzie?
Nie znam chyba osoby, która nie lubiłaby mitologii. Bo w
sumie czego tu nie lubić? Cudowny klimat, mityczni bogowie, niezwykłe
opowieści. No i herosi oczywiście. Pół bogowie, pół śmiertelnicy, obdarzeni
nadludzką siłą i mądrością. Perseusz, Achilles a nawet Percy Jackson. Wszyscy
znamy ich historie. A co z synem Zeusa, Herculesem? Mogło by się wydawać, że i
jego znamy od podszewki, jednak Brett Ratner udowadnia, że prawda nie zawsze
jest taka jak się wydaje.
Wszyscy znają legendę o dwunastu pracach Herculesa, które zostały
na niego nałożone, jako kara za wymordowanie rodziny. W filmie jednak wątek ten
jest zaledwie wspomniany i przedstawiony zupełnie inaczej. Tym razem słynny heros nie działał sam, a celem
prac było zdobycie sławy i chwały. Hercules jest tak naprawdę najemnikiem,
który wraz z grupą podobnych mu wojowników walczy w imieniu królów. Oczywiście
za odpowiednią odpłatą. Wątek jego rodziny jest owiany mgłą tajemnicy. I choć
wieść głosi, że sam zamordował swoich bliskich, nikt nie zna prawdy, nawet on
sam. Udręczony koszmarami i cierpieniem Hercules postanawia udać się do miejsca
gdzie będzie mógł w spokoju doczekać końca swoich dni. Jednak nieoczekiwanie
córka króla Tracji Ergenia (Rebecca Ferguson) prosi go o pomoc w walce z
okrutnym buntownikiem. Heros nie podejrzewa jednak, że walka odmieni całe jego
życie.
„Hercules” Bretta Ratnera to legenda w nowej odsłonie.
Odrobinę rozczarował mnie fakt, że cała mitologia skupiona była jedynie na
początku filmu i okazała się jedną wielką ściemą. Jednak jak się okazało, nie
tak do końca. Film będzie więc sporym zaskoczeniem dla fanów mitologii, a
szczególnie mitu o Herculesie. Również fani animowanej wersji, będą zdziwieni
rozwojem akcji. Początkowo Hercules, kojarzony przecież z bohaterem, może się wydać
rozczarowujący. W końcu okazuje się, że tak naprawdę za niezwykłą legendą kryje
się nie jeden heros, a grupa złaknionych złota najemników. Jednak nie
zniechęcajcie się do Herculesa, bo już po kilkunastu minutach filmu,
odkryjecie, że za kilogramami muskułów i srogim wyrazem twarzy, kryje się
uczciwy człowiek, który wiele w życiu stracił.
Zatrzymajmy się więc na chwilę, nie tyle przy samym
Herculesie, co przy Dwaynie Johnsonie, odtwórcy roli słynnego herosa. Od kiedy
zobaczyłam plakat filmowy miałam naprawdę spore wątpliwości czy Dwayne to
właściwy człowiek na właściwym miejscu. Aktor kojarzy mi się głownie z filmami
akcji, gdzie występuje w asyście broni i szybkich samochodów, i nie da się
ukryć, ze to takich filmów najbardziej pasuje. Przede wszystkim kojarzy mi się
on jednak z „Królem Skorpionem”, którego wprost uwielbiam. Trzeba przyznać, że
w „Herculesie” panuje podobny klimat i miałam wrażenie, że przez cały seans nie
pozbędę się skojarzenia ze Skorpionem. Jak się okazało, nie ma się czego
obawiać. Dwayne jako Hercules wypadł świetnie, bo dobrze czuje się w
starożytnych klimatach. Odpowiednia charakteryzacja sprawiła, że nie da się w
nim dostrzec Luke’a z „Szybkich i wściekłych”, a przekonująca gra aktorska
pozbawiła mnie wszelkich skojarzeń z „Królem Skorpionem”. Jedynym słowem:
Dwayne dał radę.
Nie można jednak zapomnieć o tym, co dzieje się na drugim
planie, a dzieje się naprawdę dużo. Wszystko za sprawą dobrze dobranych
aktorów, którzy robią sporo zamieszania. Mam tu głównie na myśli przyjaciół
Herculesa. Najbardziej zapadł mi w pamięć Tydeus (Aksel Hennie). Najwierniejszy
spośród towarzyszy herosa, znaleziony przez niego jako dziecko na polu bitwy.
Choć jest półdziką niemową, wzbudził we mnie mnóstwo sympatii, a grający go Aksel
Hennie dał popis świetnych umiejętności aktorskich, ponieważ stworzył niezwykle
barwną postać nie wymawiając ani jednego słowa! Na uznanie zasługuje także
waleczna amazonka Atalanta (Ingrid Bolsø Berdal), powściągliwy wieszcz Amfiaraos
(Ian McShane), siostrzeniec Herculesa i
przezabawny baśniarz Jolaos (Reece Ritchie), który sam pragnie być wreszcie
bohaterem, a także zaprawiony w boju Autolykos (Rufus Sewell). Razem tworzą
barwną i dobrze dobraną bandę, i choć różni ich niemal wszystko są dla siebie
jak rodzina.
„Hercules” jest filmem wprost naszpikowanym akcją, jednak
nie jest to wcale akcja męcząca, a doskonale rozłożona w czasie. Przygody
bohaterów śledzi się z zapałem i entuzjazmem. Dostajemy dopracowaną i spójną
historię z dużą ilością wątków doprowadzonych do końca. Zwroty akcji zaskakują
i robią wrażenie. Podobnie jak pięknie przedstawiony świat i ciekawe sceny
walk. Dodatkowym plusem jest humor, który sprawił, że dosyć okrutna i krwawa
historia zyskała na lekkości.
Nie pozostaje mi więc nic innego niż zaprosić Was do kina na
tą wspaniałą produkcję. Bitewny rozmach „300” idzie tu w parze z architektonicznym
przepychem „Pompei”. Szczypta humoru, mnóstwo akcji i świetni aktorzy
sprawiają, że „Hercules” to idealne letnie kino niemal dla każdego widza.
Polecam.
UWAGA: Daty premier są ruchome i mogą ulec zmianie
Książki:
„Atlanci. Wyspa
Sześciu Pierścieni”- Olis Nari Lang
Seria:
Atlanci #2
Wydawca:
Azyl
Premiera: 1 sierpień 2014
Nawiązująca
do historical fiction saga „Atlanci” odwołuje się do artefaktów i
monumentalnych budowli starożytnych cywilizacji. Historia losów głównych
bohaterów rozgrywa się w scenerii mitycznej Atlantydy i na terenie podległych
im kolonii.
II tom
sagi to ciągnące się nieprzerwanie pasmo zaskakujących zwrotów akcji i
nieprzewidzianych zdarzeń.
Choć
zagadka Kakrachana zostaje rozwiązana, rodzą się kolejne wątpliwości i
pojawiają nowe tajemnice. Jakkolwiek coraz więcej dowiadujemy się o Atlantach,
zdumiewających przedmiotach i budowlach, to wciąż nie wiemy, co czeka nas na
końcu tej drogi? Jak rozwinie się historia Dalemy i Zamira? Kim są Atlanci i
dlaczego Podziemie z nimi walczy? Jaką rolę spełniają przepowiednie?
A może
nikt z bohaterów nie ma wpływu na to, co się zdarzy, ponieważ to już dawno
zostało zaplanowane…
Niezwykła
historia, wciągająca akcja, zadziwiająco realny świat Atlantydy – to sprawia,
że „Wyspa sześciu pierścieni” pochłania bez reszty…
***
„Jedno
małe kłamstwo”- K.A. Tucker
Seria:
Dziesięć płytkich oddechów #2
Wydawca:
Filia
Premiera: 6 sierpień 2014
Livie
zawsze była tą bardziej zrównoważoną z sióstr Cleary. Poradziła sobie z
tragiczną śmiercią rodziców. Jednak pod zewnętrzną powłoką twardej i silnej
młodej kobiety, kryje się mała dziewczynka, uczepiona ostatnich słów ojca:
„Spraw, bym był dumny”. Obiecała, że się postara…Przez ostatnie siedem lat
każda decyzja, słowo i czyn przybliża ją do wytyczonego celu.
Livie
trafia do Princeton z życiową misją: uczęszczać na zajęcia, zdać na medycynę i
poznać dobrego, porządnego faceta, za którego pewnego dnia wyjdzie za mąż. Nie
planuje jednak: galeretkowych shotów, sympatycznej
współlokatorki-imprezowiczki, której nie potrafi odmówić i Ashtona –
przystojnego kapitana uczelnianej osady wioślarskiej. Jego zdecydowanie NIE
planuje. Ashton jest aroganckim dupkiem, który rozpala zwykle uśpiony
temperament Livie, ponadto uosabia wszystkie cechy, których dziewczyna pragnie
u faceta uniknąć. Co gorsza, jest przyjacielem i współlokatorem Connora, który,
jak się akurat składa, idealnie spełnia wymagania Livie. Dlaczego więc
dziewczyna cały czas wraca myślami do Ashtona?
Czy obowiązkowa
i przykładna dotąd Livie zostanie zmuszona, by zrezygnować z ostatniej
obietnicy, jaką złożyła ojcu? A wraz z nią z jedynej drogi życiowej, którą zna?
***
„Coś do ukrycia”-
Cora Carmack
Seria: Coś
do stracenia #2
Wydawca:
Jaguar
Premiera: 6 sierpień 2014
Mackenzie
„Max” Miller ma poważny problem. Jej rodzice wpadli właśnie z niezapowiedzianą
wizytą do miasta i jeśli zobaczą jej tatuaże, piercing i ufarbowane na wściekłą
czerwień włosy, nieludzko się wściekną. Gorzej – gdy spotkają również jej
obecnego chłopaka, Mace’a, zapewne zdecydują się ją wydziedziczyć. Max wmówiła
im, że spotyka się z sympatycznym i poukładanym gościem, którego poznała w
bibliotece, a wytatuowany facet z tunelami w uszach ni diabła nie pasuje do tego
opisu. Sytuacja jest katastrofalna. Jedyne wyjście to w ciągu trzech minut
znaleźć kogoś, kto zgodzi się odegrać chłopaka z biblioteki.
Cade
przeniósł się do Filadelfii by studiować na uniwersytecie Temple, ale nic nie
układa się tak, jak sobie zaplanował. Wisienką na torcie są rychłe zaręczyny
Bliss i Garricka. Gdy do stolika, przy którym siedzi przysiada się nagle dziwna
dziewczyna z jeszcze dziwniejszą prośbą, Cade porzuca na chwilę zdrowy rozsądek
i zgadza się na szaloną maskaradę. Szybko okazuje się, że to, co miało potrwać
kwadrans, tak szybko się nie skończy. A im dłużej Max i Cade udają parę, tym
trudniej im zachować pozory…
***
„To
Ty mnie ocalisz”- Jasinda Wilder
Seria: Falling #3
(cz. 2)
Wydawca: Amber
Premiera: 7 sierpień 2014
Ciąg dalszy bestsellera
To Ty mnie pokochasz.
Podałaś mi rękę, gdy
balansowałam na krawędzi. Pokazałaś
mi, że można mieć
nadzieję…
Chcieliśmy wierzyć,
że po usłyszeniu magicznych słów „ja ciebie też”, wszystko już będzie dobrze.
Że to zaklęcie miłości roztoczy parasol ochronny, przepędzi zły los i demony.
Ale tak nie jest. Po wypowiedzeniu tych słów wszystko po prostu boli bardziej…
Kylie i Oz są już
pewni, że chcą być razem, ale wydaje się, że życie co chwila chce pokrzyżować
te plany. Nie przebiera w środkach, a że historia lubi się powtarzać, są to
środki ostateczne.
Rozpacz, lęk,
pożegnanie i przeszłość, która niespodziewanie staje w drzwiach…
Oz, chłopak Kylie, i
Colton, jej ojciec, dwóch mężczyzn tak całkiem różnych, a jednak tak podobnych,
opowiada historię tej miłości – miłości do dziewczyny i do córki. I czasem
mówią przez łzy…
***
„Nigdy
nie gasną”- Alexandra Bracken
Seria: Mroczne umysły
#2
Wydawca: Otwarte
Premiera: 11 sierpień 2014
Mam na imię Ruby.
Niektórzy nazywają mnie Liderką, ale tylko ja wiem, kim jestem naprawdę.
Potworem.
Przede mną
najbardziej ryzykowana misja w moim życiu – wojna, w której stawką jest
ocalenie tych, których kocham. Zwycięstwo może oznaczać przegraną bitwę o samą
siebie.
Jestem ostatnią z
Pomarańczowych i jestem gotowa na wszystko.
Czy co roku we
wrześniu zastanawiasz się, jak przetrwać szkołę i nie zwariować?
„Wybrani. Niezbędnik
Nocnej Szkoły 2014/2015” pomoże Ci zaplanować czas, podpowie, jak się uczyć,
rozwiązywać konflikty, być bardziej kreatywnym i zostać milionerem :).
Znajdziesz w nim kultowe cytaty z Twojej ulubionej sagi, kalendarz, plan lekcji
i informacje przydatne wszystkim uczniom. W oczekiwaniu na czwarty tom
„Wybranych” przeczytasz prequel serii – opowiadanie „Dzień, w którym zgasły
światła” – i dowiesz się, jak wszystko się zaczęło…
Rok z „Wybranymi”
będzie pełen sukcesów!
***
„Ostatni
dzień lata” Joyce Maynard.
Wydawca: Muza
Premiera: 13 sierpień 2014
Miasteczko Holton
Mills w amerykańskim stanie New Hampshire. Nadchodzi koniec lata i wakacji.
Zbliża się upalny długi weekend z okazji Święta Pracy. 13-letni samotnik Henry
spędza czas głównie na oglądaniu telewizji, czytaniu i fantazjach. Jego jedynym
towarzystwem jest rozedrgana emocjonalnie, od lat rozwiedziona z jego ojcem
matka. Nagle we czwartek przed świątecznym weekendem, podczas banalnej wizyty w
supermarkecie, wszystko zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni: pewien
tajemniczy ranny mężczyzna prosi Henry'ego o udzielenie mu pomocy. Pięć
kolejnych dni będzie w życiu Henry'ego największą lekcją, jaką może dać życie;
chłopiec pozna dojmujący ból zazdrości i konsekwencje zdrady, zrozumie, że
dobro tych, których kochamy, jest ważniejsze od naszego własnego - oraz że na
prawdziwą miłość warto zaczekać.
***
„Monument
14. Niebo w ogniu”- Emmy Laybourne
Seria: Monument 14 #2
Wydawca: Rebis
Premiera: 13 sierpień 2014
Grupka nastolatków i
młodszych dzieci – uwięziona w supermarkecie, w którym ukryła się przed serią
coraz to większych katastrof – uczy się, jak przetrwać i zorganizować sobie
schronienie przed chaosem. Pojawienie się obcych z zewnątrz burzy ich kruchy
spokój i prowadzi do kolejnej tragedii, choć też daje dzieciom promyk nadziei.
Okazuje się, że z lotniska w Denver władze ewakuują ludzi w bezpieczne miejsca.
Jeśli tam dotrą, być może spotkają rodziców i zostaną ocaleni. W obliczu
trudnej decyzji grupa się dzieli: Dean postanawia zostać w sklepie wraz ze
swoją ukochaną Astrid i trójką maluchów, a jego brat Alex razem z pozostałymi
wyrusza w najeżoną niebezpieczeństwami podróż do niepewnego celu. Świat po
kataklizmie jest jednak jeszcze gorszy, niż się spodziewali. Ale i w sklepie
wcale nie jest bezpieczniej…
Nikt nie wie, że
wojsko ma własne radykalne plany, jak uporać się z następstwami tsunami.
***
„Cień Hegemona”- Orson Scott Card
Seria: Cień Endera #2
Wydawca: Prószyński i
S-ka
Premiera: 19 sierpień 2014
Wojna Ligi została
wygrana, ludzkość ocalała. Zwycięstwo nad Formidami odniosło dziewięcioro
dzieci – geniuszy strategii i taktyki – pod dowództwem Endera Wiggina. Ender
wyruszył w kosmos na statku kolonizacyjnym, nikt już go na Ziemi nie zobaczy.
Dzieci ze Szkoły Bojowej wróciły do swoich domów, do rodziców. Starają się
przystosować do zwykłego cywilnego życia. Zapewne by im się to udało, ale są
zbyt utalentowane, by nie chciał ich wykorzystać ktoś, kto pragnie sięgnąć po
władzę nad światem.
Jak zawsze,
uderzający jest opis dzieci, zawsze bardziej lub mniej ludzkich, doskonałych,
ale zawodnych, tragicznych, ale pełnych nadziei, cudownych i niezwykłych.
„Publishers Weekly Starred Review”
***
“Dawca”-
Lois Lowry
Seria: Dawca#1
Wydawca: Galeria
Książki
Premiera: 20 sierpień 2014
W społeczności, w
której żyje Jonasz, wszystko jest idealne. Specjalnie dobrane kobiety rodzą
dzieci, które trafiają potem do odpowiednich jednostek zwanych komórkami
rodzinnymi. Każdy ma przypisanych rodziców i pracę. Nikomu nawet nie przyjdzie
do głowy, by zadawać pytania. Wszyscy są posłuszni. Nie ma konfliktów,
nierówności, rozwodów, bezrobocia, niesprawiedliwości… ani możliwości wyboru.
Wszyscy są tacy sami.
Z wyjątkiem Jonasza.
Podczas ceremonii
dwunastolatków dzieci z dumą przyjmują przydzielone im życiowe role. Ale dla
Jonasza wybrano coś specjalnego. Ma rozpocząć szkolenie u tajemniczego starca
zwanego Dawcą Pamięci. Jonasz stopniowo uczy się, że moc tkwi w uczuciach. Ale
kiedy jego własna siła zostaje wystawiona na próbę – kiedy musi uratować kogoś,
kogo kocha – może nie być gotowy. Czy jest za wcześnie? Czy za późno?
***
“Scramasax. Miecz wikingów”- Kevin
Crossley-Holland
Seria: Saga o
Wikingach #2
Wydawca: Bellona
Premiera: 22 sierpień 2014
Niezwykła podróż ze
skutej lodem Skandynawii do gorącego serca Bizancjum dobiegła końca. Solveig
odnalazła ojca. Teraz, by go znów nie utracić, musi wziąć udział w jeszcze
bardziej niebezpiecznej wyprawie. Wareska gwardia rusza do boju. Rozbrzmiewa
szczęk i zgrzyt oręża. To wymarzona okazja do zdobycia łupów i zyskania sławy!
Wśród zbrojnych jest
jednak ktoś jeszcze. Młoda dziewczyna czujnie rozgląda się wokół siebie.
Czy tak miała
wyglądać wojenna chwała? Czy nie myliła się co do swoich towarzyszy?
A może ta wyprawa
odbierze jej więcej niż tylko złudzenia?
***
"Zew
górzystej krainy"- Amy Cameron
Wydawca: Świat
Książki
Premiera: 27 sierpień 2014
Edynburg, rok 1913.
Młoda nauczycielka, Lili Campbel, nieślubna córka kucharki, otrzymuje od
przystojnego i zamożnego baroneta, sir Nialla Munroya, niespodziewaną
propozycję małżeństwa. Wyrusza z narzeczonym do odległego zamku w Highlands,
gdzie jego liczna rodzina przyjmuje ją z ostentacyjnym lekceważeniem. Lili musi
się zmierzyć z mroczną atmosferą pełną skrywanych tajemnic i zapiekłej
nienawiści, która od wielu pokoleń dzieli dwa klany - Munroyów i Makenziech.
Wiele wskazuje na to, że o genezie waśni najwięcej wie babcia sir Nialla,
Mhairie, jedna z niewielu życzliwych Lili osób.
Czy uczucie łączące
pannę Campbell i jej narzeczonego okaże się dostatecznie silne nawet wówczas,
gdy Lili odkryje, że jej ojciec należał do klanu Makenziech, a niedawne
samobójstwo pierwszej żony sir Nialla nadal kładzie się głębokim cieniem na
jego życiu i podejściu do kwestii małżeństwa?
***
„Dzielnica
obiecana”- Paweł Majka
Seria: Uniwersum
Metro
Wydawca: Insignis
Premiera: 27 sierpień 2014
Dwie dekady po
Pożodze, globalnej zagładzie atomowej. Gatunek homo sapiens na powrót został
sprowadzony do roli jednego z konkurentów w grze o przetrwanie. Zmieniło się
wszystko. Tylko ludzie pozostali tacy, jak dawniej.
Nowa Huta.
Zaprojektowane i zbudowane od podstaw robotnicze miasto. XVIII dzielnica
Krakowa. To tu, w podziemnych schronach, mieszkają ci, którzy przetrwali
nuklearną apokalipsę. Każdy dzień oznacza dla nich walkę, każdy miesiąc
przynosi nowe zagrożenia. Wśród strzępów cywilizacji przeżycie kolejnego roku
zakrawa na cud.
Zdradzeni i zmuszeni
do ucieczki mieszkańcy Nowej Huty wyruszają na poszukiwanie mitycznego raju –
Kombinatu. Nie wiedzą jeszcze, że z niedostępnego dla nich centrum Krakowa nadciąga
przerażająca horda, która odmieni znany im świat.
Jednak to śmiertelne
niebezpieczeństwo okaże się tylko tłem dla piekła, które ludzie niezmiennie
gotują sobie sami nawzajem.
***
„Niech
coś się w końcu zdarzy”- Trixi Von Bulow
Seria wydawnicza:
Leniwa niedziela
Wydawnictwo: Świat
Książki
Premiera 27 sierpień 2014
Fritzi Berger, z
konieczności silna kobieta, od roku nie ma męża. Nie brakuje jej za to
niespełnionych pragnień i wątpliwości. Ma też córeczkę, która co wieczór
przychodzi z pluszakiem Robbie do jej łóżka, kiepsko opłacaną posadę redaktorki
w wydawnictwie Best & Seller, za sobą piętnaście lat małżeństwa, a przed
sobą czterdzieste urodziny.
I wtedy przyjaciółka
namawia ją, by pojechały razem na kilka dni nad morze…
Pomiędzy codziennym
kieratem a chęcią, by jeszcze raz poszukać szczęścia, rozwija się porywająca,
czasem smutna, czasem zabawna i pełna zaskoczeń, bardzo życiowa historia.
Pełna humoru i
ciepła, przewrotna opowieść o poszukiwaniu szczęścia – „Woman”
Trixi von Bülow jest
autorką i dyrektor wydawniczą w niewielkim monachijskim wydawnictwie. Napisała
kilka bestsellerowych poradników, m.in. Mężczyźni. Podręczna instrukcja
obsługi, Co zrobić, żeby mężczyzna oszalał na twoim punkcie, Co zrobić, żeby
twoje życie stało się piękniejsze (wszystkie ukazały się nakładem Świata
Książki). Niech w końcu coś się zdarzy to jej debiut powieściowy. Trixi mieszka
w Monachium z mężem i dwoma synami.
***
„Przeznaczeni”-
Holly Bourne
Wydawca: GW
Foksal/YA!
Premiera: 27 sierpień 2014
Dobrze się zastanów
zanim się zakochasz. Gorące uczucie, nadciągający kataklizm, sensacja i
najwyższa stawka.
Gdy jest się
zakochanym jest o co walczyć. Powieść o sile uczuć i wielkim spisku. Miłość
młodych bohaterów grozi zagładą świata. Gdy pozostaną razem Ziemia zniknie.
Rozpoczyna się dramatyczny wyścig z czasem. Tropieni przez agencję rządową mają
zostać rozdzieleni. Czy miłość zwycięży przeznaczenie?
**
„Walczyłam
o Patricka”- Lisa Niemi Swayze
Wydawca: Świat
Książki
Premiera: 27 sierpień 2014
LISA NIEMI i PATRICK
SWAYZE byli małżeństwem przez trzydzieści cztery lata. Poznali się w szkole
tańca prowadzonej przez matkę Patricka; mieli wtedy po kilkanaście lat. On
nieco starszy, trochę próżny i zarozumiały, ona - śliczna, zamknięta w sobie i
jakby zdystansowana, nie zamierzała wzorem koleżanek czcić go niczym
nieziemskie bóstwo. Choć w ich długim małżeństwie, tak jak w wielu innych,
zdarzały się okresy burzliwe, spowodowane stresem i rozmaitymi kłopotami, ale
nawet wtedy było ono partnerstwem dwojga ludzi o wspólnych zainteresowaniach i
twórczych pasjach.
W słowach małżeńskiej
przysięgi, Lisa przyrzekła swemu mężowi, że go "nie opuści aż do
śmierci". Ile młodych par zastanawia się, co te słowa naprawdę znaczą, ile
wypowiada je z pełną świadomością? Książka Życie jest tego warte to nadzwyczaj
szczery zapis zmagań ze śmiertelną chorobą bliskiej osoby - codziennej troski o
ulżenie cierpieniom chorego i walki z własną słabością, żeby przetrwać kolejny
dzień, nie pogrążając się w rozpaczy. Jest to również bardzo osobista opowieść
o tym, jak sobie radzić po śmierci kogoś, z kim przeżyło się połowę życia.
***
„Ponura
Drużyna”- Luke Scull
Seria: Ponura Drużyna
#1
Wydawca: Uroboros
Premiera: 27 sierpień 2014
I tom trylogii.
Początek mrocznej militarnej sagi fantasy.
Bogowie nie żyją, a
świat potrzebuje bohaterów. Zamiast nich dostaje tylko Ponurą Drużynę:
podstarzałych żołnierzy, kiepskiego maga, dwójkę sierot i sługę o dziwnych
umiejętnościach.
W świecie, w którym
bogowie nie żyją, grasują hordy okrutnych demonów, a władcami są nieśmiertelni
magowie, potrzebna jest odrobina nadziei.
Militarna saga
fantasy w stylu George’a R.R. Martina i Glenna Cooka.
Zapadająca w pamięć
opowieść ze świetnymi bohaterami i przemyślaną fabułą w dojrzałym świecie,
stworzona przez utalentowanego autora.
- SFBook.com
***
„Zdobycz”-
Andrew Fukuda
Seria: Polowanie #2
Wydawca: Fabryka Słów
Premiera: 29 sierpień 2014
Nie uciekniesz.
„Polowanie” trwa.
Drugi tom znakomicie
przyjętego „Polowania”
Trzymasz w rękach
jedną z najbardziej błyskotliwych i oryginalnych książek jakie ostatnio
czytałam. Andrew Fukuda stworzył obraz świata jednocześnie przerażający i
fascynujący. Ta książka gwarantuje ci niejedną bezsenną noc!
- Richelle Mead,
autorka bestsellerowej serii Akademia Wampirów
Gene i jego
przyjaciele myślą, że są w końcu bezpieczni. To jednak tylko pozory. Wkrótce
okazuje się, że polowanie dopiero się zaczyna.
Sam pomysł polowania
przywodzi na myśl wydarzenia z „Igrzysk śmierci” – losowanie „szczęśliwców”,
centrum treningowe, poleganie tylko na sobie, walka o przetrwanie.
Monika „Katriona”
Doerre
Filmy:
„Strażnicy
galaktyki”
Premiera: 1 sierpień 2014
Zuchwały awanturnik
Peter Quill kradnie tajemniczy artefakt stanowiący obiekt pożądania złego i
potężnego Ronana, którego ambicje zagrażają całemu wszechświatowi. Chcąc
uniknąć gniewu Ronana, Quill zmuszony jest zawrzeć niewygodny sojusz z czterema
niemającymi nic do stracenia outsiderami: Rocketem – uzbrojonym szopem, Grootem
– drzewokształtnym humanoidem, śmiertelnie niebezpieczną i tajemniczą Gamorą i
żądnym zemsty Draxem Niszczycielem. Kiedy główny bohater odkrywa prawdziwą moc
artefaktu i zagrożenie, jakie stanowi on dla kosmosu, musi zmobilizować swoich
niesubordynowanych towarzyszy do ostatniej bitwy, od której zależą losy
galaktyki.
***
„Tarzan.
Król Dżungli”
Premiera: 1 sierpień 2014
Sympatyczna małpa
Kala znajduje w dżungli opuszczone ludzkie niemowlę. Mimo początkowej
nieufności stada, postanawia zaopiekować się dzieckiem. Chłopiec dorasta pod
okiem górskich goryli jako jeden z nich, powoli ucząc się praw dżungli. Pod ich
opieką wyrasta na silnego młodego mężczyznę znanego jako Tarzan. W wieku 14 lat
po raz pierwszy spotyka innego człowieka: Jane Porter, piękną i odważną
nastolatkę odwiedzającą Afrykę ze swoim ojcem. Ten dzień na zawsze zmieni życie
chłopaka. Zapragnie zrozumieć kim jest, a przede wszystkim znów spotkać
niezwykłą Jane. Nie spodziewa się, że wkrótce jego czworonożni przyjaciele
znajdą się w niebezpieczeństwie przed, którym tylko on będzie mógł ich obronić.
***
„Nie ma tego złego”
Premiera: 1 sierpień 2014
Leo marzy, aby zostać
pisarzem. Jednak kolejne próby kończą się niepowodzeniami. W dodatku złośliwy
los sprawia, że to jego była żona otrzymuje lukratywną propozycję wydania
książki opartej na blogu o znaczącym tytule "Czemu jesteś do bani". Z
kart świeżo wydrukowanego dzieła wszyscy znajomi i nieznajomi dowiadują się o
pikantnych szczegółach nieudanego związku Leo. Załamany mężczyzna nie oczekuje
od życia już niczego dobrego. Wtedy poznaje Colette - kobietę swoich marzeń.
Niestety, problem w tym, że wybranka jego serca właśnie wychodzi za mąż... za
innego.
***
„Epicentrum”
Premiera: 8 sierpień
W ciągu jednego dnia
Silverton zostaje spustoszone przez niespotykaną do tej pory serię tornad. Całe
miasteczko pozostaje na łasce i niełasce nieobliczalnych i śmiercionośnych
cyklonów, a łowcy tornad przewidują, że najgorsze dopiero przed nimi. Większość
mieszkańców szuka schronienia, lecz niektórzy ruszają w kierunku oka cyklonu.
Chcą sprawdzić, jak daleko może posunąć się łowca burz, by zrobić zdjęcie swojego
życia. Film "Into the Storm" widziany oczyma zawodowych łowców burz,
żądnych wrażeń amatorów i odważnych mieszkańców miasta pozwala widzom znaleźć
się w samym centrum wydarzeń i przekonać się o niszczycielskiej sile przyrody,
utrwalonej w obiektywie ich aparatów.
***
„Wojownicze
żółwie ninja”
Premiera: 8 sierpień 2014
Przybysze z kosmosu
atakują Ziemię. Z pomocą mieszkańcom przychodzi czwórka Żółwi Ninja.
***
„Podróż na sto stóp”
Premiera: 8 sierpnia 2014
Dystyngowana Madame
Malory (Helen Mirren) od lat kieruje cenioną restauracją w niewielkiej
miejscowości na południu Francji. Sława jej potraw wykracza daleko poza lokalną
społeczność. A przyznane lokalowi prestiżowe trzy gwiazdki w słynnym Przewodniku
Michelina napawają dumą wszystkich mieszkańców. Pewnego dnia w miasteczku
osiada rodzina emigrantów z Bombaju. Gdy przybysze otwierają skromny lokal vis
a vis renomowanej restauracji, Madame Malory nie kryje oburzenia wobec ich
kulinarnego nieokrzesania. Unoszące się w powietrzu zmysłowe nuty curry,
kardamonu i kminu sprawiają jednak, że nowa knajpka zaczyna cieszyć się coraz
większym zainteresowaniem. Czy uwodzicielskie smaki Orientu przekonają do
życzliwych Hindusów również kuchenną arystokratkę?
***
„Dzwoneczek
i tajemnica piratów”
Premiera: 14 sierpień 2014
Dzwoneczek i jej
utalentowane przyjaciółki wyruszają na pełną przygód wyprawę, by odzyskać
magiczny pył, skradziony z Przystani Elfów przez tajemniczą Zarinę. W trakcie
poszukiwań cały świat Dzwoneczka, Jelonki, Widii, Różyczki, Mgiełki i Iskierki
staje na głowie, kiedy pod wpływem zaklęcia zostają zamienione ich talenty. A
to jeszcze nie wszystko… Wróżki czeka bowiem spotkanie z piratami.
***
„Lucy”
Premiera: 14 sierpień 2014
Lucy (Scarlett
Johansson) mieszkająca na Tajwanie studentka zostaje namówiona przez swojego
chłopaka do dostarczenia ważnej teczki pewnemu biznesmenowi. Zanim jeszcze
dziewczyna zorientuje się w co została wplątana, stanie się zakładniczką
bezwzględnego pana Janga (Choi Min Sik) na którego rozkaz do organizmu Lucy
zostanie chirurgicznie wszyta paczka z silną syntetyczną substancją
przypominającą narkotyk. Przypadkowo substancja chemiczna rzeczywiście przenika
do organizmu Lucy. Pod jej wpływem ciało dziewczyny zaczyna podlegać
niewyobrażalnym transformacjom, a najbardziej doświadcza tego mózg, którego
potencjał zostaje uwolniony i osiąga zdumiewające, pozostające dotychczas
jedynie w sferze hipotez możliwości... Z ogromną intensywnością zaczyna
odczuwać wszystko, co znajduje się wokół niej – powietrze, wibracje, ludzi,
nawet grawitację. Rozwijają się u niej również cechy nadludzkie - telepatia,
telekineza, niezwykle rozległa wiedza oraz zapierająca dech w piersiach
kontrola nad materią.
***
„Wakacje Mikołajka”
Premiera: 14 sierpień 2014
Koniec szkoły to
najszczęśliwszy dzień w roku dla Mikołajka i paczki jego oddanych przyjaciół.
Wystarczy spakować walizki i można ruszać w wymarzoną wakacyjną podróż. A ta
zaprowadzi bohatera w sam środek malowniczej Bretanii. Od partyjki golfa w
urokliwym pensjonacie, przez rejs do Wyspy Mgieł, na harcerskim obozie
skończywszy – wszędzie, gdzie pojawi się Mikołajek, czeka go moc
niezapomnianych przygód.
***
„Dawca Pamięci”
Premiera: 22 sierpień 2014
Film oparty jest na
bestsellerowej powieści Lois Lowry z 1993 roku o tym samym tytule. Opowiada
historię chłopca o imieniu Jonas, który żyje w fikcyjnym świecie bez wad.
Społeczeństwo jest szczęśliwe, a pojęcia wojny, bólu, wyboru, smutku i innych
uczuć nie są mu znane. Każdy ma przypisaną rolę i żyje według ściśle
określonych zadań. W wieku 12 lat Jonas otrzymuje swoją rolę - ma zostać
"Odbiorcą wspomnień". Rozpoczyna szkolenie pod okiem byłego
"Odbiorcy", starszegoo człowieka, który będzie przekazywał chłopcu
swoją wiedzę (tytułowy "Giver"). Tym sposobem Jonas doznaje nowych
uczuć i wkracza w prawdziwy świat, gdzie nie wszystko jest tak wspaniałe. Zdaje
sobie sprawę, że społeczność, w której żyje to jedno wielkie oszustwo i w
obliczu tej prawdy musi podjąć decyzje, które zmienią jego los na zawsze.
*** Czeka nas miesiąc pełen wrażeń! Na co szczególnie czekacie?