29 stycznia 2015

„Wielka szóstka” (animacja)


Opis:
Pełna humoru opowieść o niezwykłej przyjaźni pomiędzy młodym geniuszem Hiro a jego robotem o wielkiej posturze i wielkim sercu, Baymaxem. Wypadek podczas pokazów robotyki staje się początkiem serii wydarzeń zagrażających bezpieczeństwu całego miasta San Fransokyo. Pragnąc odkryć źródło zagrożenia i aby zapobiec zbliżającej się katastrofie, Hiro  wraz z przyjaciółmi - nieustaraszoną ryzykantką, neurotycznym miłośnikiem porządku, genialną chemiczką, zwariowanym fanem komiksów oraz nieco nadopiekuńczym Baymaxem - tworzy Wielką Szóstkę ultranowoczesnych bohaterów. Czy nowoczesne technologie i  przyjaźń wystarczą, by pokonać tajemniczego przeciwnika?


Zwiastun:


Recenzja:

Balonowy chłopak w stroju Marvela,
czyli
Disney zabiera się za komiksy!

„Wielka szóstka” to animowana komedia wytwórni Walt Disney Pictrues, odpowiedzialnej między innymi za hit „Kraina lodu”. Jednak próżno szukać tu porównań, bo tym razem, inspiracją nie były klasyczne baśnie a komiks Marvela o tym samym tytule. Po praz pierwszy Disney zdecydował się na adaptację komiksu i choć ja osobiście za komiksami nie przepadam i ich nie czytuję, to bajką powstałą na podstawie tego konkretnego, jestem zachwycona.

Zacznijmy od miejsca akcji, bo jest to prawdziwa uczta dla oka. Cała historia rozgrywa się w San Fransokyo, fikcyjnym mieście będącym połączeniem Tokio i San Francisko. Mamy tu więc zarówno most Golden Gate i  urocze maleńkie domki, jak i monumentalne wieżowce i kwitnące wiśnie. Futurystyczna sceneria staje się jednak tylko tłem dla niecodziennych zdarzeń…



Głównym bohaterem animacji jest czternastoletni Hiro Hamada. Poznajemy go w dosyć niecodziennych okolicznościach, kiedy to bierze udział w nielegalnych walkach robotów. Choć początkowo można odnieść wrażenie, że to niewinny dzieciak zafascynowany czymś, o czym nie ma pojęcia, szybko przekonuje zarówno widza jak i swoich przeciwników, że to nieprawda. Hiro mimo młodego wieku jest prawdziwym geniuszem. Właśnie kończy liceum i mimo początkowej niechęci pragnie także dostać się na uniwersytet, by studiować robotykę. Już na początku widz zostaje wprost zasypany skomplikowaną terminologią i niezrozumiałymi eksperymentami. Jest to jednak na tyle nieistotne, że bez problemu można zrozumieć, co się dzieje, ale z tego, co udało mi się zaobserwować na sali kinowej, młodsze dzieciaki po prostu się wyłączały i nudziły.

Prawdziwa zabawa zaczyna się tak naprawdę od pewnej spektakularnej eksplozji, kiedy to wystawa robotyki idzie z dymem, a razem z nią, projekt Hiro. Dla chłopaka sprawa staje się podwójnie osobista. Razem z pewnym sympatycznym robotem Baymaxem i czwórką znajomych z uniwersytetu, Hiro tworzy wielką szóstkę bohaterów, którzy wykorzystując swoje genialne (choć wcale nie magiczne) zdolności, chcą odkryć, co tak naprawdę wydarzyło się  podczas pokazu. Po drodze będą musieli zmierzyć się jednak z tajemniczym mężczyzną w masce, który bynajmniej nie ma przyjaznych zamiarów.


Uff… Tyle musicie wiedzieć zanim przejdę do bohatera, który jest kluczowy w całej historii. Nie. Nie jest nim Hiro. Chodzi mi tu oczywiście o okrutnie pominiętego dotychczas Baymaxa, który jest najfajniejszym balonowym robotem jakiego kiedykolwiek poznałam! Tak naprawdę, cała historia byłaby mi najzwyczajniej obojętna (no, prawie) gdyby ten balonowy chłopak nie pojawił się i nie wstrząsnął całą produkcją. Oczywiście wstrząsnął ze śmiechu, bo to ten sympatyczny robocik jest jego głównym źródłem. Baymax został stworzony jako opiekun medyczny, ma więc na twardym dysku ogromne pokłady empatii, cierpliwości i troski o innych. Jak tu zrobić z niego superbohatera? Jedno jest pewne: nie obejdzie się bez napadów śmiechu!

W wielu opiniach spotkałam się z porównaniami „Wielkiej szóstki” do „Jak wytresować smoka”. Cóż, jeśli naprawdę się uprzeć, można by postawić Baymaxa przy Szczerbatku, ale ja nie widzę takiej potrzeby. Bajki mają to do siebie, że w mniejszym lub większym stopniu, mniej lub bardziej świadomie, zgapiają coś od poprzedników. Myślę jednak, że grupa docelowa będzie miała analizy w głębokim poważaniu, a ja choć już do niej nie należę, mam w tym przypadku identyczne zdanie. Liczy się zabawa i morał.



Właśnie, morał. Jak w każdej bajce jest i tu. „Wielka szóstka” jest opowieścią o przyjaźni, lojalności i przeżywaniu tragedii, ale także o zemście, wybaczaniu i poświęceniu dla innych. Znajdą się tu momenty smutne, ale też takie kiedy płakać będziemy jedynie ze śmiechu. Dużym plusem są bohaterowie, nie tylko przyjaźni dla oka i sympatyczni w odbiorze, ale też barwni, ciekawi, inteligentni i mimo, że kreowani na bohaterów, wcale nie przekolorowani. Jeśli chodzi o dubbing, był całkiem w porządku, choć spośród rozhisteryzowanych głosów,  wybijał się szczególnie spokojny ton Zbigniewa Zamachowskiego, który od czasów kultowego „Shreka” jest obok Jerzego Shtura, moim absolutnym faworytem jeśli chodzi o podkładanie głosu w animacjach.

Czy polecam? Z całą odpowiedzialnością. „Wielka szóstka” to idealna rozrywka dla całej rodziny. Mam nadzieję, że to nie ostatnie podejście Disneya do komiksów Marvela, bo jestem zaintrygowana na tyle, że z przyjemnością obejrzę jeszcze  coś podobnego.

Ocena:

8/10

27 stycznia 2015

„O krok za daleko”- Abbi Glines

Wydawnictwo Pascal/ 300 str./ 34,90 zł/ 2013 r.


Granice, które nie powinny zostać przekroczone

Nie mam pojęcia jak do tego doszło, ale właśnie pewna książka wycięła kilka godzin z mojego życia. Ot, tak. Po prostu. Dostałam co prawda jasne ostrzeżenie, że wciągnie mnie bez reszty, ale nie myślałam, że dojdzie do tego iż ocknę się po kilku godzinach, kompletnie skołowana i zaskoczona, że to już koniec. Co więcej, myślę teraz tylko o jednym: muszę przeczytać następną część. Natychmiast!

Blaire to dziewiętnastolatka,  której życie właśnie rozpadło się na kawałki. Pięć lat wcześniej straciła siostrę bliźniaczkę, a niedawno musiała pochować własną matkę. Nie mając nikogo, kto pomógłby jej w trudnych chwilach jest zmuszona radzić sobie sama. By spłacić długi za leczenie matki, musi jednak sprzedać dom. Mając starego pickupa i dwadzieścia dolarów w kieszeni, przełykając dumę, prosi o pomoc ostatnią osobę, którą ma ochotę teraz oglądać: swojego ojca.

Szybko jednak okazuje się, że tatuś kolejny raz wystawił ją do wiatru. Kiedy dziewczyna dociera do willi, w której mieszka on ze swoją nową rodziną, nie zastaje ojca, a przyszywanego brata, Rusha, o którym nie miała pojęcia. W tej chwili jest pewna dwóch rzeczy. Po pierwsze: nie jest tu mile widziana. Po drugie: nic nie może poradzić na to, że nie potrafi oderwać wzroku od cudownych stalowych oczu chłopaka. Jest jeszcze jeden pewnik: zakochanie się w tym zakazanym i niegrzecznym mężczyźnie to najgorsza rzecz jaką może zrobić. A jednak między tą dwójką rodzi się potężne i zakazane uczucie. Czy będą w stanie mu się oprzeć? Czy posuną się o krok za daleko?

„Powinnam odejść i trzymać się z daleka. Rush nie był i nigdy nie miał stać się niczyim księciem z bajki. Nie mogłam liczyć na to, że mnie pokocha i będzie mnie wielbił. Ale już się do niego przywiązałam. […] mogło stać się tak, że nigdy go nie zapomnę ani nie przestanę kochać. To mnie najbardziej przerażało- że po tym wszystkim nie zdołam ruszyć dalej.”

Blaire okazała się cudowną bohaterką. Niewinną i delikatną, ale za razem twardo stąpającą po ziemi i pewną siebie. Zdobyła mój ogromny szacunek swoją postawą wobec życia. Niczego nie oczekuje, nie użala się nad sobą, ciężko pracuje na swoje szczęście. Rush z kolei to typowy bad boy z masą tajemnic i bolesnych wspomnień. Jest obrzydliwie bogaty i wydaje się potwornie zepsuty. Ciągłe imprezy i panienki na jedną noc to dla niego rutyna. A jednak pod tą maską kryje się ktoś zupełnie inny. Pytanie tylko, czy będzie potrafił ją przed kimś zrzucić?

Powieść Abbi Glines, powstała na fali znanego już wszystkim nurtu New Adult. To gatunek, który rozkochał w sobie młode kobiety, w tym także mnie. Nie jestem w stanie dokładnie określić, co w tej książce tak mną zawładnęło. Nie jest doskonała i ma kilka rażących wad. Przede wszystkim nie spodobał mi się zamysł autorki, by erotyka przejęła dowodzenie w tej opowieści. Miałam wrażenie, że każda sytuacja, nie ważne jaka, sprowadza się tylko do jednego. Również Blaire odrobinę zawiodła mnie swoim zachowaniem, bo spodziewałam się, że akurat ona będzie potrafiła zachować godność odrobinę dłużej. Jednak, żeby dostrzec wady powieści potrzebowałam kilku głębokich oddechów i chwili przerwy, bo w trakcie czytania, mój umysł całkowicie wyłączył się na wszelkie analizy i bodźce z zewnątrz. I taką mam dla Was radę: nie analizujcie zbytnio tych drażniących wątków. Bo po co? To i tak nie zmieni faktu, że książka jest obłędnie hipnotyzująca.  

O CZYM?   „O krok za daleko” to hipnotyzująca opowieść, pełna pasji, namiętności i tajemnic. Łączy w sobie elementy dramatu i pikantnego romansu. Abbi Glines jest jedną z tych pisarek-czarodziejek, które nie wiadomo kiedy przejmują kontrolę nad umysłem czytelnika. I choć nie jest to najlepsza powieść New Adult jaką czytałam, ani nie zmieniła mojego życia, to spędziłam z nią szalenie udaną noc  i mam  zamiar zarwać również dwie następne, rozkoszując się kolejnymi tomami serii. A Wam, jeśli czujecie się zaintrygowani, dobrze radzę kupić natychmiast całą trylogię, bo gwarantuję, że po TAKIM zakończeniu nie będziecie w stanie wytrzymać ani minuty oczekiwania na dalszy ciąg.

Ocena:
8/10

Seria Rosemary Beach:
>O krok za daleko<
Spróbujmy jeszcze raz
Zacznijmy od nowa
- - -
Przypadkowe szczęście
Odzyskane szczęście


25 stycznia 2015

„Inne zasady lata”- Benjamin Alire Saenz

Wydawnictwo Rodzinne/ 338 str./ 39.90 zł/ 2013 r.


Odkrywając tajemnice wszechświata

Wszechświat skrywa wiele tajemnic. Jednak przeważnie najtrudniej jest poznać te, ukryte głęboko w naszym wnętrzu. Jeszcze trudniej jest je jednak zaakceptować. Czy można nauczyć się grać według nowych zasad?

Pewnego upalnego lata, 1987 roku, w El Paso, przecinają się losy dwóch skrajnie różnych chłopców o bardzo oryginalnych imionach. Arystoteles jest cichy i zamknięty w sobie, jednak za powłoką spokoju kryje ogromny gniew, złość i senne koszmary. Nie chce dłużej udawać dobrego chłopca i żyć w cieniu widma starszego brata, który został skazany. Nie potrafi odnaleźć też wspólnego języka z rodzicami, którzy nie potrafią rozmawiać o przeszłości. Dante z kolei jest jego zupełnym przeciwieństwem. Jest pełen życia i radości, ale także empatii o wrażliwości. Arystoteles i Dante, to samotnicy i choć nie łączy ich prawie nic, postanawiają się zaprzyjaźnić. Przyjaźń ta, dla obu okaże się próbą zrozumienia samego siebie i podróżą do własnego wnętrza. To, co odkryją, stanie się jednak początkiem wielkich zmian. Czy będą w stanie je zaakceptować? I czy będą mieli odwagę, by przyznać się przed innymi i przed samymi sobą do własnych uczuć?

„Byłem nieszczęśliwy. I jeśli o mnie chodzi, to słońce mogło w końcu stopić błękit nieba. Wtedy niebo byłoby równie nieszczęśliwe jak ja.”
Str. 11

Nie znam zbyt wielu książek, w których występuje temat odmienności seksualnej. Dotychczas nie było mi dane przeczytać ani jednej takiej pozycji. I nic dziwnego, bo mimo iż świat wychodzi z cienia i staje naprzeciw trudnym rozmowom, tak homoseksualizm wciąż pozostaje tabu i budzi ogromne emocje.  Widzę to szczególnie wyraźnie w moim otoczeniu, gdzie niemal na każdym kroku spotykam się z niechęcią, a nawet skrajną wrogością wobec osób o odmiennej orientacji. Nie mam zamiaru nikogo namawiać, by zmieniał poglądy, bo nie mam takiej mocy, jednak nie mogę się pogodzić z tym, jak takie osoby są czasem traktowane. Benjamin Alire Saenz podjął się w swojej książce naprawdę trudnego zadania. Jak sam tłumaczy w przedmowie, miał wątpliwości i niemal porzucił swój projekt. Cieszę się jednak, że znalazły się osoby, które w odpowiednim momencie popchnęły go dalej, bo książka, którą stworzył jest naprawdę potrzebna i wyjątkowa. A co najważniejsze, nie skupia się wcale na jednym temacie.

„Myślałem, że to lato będzie tym, w którym poczuję, że żyję. Świat, o którym mówili moja mama i tata, był gdzieś tam i czekał na mnie.
Ten świat tak naprawdę nie istniał”
Str. 146

W gruncie rzeczy, autor nie miał zamiaru wzbudzać swoją książką kontrowersji, ani oburzenia społeczeństwa. Nie sądzę by ta pozycja mogła wzbudzić oburzenie w kimkolwiek, bo pan Saenz podszedł do tematu z ogromną ostrożnością i wyczuciem. Wbrew pozorom homoseksualizm nie jest tu motywem przewodnim. Książka jest przede wszystkim opowieścią o chłopcu, który poszukuje samego siebie. Ari, bo o nim mowa, opowiada o tym jak destrukcyjne okazuje się milczenie, o demonach, które każdy w sobie ukrywa i o rozmowie, która choć boli, jest bardzo potrzebna. Jest to też opowieść o rodzinnej miłości i o przyjaźni zdolnej do największych poświęceń. Nawet imiona bohaterów nie są dziełem przypadku. W książce pojawia się wiele intrygujących spostrzeżeń i filozoficznych myśli i choćby dla nich naprawdę warto sięgnąć po tą pozycję.

O CZYM?    „Inne zasady lata” to subtelna i bardzo poetycka lekcja tolerancji, ale także magiczna opowieść o wewnętrznym zagubieniu i drodze, którą każdy musi w sobie odnaleźć, by zacząć naprawdę żyć. Nie jest to książka, którą mogę polecić każdemu. Choć jest to powieść, którą każdy powinien przynajmniej spróbować przeczytać i zrozumieć, wiem, że większość nawet nie będzie chciała. A mimo to zachęcam, nawet zaciekłych przeciwników, bo bije z tej powieści ogromny przekaz i to nie jeden.

Ocena:
7/10


„-I co zrobisz z tymi wszystkimi tajemnicami?
-Wiem, co z nimi zrobię- powiedział.- Może zmienię świat.”
Str. 47-48


Piosenkę pewnie wszyscy znacie. Warto się wsłuchać w tekst.



22 stycznia 2015

„Wróć, jeśli pamiętasz”- Gayle Forman

Nasza Księgarnia/ 287 str./ 26.90 zł/ 2015 r


Spójrz, kim staliśmy się bez siebie

Czekanie na kolejny tom serii to prawdziwa udręka, zwłaszcza jeśli autor zdecyduje się rozbić czytelnika na tysiąc kawałków i zostawić go w takim stanie na nie wiadomo jak długo. Na drugi tom „Jeśli zostanę” przyszło nam czekać ładnych kilka lat i w zasadzie dostaliśmy ten niesamowity prezent od wydawnictwa jedynie dzięki (absolutnie cudownej!) ekranizacji. Choć ciekawość o dalsze losy bohaterów dosłownie zżerała moją czytelniczą duszę, trawiły mnie także pewne obawy. Bo czy to w ogóle możliwe, by powtórzyć jeszcze raz tamte uczucia? Przywołać niesamowity klimat ulotnych wspomnień? Wydawało mi się, że nie, ale od bardzo dawna nie byłam w tak wielkim błędzie.

„I nie wiem, czemu dzwonię, słuchawka jest głucha.
I nie wiem, czemu śpiewam, skoro nikt nie słucha”
piosenka str.103

Pierwszy tom był w całości opowieścią Mii. To razem z nią przeżywaliśmy tragedię, która zniszczyła jej życie. Z nią śmialiśmy się i płakaliśmy przeżywając na przemian piękne wspomnienia i bolesną teraźniejszość. Drugi tom uświadomił mi jednak, że skupieni na Mii przegapiliśmy coś bardzo istotnego. Bo nie tylko ona przeżyła tragedię i nie tylko ona musi nosić jej brzemię. Siedząc przy szpitalnym łóżku, obok nieprzytomnej Mii, jej chłopak, Adam, złożył dziewczynie pewną obietnicę. „Pozwolę ci odejść. Jeśli zostaniesz”. Teraz, trzy lata od tragicznego wypadku, wciąż pamięta ją doskonale. Bo musiał dotrzymać słowa.

„Więc to do tego doszło? T y m się stałem? Chodzącą sprzecznością? Jestem otoczony ludźmi a czuję się samotny. Twierdzę, że usycham z tęsknoty za odrobiną normalności, ale teraz kiedy ją mam, jakbym nie wiedział, co z nią począć. Nie potrafię już być normalnym człowiekiem.”
Str. 41

Dziewczyna zostaje. Ale nie z nim. Zupełnie niespodziewanie losy tych dwojga zwyczajnie się rozchodzą. Kariera zespołu Adama, Shooting Star, nabiera bardzo szybkiego tempa, a Mia staje się jedną z najbardziej obiecujących młodych wiolonczelistek. Jednak los postanawia dać im jeszcze jedną szansę. Czy przypadkowe spotkanie, pozwoli im odnaleźć siebie na nowo? A może starych ran nie powinno się rozdrapywać, zwłaszcza, że jeszcze nie zdążyły na dobre się zabliźnić?

„Odpuścić. Wszyscy mówią o tym, jakby to  była najprostsza rzecz na świecie. Odegnij palce jeden po drugim, aż dłoń się otworzy. Ale moja dłoń jest zaciśnięta w pięść od trzech lat; ścierpła w tym uścisku. Cały tak zastygłem. I niedługo stężeję do końca.”
Str. 212

Tym razem to Adam jest narratorem całej historii, co było dla mnie pierwszym, bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Kolejnym była atmosfera książki. Wydawać by się mogło, że to pierwszy tom powinien być bardziej dramatyczny. No wiecie, wypadek, tragedia, dramatyczne decyzje. Ale jednak dzięki wspomnieniom Mii, była to naprawdę pokrzepiająca i pełna ciepła historia. To właśnie drugi tom okazał się tym bardziej mrocznym i przepełnionym smutkiem. I znów pierwsze skrzypce grają tu wspomnienia, bo te należące do Adama nie są ani ciepłe ani pokrzepiające. Wypełnia je ból, krzyk i cierpienie. Płynnie przechodzimy więc do kolejnego, bardzo pozytywnego zaskoczenia. Obawiałam się, że autorce nie uda się po raz kolejny napisać tak przejmującej i wciągającej opowieści bazującej na retrospekcjach. A jednak byłam w błędzie, pojawiają się one w dużej ilości i sprawiają, że forma książki pozostaje niezmienna. Mimo to nie potrafię porównać tych dwóch tomów bo dzieli je prawdziwa przepaść. Są kompletnie inne, a zarazem noszą w sobie wiele podobieństw. Najważniejsze jest jednak to, że autorce się udało. Naprawdę jej się udało, stworzyć coś wyjątkowego, co zapamiętam na bardzo długo.

 „Gapię się w dół na wodę. Minutę temu była spokojna i gładka jak szkło, teraz otwiera się, kotłuje, wiruje wściekle. Wir grozi, że pochłonie mnie całego. Utonę w nim i nikogo,
n i k o g o nie będzie przy mnie w mroku.”
Str. 212

O CZYM?  „Wróć, jeśli pamiętasz”, to przepiękna opowieść o utraconej miłości i drugiej szansie. O życiu, które nas zmienia i o rzeczach, które nie zmieniają się w nas nigdy. Nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, by opisać to, jakie książka wywarła na mnie wrażenie. Myślę, że jest ono porównywalne z tym, co czułam, oglądając ekranizację, a to samo w sobie jest ogromnym komplementem. Moje oczekiwania względem tej pozycji były ogromne, a dostałam nawet więcej. Po cichu liczę, że i ten tom doczeka się wydania filmowego, a nawet troszkę się tego obawiam, bo byłoby to istne apogeum emocji. Jeśli ktoś ma jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, książkę z całego serca POLECAM i straszne zazdroszczę, że wciąż macie jej lekturę przed sobą. Jedynym pocieszeniem dla mnie jest fakt, że w przygotowaniu są już dwie kolejne książki autorki, do których dorwę się z niekłamaną rozkoszą!

Ocena:
10/10

Książki autorki:
„Wróć, jeśli pamiętasz”

(w przygotowaniu)
„Ten jeden dzień”
„Ten jeden rok”

Recenzja filmu



20 stycznia 2015

„Najgorsza rzecz, jaką zrobiła”- Alice Kuipers

Nasza Księgarnia/ 227 str./ 34.90 zł/ 2011 r.


Wspomnienia, które nie dają spać

Są takie chwile, które zmieniają całe nasze życie. Jeden moment i nic już nie jest takie jak dawniej. Traumatyczne przeżycia zakorzeniają się w psychice niszcząc obraz wszystkiego, co jeszcze przed nami. Bo czy można na nowo nauczyć się żyć, kochać i uśmiechać, kiedy wydarzy się tragedia, za którą czujemy się odpowiedzialni?

Sophie uważa, że to niemożliwe. Idąc za radą terapeutki dziewczyna skrzętnie zapisuje wszystko, co powinna zapamiętać. Najbardziej na świecie pragnęłaby jednak o tym zapomnieć. Sophie nie może pogodzić się z wydarzeniami minionego lata, kiedy to w dramatycznych okolicznościach straciła starszą siostrę Emily. Od tego czasu zmienia się dla niej wszystko. Dziewczyna czuje się zagubiona w świecie, który nagle wydaje się obcy. Nie może też odnaleźć wspólnego języka z dawnymi znajomymi, ani z matką, która od czasu tragedii zamknęła się w sobie. W życiu nastolatki króluje więc samotność i ból, którego nie może z nikim dzielić. Co tak naprawdę wydarzyło się tamtego tragicznego lata i jaki związek z tymi wydarzeniami ma nękana wyrzutami sumienia Sophie?

„Zastanawiam się, jak by to było wspinać się po białych stopniach do nieba, jeżeli niebo w ogóle istnieje. Ale szłam na dół. Z każdym krokiem oddalałam się od niego.”
Str. 39-40

Historia Sophie została spisana w formie dziennika, brakuje tu więc szczegółowych opisów i rozbudowanych myśli. Jest to jednak klarowny obraz dziewczyny, która nie umie poradzić sobie z dramatem, który ją spotkał. Sophie jest rozbita. Chwilami nie potrafi nawet wyjaśnić, co się z nią dzieje i nienawidzi samej siebie za własne zachowanie. Charakterem przypomina znany i utarty schemat sympatycznej i nieśmiałej licealistki, ale myślę, że zabieg ten był celowy, bo dzięki niemu wszyscy bez problemu będą mogli wczuć się w jej dramatyczną historię i choć przez chwilę wyobrazić sobie, że podobna historia mogła przytrafić się każdemu.

To, co szczególnie spodobało mi się w książce, to fakt, że autorka poruszyła bardzo wiele trapiących społeczeństwo problemów i w dodatku zrobiła to w bardzo wiarygodny sposób. Choć historie te aż prosiły się o szersze rozbudowanie, doskonale rozumiem, czemu autorka z tego zrezygnowała. Jedna nastolatka nie jest w stanie zmierzyć się w wszystkimi dramatami świata, zwłaszcza, że nie radzi sobie nawet z własnymi. Jest to jednak opowieść, która niesie ze sobą ogromny ładunek nadziei i wiary w to, że w końcu i dla nas wzejdzie słońce.

O CZYM?  „Najgorsza rzecz, jaką zrobiła” jest bardzo subtelną i delikatną opowieścią o siostrzanej miłości, żałobie, szukaniu wspólnego języka z innymi ludźmi i wybaczaniu. Nie tylko innym, ale przede wszystkim samemu sobie. Choć powieść ta nie była dla mnie wielkim przeżyciem, ani wielkim odkryciem, to i tak będę ją bardzo ciepło wspominać, bo bardzo przyjemnie spędziłam z nią czas, a nawet zaryzykuję stwierdzenie, że odnalazłam w niej cząstkę siebie.

Ocena:

7/10


16 stycznia 2015

„Zanim umrę”- Jenny Downham

Nasza Księgarnia/ 272 str./ 2009 r./ Nakład wyczerpany


Lista rzeczy do zrobienia przed śmiercią

Literatura nie jest łaskawa dla nastolatków. Autorzy prześcigają się ostatnio w wymyślaniu tragedii i kłód, które można rzucić młodemu bohaterowi pod nogi. Szczególnym umiłowaniem darzą jednak nowotwory i niejednego młodzieńca rzucili im już na pożarcie. Książek tego typu mamy już na pęczki, jednak ja od dawna pragnęłam poznać powieść, której nakład wyczerpał się już dawno temu. Kiedy odkryłam, że doczekała się ekranizacji, wiedziałam, że nie obejrzę jej jeśli nie poznam pierwowzoru. Uwierzcie mi, nie cierpię ebooków, a jednak zdecydowałam się przełamać dla tej jednej książki. Czy było warto?

Tessa jest chora. Absolutnie, całkowicie i nieuleczalnie. Doskonale zdaje sobie sprawę, że już niedługo umrze, jednak kompletnie nie umie się z tym pogodzić. Jest tyle rzeczy, których nie zdążyła zrobić, a czas ucieka przez palce. Postanawia więc stworzyć listę dziesięciu rzeczy, które musi zrobić przed śmiercią. Można by pomyśleć, że umierająca dziewczyna zapragnie spełniać swoje marzenia. A jednak grzeczna i poukładana Tessa postanawia całkowicie się zmienić i brać życie pełnymi garściami, zanim zostanie jej bezpowrotnie zabrane. Chce uprawiać seks, brać narkotyki i kraść. Jednak czy aby na pewno są to jej najskrytsze pragnienia?

„To niesprawiedliwe. Nie chcę teraz umierać, pragnę najpierw dobrze pożyć. Nagle wszystko staje się jasne i oczywiste. Niemal budzi się we mnie nadzieja. To czysty obłęd. Chcę doświadczyć życia zanim umrę. Tylko to ma sens.”

Cała lista Tessy jest jakby desperackim krzykiem. Próbą udowodnienia, że życie jeszcze się nie skończyło, i że wciąż można z niego wycisnąć ile się da. Choć przepełnia mnie ogromny smutek kiedy myślę o osobach nieuleczalnie chorych, to długo nie mogłam zdobyć się na współczucie dla Tessy. Skupiona na swoim dramacie, przestała ona dostrzegać innych ludzi. Kompletnie nie obchodziło ją ich cierpienie i nie miała zamiaru nikomu współczuć, choć sama oczekiwała współczucia i zrozumienia na każdym kroku. Jakby tego było mało, rak stał się dla  niej jakby losem wygranym na loterii i uznała, że uprawnia ją do bezkarnego robienia wszystkiego na co ma ochotę, bez żadnych konsekwencji. Bardzo ciężko było mi się przekonać do tej bohaterki i myślę, że mimo współczucia, które w końcu się pojawiło, nie do końca mi się to udało.

„Będzie mi brakowało oddechu. I rozmów. Okien. Będę tęskniła za ciastkami. I za rybami. Lubię ryby. Lubię patrzeć, jaki ich pyszczki otwierają się i zamykają na przemian. Tam, dokąd pójdę, nie można niczego zabrać.”

Jak łatwo się domyślić, pojawia się tu także element romansowy. Czytając opis wyobrażałam sobie całą tą historię bardzo dokładnie i niestety pani Downham nie podołała mojej wizji. Romans jest wymuszony, nijaki i kompletnie nieprzekonywujący. Podobnie jak większość innych sytuacji. Czytając nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że książka jest wymieszaniem „Gwiazd naszych wina” z „Jeśli zostanę” za to na o wiele wiele niższym poziomie, więc to porównanie nie wychodzi niestety książce na plus.

„Tworzymy pewne wzory, pojawiamy się w życiu innych tylko na chwilę. Czasem myślę, że jestem jedyną osobą, która to dostrzega.”

O CZYM? Spodziewałam się, że „Zanim umrę” będzie dobrze napisanym, łzawym dramatem, przy którym kompletnie się rozkleję. Jednak jedyne emocje, jakie książka we mnie wywołała to frustracja i odrobina współczucia. Jest to opowieść o umieraniu, pożegnaniach i miłości, ale strasznie rozczarował mnie brak emocji, które nadały by książce charakteru. Ogromna szkoda, bo potencjał był spory. Czy w takim razie obejrzę ekranizację? Myślę, że mimo wszystko tak, bo chciałabym przekonać się, czy tą historię dało się uratować.

Ocena:
5/10




13 stycznia 2015

„Vaclav i Lena”- Haley Tanner

W.A.B/ 326 str./ 39.90 zł/ 2011 r.


Prawdziwe życie,
czy złudna iluzja?

Uwielbiam opowieści o miłości, które zaczynają się gdy bohaterowie są jeszcze dziećmi. Zawsze rozczula mnie poznawanie ich od podszewki, z wszystkimi sekretami i słabościami, ale przede wszystkim, czekam na moment kiedy zaczną dorastać i odkryją, że łączy ich coś więcej niż tylko przyjaźń. Jako zagorzała romantyczka nie widzę innego możliwego scenariusza, a ten schemat chyba nigdy mi się nie znudzi. Dokładnie takiego rozwoju wydarzeń spodziewałam się bo debiutanckiej powieści Haley Tanner, jednak szybko przekonałam się, że dostanę o wiele więcej niż oczekiwałam.

Vaclav i Lena to dwójka dzieci mieszkająca w ponurej dzielnicy rosyjskich imigrantów w Nowym Jorku. Oprócz pochodzenia łączy ich także ogromna przyjaźń i wspólna pasja jaką jest sztuka iluzji. Wkrótce Vaclav- Wspaniały Magik i Lena- jego Urocza Asystentka zamierzają podbić świat i zyskać sławę co najmniej tak wielką jak David Coperfield. Niestety życie nie rozdzieliło między nich szczęścia sprawiedliwie. Podczas gdy Vaclav ma normalną rodzinę, na którą może liczyć, Lena jest pozostawiona sama sobie, a jej jedynym opiekunem jest ciotka, pozbawiona wszelkich rodzicielskich odruchów. W skutek splotu dramatycznych wydarzeń, młody magik i jego urocza asystentka zostają rozdzieleni, a prawda o tym, co wydarzyło się tego okropnego wieczoru wyjdzie na jaw dopiero po wielu latach rozłąki, kiedy losy Vaclava i Leny ponownie się skrzyżują.

„Oczywiście, że byli ze sobą przez cały ten czas. Nawet kiedy patrzyli w inną stronę, Nidy nie musieli się upewniać. Ona zawsze była przy nim, on zawsze był przy niej. Za drzwiami sypialni, gdzieś w ciemnościach, jak księżyc.”
Str.243

Książka została podzielona na części, opisujące odpowiednio wspólne dzieciństwo bohaterów, ich rozłąkę i ponowne spotkanie. Łatwo się domyślić, że w największym napięciu oczekiwałam ostatniej części, czyli „Znowu razem”. Kiedy jednak w końcu do niej dotarłam, nie mogłam ukryć rozczarowania decyzją autorki o zbagatelizowaniu najistotniejszego dla mnie wątku. Nie minęło jednak wiele stron, kiedy zorientowałam się, że Haley miała misterny plan na swoją powieść i z rozmyślnym okrucieństwem postanowiła wrzucić czytelnika w istne oko cyklonu, tuż przed końcem lektury, tak, by po jej zakończeniu marzył tylko o tym, by zacząć czytać książkę jeszcze raz.

„Bierze głęboki wdech i przypomina sobie, że patrząc z szerszej perspektywy, wszystko to są drobiazgi. Przypomina sobie, że istnieją takie rzeczy we wszechświecie, które po prostu muszą się zdarzyć. Czasami młody mag musi sobie przypomnieć, że jego sny zapisane są w gwiazdach.”
Str.47

Jednak wcale nie końcowy zwrot akcji jest najmocniejszym aspektem powieści. Są nim bohaterowie, którzy zostali wykreowani absolutnie po mistrzowsku. Korci mnie by zaprezentować ich bardziej szczegółowo, ale nie mogę odbierać Wam przyjemności poznania tych niezwykłych postaci. Zdradzę jednak, że w trakcie czytania, będziecie poznawać ich na nowo nie jeden raz, bo są tak wielowymiarowi, że nawet po skończeniu lektury nie można powiedzieć szczerze, że wie się o nich wszystko.

„Vaclav myśli o tym, jak czasami w zimną pogodę człowiekowi może zrobić się ciepło, bo kogoś przy sobie ma, albo myśli o jakiejś osobie i ta myśl ogrzewa go jak ogień. A czasami człowiek ma wrażenie jakby z jakiegoś powodu na całym świecie panowała zima, ale tylko dla niego; wszyscy inni mają ogień, który ich ogrzewa, a on jeden czuje się tak, jakby miał marznąć do końca świata.”
Str.44- 45

Haley Tanner ma niezwykle hipnotyzujący styl pisania, który sprawia, że czytelnik tworzy z powieścią jedność i nie może się od niej oderwać. Jest to styl pełen niejasności, poetyckości i piękna, ale też pewnej specyficzności, do której trzeba się przyzwyczaić. Niejasności i niedomówienia pojawiają się także w powieści, tym większe jest zaskoczenie czytelnika ostatecznym zakończeniem tej historii i ogromnym dramatem, który znienacka się w nim rozegrał. Iluzja, którą autorka niejednokrotnie przywołuje, też nie jest przypadkowa. Oprócz swojego dosłownego znaczenia, pojawia się też jako metafora dla ludzkiego życia. Czasem człowiek wymyśla własne wersje rzeczywistości, jeśli ta prawdziwa okazuje się zbyt okrutna, by się z nią pogodzić.

„Kiedy raz się czegoś dowiesz, nie ma odwrotu, bo potem wiesz już o tym zawsze.”
Str.124

O CZYM?  „Vaclav i Lena” no niezwykła książka, która kompletnie mnie zaskoczyła. Oczekiwałam od niej o wiele mniej, a dostałam więcej niż mogłabym podejrzewać. Więcej emocji, więcej dramatu, więcej bólu i tajemnic.  To piękna historia dwójki dzieci, które po latach zmuszone są zmierzyć się z demonami ukrywającymi się w przeszłości. Serdecznie polecam Wam tą historię i mam nadzieję, że docenicie jej głębię. Zdecydowanie warto było zarwać noc dla takiej opowieści.


Ocena:
9/10



9 stycznia 2015

„Skrawki błękitu”- Lois Lowry

Galeria Książki/ 289 str./ 34,90 zł/ 2014 r.

„Noc już zapada i barwy gasną,
błękit odchodzi, gdy nie jest jasno.”

Błękit jest pięknym kolorem, symbolem spokoju i harmonii. Jest to także kolor nieba, które nieodmiennie kojarzone jest z lepszym życiem, wolnością i radością. Gdzieś bardzo daleko istnieje jednak świat, zrodzony w wyobraźni Lois Lowry, w którym zabrakło błękitu, bo sztuka jego tworzenia dawno zanikła. Świat ten, pozornie poukładany, kryje w sobie wiele tajemnic i niebezpieczeństw, a jego mieszkańcy nawet nie wiedzą, że razem z kolorem nieba, stracili także swoją wolność.

Razem z błękitem, ze świata zniknęła dobroć i współczucie. Kierowani  przez Radę Opiekunów, ludzie bez żalu pozbywają się chorych dzieci i niezdolnych do pracy dorosłych. Teraz podobny los ma spotkać Kirę. Gdy pokonana przez chorobę matka dziewczyny umiera, na świecie nie zostaje nawet jedna osoba, która chciałaby jej bronić. Urodzona ze zdeformowaną nogą Kira jest bezużyteczna dla społeczeństwa i ściąga na siebie wrogie spojrzenia. Przed niechybną śmiercią ratuje ją Rada, dostrzegając w kalekiej dziewczynie ogromny talent hafciarski. Nic nie dzieje się jednak bez przyczyny. Kira szybko dowiaduje się, że nie jest jedyna, a jej talent zostanie wykorzystany w konkretnym celu. Jednak czy w świecie barwnych nici, dziewczyna dostrzeże zagrożenie, zanim będzie za  późno?

Szukając porównań do poprzedniej części Kwartetu Dawcy, nie mogłam nie zwrócić uwagi na ogromną wagę jaką autorka przykłada do barw. Mają one głębokie znaczenie symboliczne i odzwierciedlają emocje panujące w powieści, Dawcę charakteryzowała czerwień- kolor niepewności i niepokoju. Tutaj mamy (a raczej nie mamy) błękit- spokój i harmonię. Ujawnia się też pewien powtarzający się schemat „mistrz i uczeń”, oraz odkrycie, że świat nie jest tak idealny jak nam wpajano. Na tym jednak podobieństwa się kończą. W Skrawkach błękitu nie powrócimy do znanego nam świata społeczności, nie dowiemy się też jakie były dalsze losy Jonasza. Razem z Kirą odkryjemy zupełnie nowy świat, choć także pełen reguł i ukrytych znaczeń.

Postaci są na szczęście wyrazistsze niż w Dawcy. Mają swoją przeszłość i tajemnice. Niestety podobnie jak w poprzednim tomie, tak i tutaj zachowują się jak pociągane za sznurki marionetki. O ile w Dawcy ma to dosyć dokładne uzasadnienie, tak tutaj większością z nich kieruje całkowicie ślepe podporządkowanie, strach przed tajemniczą bestią, a w niektórych przypadkach, zwyczajna głupota. Mimo, że bohaterowie mieli predyspozycje by mocno namieszać, silnym charakterem okazał się tylko mały Matt, który rozwinie skrzydła dopiero w kolejnym tomie. Tak więc, bohaterowie nie namieszali i działo się również niewiele, ale chyba na tym właśnie polegają książki Lois Lowry- nie ma akcji, nie ma ekscytacji. Ale jest coś głębszego co trzeba odczytać między wierszami.

O CZYM?  Skrawki Błękitu, to kolejna po Dawcy, książka przepełniona spokojem i symbolami. Lois Lowry straszy swoimi wizjami przyszłości w nietypowy sposób. Podczas gdy inni stawiają na brutalne walki i zadziorne, nie bojące się zabijać bohaterki, ona w bardzo łagodny sposób ukazuje co stanie się, gdy utracimy podstawowe ludzkie wartości. Nie jest to pozycja, która spodoba się wszystkim. Poszukiwacze przygód odejdą niestety z pustymi rękoma, ale Ci którzy oczekują drugiego dna, na pewno je tutaj odnajdą.

Ocena:
7/10

Kwartet Dawcy:
>„Skrawki błękitu”<
„Posłaniec”
„Syn”


6 stycznia 2015

„Love, Rosie”- Cecelia Ahern

Akurat/ 512 str./ 39.99 zł/ 2014 r.


Czy to jest przyjaźń,
Czy to jest kochanie?

To dosyć proste równanie: chłopak poznaje dziewczynę, dziewczyna poznaje chłopaka. Zakochują się w sobie i zostają parą. A co jeśli chłopak i dziewczyna znają się całe życie i są swoimi najlepszymi przyjaciółmi? Czy przyjaźń ma szansę zamienić się w coś więcej?

„Jeśli ludzie mówią o długiej historii, oznacza to zazwyczaj, że jest krótka, ale oni ze wstydu nie potrafią się zdobyć na powiedzenie sobie prawdy.”

Rosie i Alex to dwoje młodych ludzi, których nigdy nie zobaczycie osobno. Znają się od piątego roku życia, kochają się jak rodzeństwo i zrobiliby dla siebie wszystko. Niespodziewanie spada na nich jednak wielki cios. Ojciec Alexa dostaje posadę w Bostonie i cała rodzina chłopaka zmuszona jest wyprowadzić się na inny kontynent. A Rosie? Dziewczyna zostaje w rodzinnym Dublinie i jeszcze nie wie, że rozłąka z przyjacielem i zbliżający się bal absolwentów okażą się brzemienne w skutki. Dosłownie.

„Życie jest zabawne, prawda? Kiedy już myślisz, że wszystko sobie poukładałeś, kiedy zaczynasz snuć plany i cieszyć się tym, że nareszcie wiesz, w którym kierunku zmierzasz, ścieżki stają się kręte, drogowskazy znikają, wiatr zaczyna wiać we wszystkie strony świata, północ staje się południem, wschód zachodem i kompletnie się gubisz. Tak łatwo jest się zgubić.

Zanim jednak zaczniecie rozkoszować się historią, która jest naprawdę cudowna i poplątana, musicie zrozumieć dlaczego autorka postanowiła wybrać dla niej formę nowoczesnej powieści epistolarnej, w której listy przeplatają się z mailami, sms-ami i kartkami z życzeniami. Zdecydowanie nie przepadam za tą formą, bo lubię znać myśli bohaterów, którymi nie podzieliliby się nawet z najbliższymi. Ma ona swoje niezaprzeczalne wady, bo wgląd w życie bohaterów jest bardzo ograniczony, a dokładne ich poznanie, nieco utrudnione.  A jednak historii Alexa i Rosie nie dało się opowiedzieć inaczej. Rozgrywająca się na przełomie wielu lat opowieść przypomina nieco wykres. Nie da się przeoczyć żadnego wzlotu ani upadku bohaterów, a ich losy przypominają dwie to zbliżające, to oddalające się od siebie linie, które mimo obustronnego pragnienia nie mogą znaleźć wspólnej ścieżki.


„Życie ludzkie jest zbudowane z czasu. Nasze dni, nasza zapłata mierzone są w godzinach, nasza wiedza wyznaczana jest przez lata. Chwytamy w ciągu dnia kilka minut na przerwę na kawę, a potem czym prędzej biegniemy do biurek, spoglądamy na zegarek, żyjemy od jednej wizyty do drugiej. Mimo to, nasz czas kiedyś się kończy i w głębi duszy zastanawiamy się, czy przeżyliśmy dobrze te wszystkie sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata i dekady.
Wszystko wiruje wokół nas - praca, rodzina, przyjaciele, kochankowie... chciałoby się krzyknąć "STOP!", rozejrzeć się wkoło, zmienić porządek paru rzeczy, a potem ruszyć znowu.”

Choć czasem trudno jest nadążyć za wydarzeniami, książkę dosłownie połyka się w całości, jeden list za drugim i choć historia podzielona jest na rozdziały i części, szczerze mówiąc nie zwracałam na nie zupełnie uwagi. Mimo początkowych obaw, autorka z prawdziwą klasą przeszła wybraną przez siebie ścieżką i ani razu się nie potknęła. Mimo, że prawdziwie interesujące opisy były bardzo skąpe, w jakiś magiczny sposób nie stanowiło to przeszkody dla wyobraźni. Podobnie ma się sprawa z opisem postaci. Autorka zadbała byśmy poznali każdą z nich oczami wielu różnych osób dzięki czemu naprawdę stają się żywe i trójwymiarowe.

„Myślę, że życie lubi nas od czasu do czasu wypróbować: czujesz, że się staczasz, coraz szybciej, a kiedy ci się wydaje, że już dłużej tego nie wytrzymasz, nagle się poprawia.”

To co bardzo drażniło mnie na samym początku, to ogromna przestrzeń jaką pozostawia powieść, ponieważ było w niej bardzo dużo… ciszy. Z czasem kiedy zaczęłam wgryzać się w historię i ją analizować cisza wypełniła się jednak przemyśleniami. O ile zazwyczaj moje przemyślenia podczas lektury dotyczą, no cóż, głównie samej lektury, tak tym razem było zupełnie inaczej. Przestrzeń w powieści okazuje się bowiem idealnym miejscem do przemyśleń i porównań do własnego życia. Historia Rosie i Alexa skłania do refleksji nad życiem, marzeniami, naszymi wyborami i przede wszystkim- nad miłością.

„ Dlaczego ludzie przestają w siebie wierzyć? Dlaczego pozwalają, aby ich życiem rządziły fakty, liczby- wszystko, tylko nie marzenia?”

O CZYM?  „Love, Rosie” to absolutnie cudowna, pełna ciepła i psikusów losu opowieść o dwójce ludzi, którzy za późno zrozumieli, co tak naprawdę ich łączy. Wspaniali, pełni życia bohaterowie i przepełniona zabawnymi, ale też bolesnymi perypetiami fabuła, okraszona nietuzinkowym stylem autorki, tworzy opowieść, którą pokochacie i nie zapomnicie na bardzo, bardzo długo. Zdecydowanie polecam, a tymczasem zapoluję na wersję filmową, która z pewnością okaże się ogromnym zaskoczeniem. Mam przeczucie, że bardzo pozytywnym.

Ocena:
9/10


„Unikanie problemu nie jest dobrym rozwiązaniem. Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie gdzie się zatrzymasz, dopadnie cię twoje życie.”


Za książkę dziękuję Wydawnictwu Akurat!





4 stycznia 2015

Zeszyt z cytatami #10 Przeszłość



Teoretycznie to tylko jeden dzień. Pozornie taki jak wszystkie inne. A jednak jest czymś więcej. To symbol zmian i nowego początku. A co z przeszłością?
To ją właśnie, opisuje kolejny zestaw cytatów J



Dzisiejsze hasło:
Przeszłość


Ci, którzy nie pa­miętają przeszłości, ska­zani są na jej powtarzanie. 
George Santayana 

Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zaw­sze pow­ra­ca, żeby zmienić Ciebie. Zarówno twoją te­raźniej­szość jak i przyszłość. 
Jonathan Carroll

Za­pom­nieć. Ta­kie pros­te słowo. Gdy­by część jej mózgu pot­ra­fiła od tak, po pros­tu wy­mazać in­formację bez śla­du. Tak jak za­pom­niała o dro­biaz­gach: wysłaniu życzeń, od­da­niu książki do bib­liote­ki, ku­pieniu pas­ty do zębów pod­czas za­kupów w su­per­marke­cie. Z wiel­ki­mi wy­darze­niami nie jest już jed­nak tak łat­wo. Wy­ryły się w pa­mięci na zaw­sze. Żyją w tkan­kach mózgu, pod skórą, we krwi. Zwi­nięte w kłębek, drze­mią w nieświado­mości, do cza­su, aż coś je zbudzi. Ni stąd ni zowąd wspom­nienia ożywają, wy­pełniając głowę ob­ra­zami przeszłości.
Anne Cassidy




Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej. Jeśli kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem.
Paulo Coelho 

Czy zastanawiał się pan kiedyś, jak silnie związani jesteśmy z przeszłością? Niekoniecznie naszą. Zresztą cóż to jest nasza przeszłość? Gdzie są jej granice? To jest coś w rodzaju bliżej nieokreślonej tęsknoty, tylko za czym? Czy nie za tym, czego nigdy nie było, a co jednak minęło? Przeszłość to tylko nasza wyobraźnia, a wyobraźnia potrzebuje tęsknoty, wręcz karmi się tęsknotą. Przeszłość drogi panie nie ma nic wspólnego z czasem, jak się sądzi.
Wiesław Myśliwski 



Żyj chwilą obecną, wspominaj przeszłość i nie lękaj się przyszłości, ta bowiem jeszcze nie istnieje i nigdy nie będzie istnieć. Jest tylko teraz.
Christopher Paolini

Przeszłość każdego człowieka 
jest w nim zamknięta jak karty książki,
którą on zna na pamięć,
a przyjaciele mogą przeczytać tylko tytuł.
Virginia Woolf

Przeszłość pociągnie was ku ziemi, każe wyłapywać szepty wiatru i bezsensowne opowieści drzew ocierających się o siebie. Będziecie rozszyfrowywać dziwne kody, próbować złożyć w całość to, co się rozpadło. To zupełnie bezcelowe. Przeszłość jest wyłącznie ciężarem: kulą u nogi, kamieniem u szyi.
Lauren Oliver


Jeśli przeszłość cię nie za­dowa­la, za­pom­nij o niej. Wy­myśl so­bie inną his­to­rię życia i uwierz w nią. Pa­miętaj tyl­ko te chwi­le, kiedy udało i się do­piąć ce­lu. Poczu­jesz siłę, by osiągnąć to, cze­go pragniesz. 
Paulo Coelho 

Wydaje się nam, że przeszłość jest naszą własnością.
Otóż przeciwnie – to my jesteśmy jej własnością, ponieważ nie jesteśmy w stanie dokonać w niej zmian,
ona natomiast wypełnia całość naszego istnienia.
Leszek Kołako­wski 

Wiem dobrze, że przeszłości nie da się wymazać. Przeszłość można ukryć, można ją zatuszować, zasłonić, żeby nic nie było widać - ale zawsze pozostanie świadomość tego, co jest pod spodem.
Jodi Picoult


W życiu nie często zdarzają się podobne chwile - chwile, gdy wiemy, bez cienia wątpliwości, że naprawdę żyjemy, czujemy powietrze w płucach, mokrą trawę pod stopami, dotyk bawełny na skórze; chwile, gdy żyjemy całkowicie teraźniejszością i nie liczy się przyszłość ani przeszłość.
Neil Gaiman 

No­sisz przeszłość w so­bie, ciągniesz ją za sobą na gru­bym, niez­niszczal­nym łańcuchu bez względu na to, jak da­leko w przyszłość pat­rzysz. Przez długi czas możesz ją ignorować, ale nie możesz od niej uciec. 
Nora Roberts



I gdy w końcu skrzyżują się drogi tych dwojga i spotkają się ich spojrzenia, wtedy znika cała przeszłość i cała przyszłość.
Paulo Coelho 

Przeszłość przypomina stary zegar, który wciąż chodzi, mimo że nie wskazuje prawidłowo godzin, wskazówki ma pogięte, tarczę pozbawioną cyfr, a mechanizm naśladujący głos kukułki zardzewiały i zepsuty - stary, zdezelowany zegar, który nadal tyka i z którego nadal wyskakuje kukułka, lecz to już nic nie znaczy
     Ken Kesey


Żródło


Dotychczas ukazały się:


Dla tych, którym (po raz kolejny...) nie wyświetlił się w pasku bocznym cykl z premierami mała przypominajka:



Zobacz też:

.