Fabryka Słów/ 401 str./ 37,80 zł/ 2011 r |
Gorzki posmak wielkiej magii
Chyba każdy kto miał choćby raz do czynienia z fantastyką,
prędzej czy później znalazł się na etapie łączenia świata rzeczywistego z tym
istniejącym jedynie w wyobraźni. „Co by było gdyby?”, to jedno z moich
ulubionych pytań i nie raz zdarzyło mi się rozmyślać nad tym, jak by to było,
gdyby te dwa światy istniały obok siebie. Autorzy fantastyki rozmyślają nad tym
chyba bezustannie i wręcz prześcigają się w niezwykłych wizjach koegzystujących
ze sobą wymiarów. Można odnieść wrażenie, że w tym temacie wszystko zostało
powiedziane i nie można wymyślić już nic oryginalnego. A jednak w przypadku „Na krawędzi” okazało się, że można i to
w naprawdę dobrym stylu!
Świat jaki znamy wcale nie jest jedynym. Tuż obok kryje się
bowiem kraina pełna magii będąca jego alternatywną wersją. Przejście z jednego
świata do drugiego nie jest jednak wcale proste. Istnieje bowiem także coś
pomiędzy zwyczajną Niepełnią a magiczną Dziwoziemią. Rubież. Miejsce będące
swoistą granicą, fazą przejściową między jednym światem a drugim. Nie istnieje
tam prawo ani władza, a każdy z mieszkańców sam dba o siebie i swoje
bezpieczeństwo.
Na krawędzi światów, razem z młodszymi braćmi mieszka Rose
Drayton. Rose to kobieta, która powinna wiecznie nosić koszulkę z napisem
„Uwaga: Gryzę”. Ma jednak po temu ważne powody. Od kiedy jej matka umarła, a
ojciec wyruszył w świat w poszukiwaniu przygód, jest dla swoich braci jedyną
rodziną i jedynym obrońcą. Pracuje ciężko jako sprzątaczka w Niepełni, by
zapewnić im szczęśliwe dzieciństwo, ale i tak ledwie wiąże koniec z końcem. Jakby
tego było mało, Rose ma pewien problem… Przed laty, biorąc udział w Festynie
Talentów, ujawniła swoją wielką moc, która choć daje ogromną siłę, staje się
też źródłem ogromnych problemów. Od czasu Festynu, dziewczyna jest stale narażona
na ataki ludzi, którzy chcą wykorzystać jej talent do swoich celów. Kiedy przed
domem Rose pojawia się tajemniczy szlachcic, dziewczyna natychmiast wyczuwa problemy.
Tak się jednak składa, że nie może go po prostu spławić. Nad Rubieżą zawisło
bowiem prawdziwie piekielne niebezpieczeństwo, a szlachcic może okazać się
jedyną osobą na tyle potężną, by stawić jej czoło.
Ilona Andrews, to tak naprawdę pseudonim artystyczny pewnego
bardzo utalentowanego małżeństwa. „Na
krawędzi” jest jednak dziełem wyłącznie Ilony i choć nie znam poprzedniej
serii duetu, to tu od razu można wyczuć prawdziwie kobiecą rękę. O ile w
książkach urban fantasy, zazwyczaj wątek romansowy jest ograniczony do „droczenia
się”, tak tutaj został (w końcu!) potraktowany na równi z pozostałymi
wydarzeniami. Nie znaczy to jednak, że wspomniane droczenie zostało pominięte.
Nic z tych rzeczy! Bohaterowie są charakterni i nieustępliwi, a co za tym
idzie, ich relacja okazuje się trudna, pełna słownych potyczek i ostrych
kłótni, całkowicie pozbawiona lukrowej otoczki.
Kobieca ręka widoczna jest też we wszechobecnych emocjach,
dosłownie wylewających się ze stron książki. Szczególnie podobał mi się wątek
maleńkiej, ale bardzo kochającej się rodziny Draytonów. Bracia Rose są absolutnie
przeuroczymi łobuziakami i pokochałam ich całym sercem. Dostarczyli mi masy
wzruszeń, ale też uśmiechu. Jeśli w związku z tym obawiacie się jak wypadła
kreacja świata, mogę Was uspokoić. Ilona Andrews nie tylko zadbała o
wyrazistych bohaterów i barwną paletę emocji, ale stworzyła też bogate
uniwersum, pełne szczegółów, magii i tajemnic. Już od początku czytelnik czuje,
że kreowanie światów sprawiało autorce ogromną przyjemność. Czuć to w lekkości
stylu, w pomysłowości i w każdym przesyconą magią zdaniu. Można odnieść
wrażenie, że autorka całkowicie spuściła swoją wyobraźnię ze smyczy, a jej
opowieść nie uznaje żadnych ograniczeń.
O CZYM?
„Na krawędzi” to doskonała
pozycja dla każdego fana powieści spod znaku urban fantasy, a jednocześnie
ukłon w stronę zaniedbywanych w tym gatunku kobiet. Silna i twardo stąpająca po
ziemi bohaterka jak dla mnie może konkurować jedynie z fenomenalną Mercedes
Thompson, a jej arogancki towarzysz na pewno pozostanie na długo w każdym
kobiecym sercu. Intryga również jest bardzo dobrze przemyślana i potrafi
niejednokrotnie zachwycić i zaskoczyć czytelnika. Ja dopisuję „Na krawędzi” do listy ulubionych urban fantasy,
a Wam serdecznie polecam lekturę!
Ocena:
8/10
W serii:
Na krawędzi
Księżyc nad Rubieżą