Opis:
Jest rok 2070,
czterdzieści lat po nieudanej inwazji obcych zwanych Formidami. Trwają
poszukiwania tych, którzy mogliby poprowadzić Ziemian do zwycięstwa na wypadek
powrotu najeźdźców. Władze w sekrecie prowadzą rygorystyczny nabór dzieci i
najlepsze z nich wysyłają do orbitalnej szkoły bojowej, gdzie te spędzą
dzieciństwo, szkoląc się na przyszłą elitę wojenną w przestrzeni kosmicznej. Do
programu szkoleń zostaje włączony młody Ender Wiggin. Chłopiec walczy o swoje
człowieczeństwo, pomimo ciągłej rywalizacji z innymi dziećmi, presji, rozgrywek
pomiędzy dowództwem oraz tajemniczego wpływu ze strony obcych. Nad szkoleniem
Endera czuwa weteran poprzedniej wojny z obcymi, Mazer Rackham, który
szczęśliwym zbiegiem okoliczności odparł wówczas atak na Ziemię. Wyczerpujące
bitwy pomiędzy uczniami doprowadzają młodego geniusza na szczyt rankingów
szkoły, ale prawdziwa walka odbywa się poza salą treningową - walka o życie,
walka z własnymi demonami, walka o ludzkość.
Zwiastun:
moja rada:wystrzegajcie się dubbingu jak ognia!
„Nie jesteś
pierwszym. Ale będziesz ostatnim…”
Świat przyszłości fascynuje nie od dziś. To jak będzie
wyglądała nasza planeta za kilkadziesiąt lat to temat stale aktualny i świeży.
Powstały setki wizji przyszłości od utopi po dystopie. Pełne nowoczesnej
technologii i rzeczy nieosiągalnych dla nas. Swoją wersję nowego świata
stworzył również Orson Scott Card w
bestsellerze „Gra Endera”. Film o tym
samym tytule zagościł w naszych kinach już jakiś czas temu, ale dopiero teraz
dane było mi go obejrzeć. Choć science fiction to nie moja bajka, to po
fenomenalnym zwiastunie byłam gotowa zainwestować w bilet od razu. Byłam i
widziałam. A jakie są wrażenia?
Powiem szczerze, ze początkowo miałam niemałe problemy z
wczuciem się w akcję. Wszystko było dziwne inne i nowe. Nie bardzo
rozumiałam, co się dzieje, ale mając w pamięci zwiastun liczyłam, że w końcu
zrozumiem. W końcu pojęłam, jednak nie wkręciłam się w opowieść tak jak
powinnam. 90% całego filmu skupia się wokół szkolenia grupy dzieci na
zawodową armię, która jest ostatnią nadzieją Ziemi na pokonanie
zagrażających nam obcych. Dlaczego dzieci? Chyba chodzi o to, że „nowy
model żołnierza” jak to zostało ładnie nazwane, miał być doskonale wytresowany
od podstaw. A dziecko dużo łatwiej ukształtować na swoją modłę. Brygada
szkoleniowa zapomniała jednak, że dziecko, w dodatku GENIALNE dziecko, też ma
swój rozum i może mieć własne zdanie.
Film skupia się właśnie na poszukiwaniu takiego „genialnego
dziecka”. Dziecka, które będzie w stanie poprowadzić armię ku chwale. Takim
właśnie małoletnim geniuszem okazuje się Andrew Wiggin zwany Enderem. Cała
kadra od początku ma na niego oko i robi wszystko by przygotować do roli przywódcy.
Jak szybko się okazuje Ender w swym rozumowaniu przerasta nawet nauczycieli, którzy stale starają się manipulować jego losem lecz do czego to doprowadzi dowiemy się dopiero na końcu.
Osobny akapit należy się też wspomnianym obcym, którzy
totalnie mnie zaskoczyli. Słysząc słowo UFO mam w umyśle obraz małego
zielonego stworka, jaki zazwyczaj jest nam serwowany. Tak się po prostu utarło.
Byłam przygotowana na wszystkie potworności o dziwnych kształtach , tym większe
było moje zdziwienie gdy okazało się, że w kosmicznej bitwie przyszło nam walczyć
z… Robalami. Oryginalne i niecodzienne rozwiązanie, ale Robale w kosmosie?
Jakoś mnie to nie przekonało.
Moje ogólne niezrozumienie niektórych faktów może wynikać z nieznajomości
książkowego pierwowzoru. Nie mogę, więc porównać czy odwzorowanie było
wierne czy też nie. Wiem jedynie, że książkowy Ender był znaczne młodszy od filmowego, bo miał
zaledwie 6 lat. O ile w książce to przeszło i wyszło podobno świetnie, tak w
filmie niestety już by się nie sprawdziło. Jednak Asa Butterfield jako Ender poradził sobie z mojego
subiektywnego punktu widzenia naprawdę dobrze. Co innego Harrison Ford, który nie przekonał mnie do swojej
postaci zupełnie. Reszta aktorów grała na naprawdę przyzwoitym poziomie, więc
nie mogę się przyczepić.
Filmu nie da się nie porównywać do znanych „Igrzysk śmierci”. Tam też
grupa dzieci ma stoczyć bitwę. Różnica jest jednak taka, że w „Igrzyskach…”
dzieciaki mają pozabijać się nawzajem jedynie dla uciechy tłumu. W „Grze…” natomiast
dzieci walczą razem przeciw wspólnemu wrogowi. Cel niby bardziej szczytny, lecz
jak się okazuje, tak samo bezcelowy jak tamten. Trzeba jednak nam, ludziom, przyznać,
że choć wciąż walczymy o pokój na świecie to nic tak nie cieszy jak oglądanie
małych dzieci zmagających się ze śmiercią. Czy to nie dziwne? ;)
Akcja filmu rozwija się strasznie powoli. Owszem mamy kilka
dynamiczniejszych momentów, jednak to dopiero ostatnie 30 minut zaważyło na
tym, że z przeciętnego film stał się fajny. Jeśli liczycie na dynamiczną okołokosmiczną
produkcję ze świetnymi efektami, możecie się nieco zdziwić. Jeśli jednak nie
nudzi was czekanie na rozwój akcji, lub po prostu lubicie ten typ filmu, to nie
ma przeciwwskazań do oglądania. Dla przykładu: mój stały towarzysz kinowy
wyszedł z seansu bardzo zadowolony. Może więc puenta jest taka, że to produkcja
raczej dla męskiej części społeczeństwa, dla fanów sf lub tych którzy pokochali
książkę. Nie wiem. Ja chętnie obejrzę część drugą, by dowiedzieć się, co też
jeszcze Ender wymyśli, ale nie sądzę bym powróciła w najbliższym czasie do
części pierwszej. Ocena zostaje więc raczej neutralna a wybór pozostawiam Wam.
Ocena:
6/10
Najpierw książka potem film :D książka już czeka na przeczytanie po niej jestem ciekawa filmu chętnie obejrzę, mam nadzieję, że bardziej mi przypadnie do gustu niż Tobie ;)
OdpowiedzUsuńTo był chyba właśnie mój błąd, że książkę postanowiłam sobie darować. Myślę, że jeśli będziesz znała ten świat to bardziej go polubisz :) Ja nie widzę teraz już sensu czytania książki, ale Tobie życzę przyjemnej lektury ;)
UsuńNajpierw przeczytam książkę, potem dam szansę filmowi, ale nie wiążę z nim jakichś wielkich nadziei. ;)
OdpowiedzUsuńKolejna mądra osoba ;) Film ma bardzo skrajne opinie więc nie jestem w stanie wyrokować czy spodoba się czy też nie :)
UsuńNie przepadam za takimi filmami, wiec na pewno nie obejrze :)
OdpowiedzUsuńWiesz ja też nie i w sumie sama nie wiem czemu tak bardzo chciałam go obejrzeć :P To był po prostu impuls :P A tak się składa, że teraz jest moda na takie filmy ;) Nie żałuje mimo wszytko. Było to przynajmniej dla mnie jakieś nowe doświadczenie :)
UsuńNiestety tematyka przestrzeni kosmicznych jest dla mnie nie do przyswojenia i po prostu totalnie się nudzę. Co nie oznacza, że film jest zły ;)
OdpowiedzUsuńFilm jest właśnie dobry, ale raczej dla tych co lubią takie klimaty ;)
UsuńWszyscy zachwalają mi książkę, w końcu będę musiała ją przeczytać, jestem taka zacofana, jeśli chodzi o nowości w świecie książek, że... :<
OdpowiedzUsuńZ tego co mi wiadomo to nie taka straszna nowość po książka została wydana w 2011 roku, a z okazji premiery filmu odświeżono jedynie szatę graficzną ;)
UsuńNie zamierzam łamać zasady "najpierw książka - potem film", dlatego (oczywiście nielegalnie, a co!) obejrzę sobie film dopiero po przeczytaniu książki (prawdopodobnie również nielegalnie, mój urodzinowo-świąteczny budżet paruje, bo zamówiłem tryliard książek). Niemniej jednak, opis mnie całkiem zainteresował... chociaż te robale... Nigdy nie pałałem miłością do owadów od czasu ataku jednej z os (po prostu się na mnie rzuciła, daję słowo!).
OdpowiedzUsuńJa właśnie też nie przepadam za robalami- totalnie mnie odrzuca. Czuję, że książka jest znacznie lepsza, wiadomo tak jest zazwyczaj, bo autor ma większe pole manewru. Wszyscy zachwycają się serią więc myślę, że jeśli spodobał Ci się opis to i cała powieść tez zrobi stosowne wrażenie. A z nielegalnych źródeł nawet ja korzystam ;)
UsuńMiałam ochotę na ten film, ale wiem, że taka powolna akcja będzie mi się strasznie dłużyć. Dlatego na razie spasuję. Może najpierw zabiorę się za książkę... Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńNiby jest pewne napięcie w tej opowieści, ale mnie tam się trochę dłużyło... Ale jeśli ciekawi Cię ta historia ogólnie, to radzę właśnie od książki zacząć ;)
Usuń