20 października 2015

Na ekranie: „Marsjanin” reż. Ridley Scott

org. "The Martian"/ 141 min./ 02.10.2015 r.


Opis:
Straszliwa burza piaskowa sprawia, że marsjańska ekspedycja, w której skład wchodzi Mark Watney, musi ratować się ucieczką z Czerwonej Planety. Kiedy ciężko ranny Mark odzyskuje przytomność, stwierdza, że został na Marsie sam w zdewastowanym przez wichurę obozie, z minimalnymi zapasami powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w Houston uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje wyprawy ratunkowej; zresztą, nawet gdyby wyruszyli po niego niemal natychmiast, dotarliby na Marsa długo po tym, jak zabraknie mu powietrza, wody i żywności. Czyżby to był koniec? Nic z tego. Mark rozpoczyna heroiczną walkę o przetrwanie, w której równie ważną rolę co naukowa wiedza, zdolności techniczne i pomysłowość odgrywają niezłomna determinacja i umiejętność zachowania dystansu wobec siebie i świata, który nie zawsze gra fair…


Zwiastun:



O człowieku, który skolonizował Marsa

Kosmos od zawsze mnie fascynował. Uwielbiam jego przestrzeń, ciszę i bezbrzeżne piękno. Podoba mi się myśl, że gdzieś istnieją inne galaktyki, niezliczona ilość gwiazd i planet. Ogrom wszechświata jest oszałamiający, a podróże międzyplanetarne- szalenie fascynujące. Jednak nawet jeden maleńki błąd w kosmosie może kosztować życie- lub wieczną samotność…

Mark Watney budzi się na Marsie. Ranny. Zupełnie sam. W trakcie ewakuacji z Czerwonej Planety, podczas nieprzewidzianej burzy piaskowej ginie towarzyszom z  oczu. Poszukiwania okazują się bezowocne, a szansa na ucieczkę maleje z każdą sekundą. Uznając Marka za zmarłego, astronauci ewakuują się z Marsa. Zupełnie sam, na obcej planecie, z niewielkimi zapasami, mężczyzna nie ma żadnych szans na przetrwanie. Nawet gdyby jakimś cudem nawiązał łączność z NASA, pomoc przybyłaby dopiero po  wielu miesiącach. Watney ma więc dwa wyjścia: pogodzić się z nieuchronną śmiercią, lub znaleźć sposób na przetrwanie w kosmosie. Wybiera drugie rozwiązanie i zaczyna heroiczną walkę z czasem i własnymi możliwościami.



W filmie Ridleya Scotta nie ma rzeczy niemożliwych. Są rzeczy trudne, bardzo trudne i niemal niewykonalne, ale jak szybko się przekonacie, każdy problem można rozwiązać jeśli ma się głowę na karku (zwłaszcza jeśli ta głowa wypchana jest po brzegi wiedzą na wysokim poziomie). Mark Watney nie raz zachwyci widzów swoją inteligencją, umiejętnością logicznego myślenia, sprytem i pomysłowością. Oczaruje także hartem ducha i niesłabnącym poczuciem humoru. Matt Damon okazał się w tej roli niezastąpiony i zaangażował się w postać Marka całym sobą. Najlepiej chyba obrazuje to fakt, że będąc jedynym bohaterem na Czerwonej Planecie, potrafił wypełnić swoją osobowością całą przestrzeń, nie zostawiając widzom miejsca na  wrażenie, że czegoś w filmie zabrakło, a w moim odczuciu, dotychczas udało się to jedynie Hanksowi w „Cast Away”.

Choć nikt nie ma wątpliwości, że Damon zdominował cały film, tak naprawdę nie ma chyba aktora, który by mnie rozczarował. Cała załoga, która towarzyszyła Markowi w wyprawie na Marsa, była dobrana rewelacyjnie. Szczególnie zapadła mi w pamięć Jessica Chastain, która oczarowała mnie już rolą w „Interstellar”. Wybór Jeffa Danielsa (kojarzącego się przede wszystkim z rolą Harry’ego w „Głupim i głupszym”) do jednej z najpoważniejszych ról, był dosyć zaskakujący, ale szalenie udany. Jednak, gdybym miała przyznać Oskara za rolę drugoplanową, bez wahania wręczyłabym go Donaldowi Gloverowi, który wykreował jedną z najciekawszych i najbardziej zakręconych postaci  w całej produkcji.


„Marsjanin” to ekranizacja powieści Andy’ego Weira, o tym samym tytule. Idąc do kina złamałam jedną ze swoich podstawowych zasad, która daje powieści pierwszeństwo przed ekranizacją. I choć pluję sobie w brodę, że nie przeczytałam książki w pierwszej kolejności, jestem pewna, że szybko nadrobię zaległości. Nie mogę jednak porównać obydwu dzieł i ocenić, która wersja wypadła korzystniej. Nasuwa mi się w zamian inne porównanie, tym razem filmowo- filmowe. Nie mogę się powstrzymać, przed ocenieniem „Marsjanina” przez pryzmat ubiegłorocznego giganta, czyli „Interstellar”. Jest to film, który całkowicie mnie obezwładnił i nic chyba nie będzie w stanie go kiedykolwiek przebić. „Marsjanin” miał więc ogromną konkurencję i choć nie dorównał wspomnianej produkcji i tak jest jednym z najlepszych filmów jakie miałam okazję oglądać. Zaskoczył mnie fakt, jak wiele udało się zmieścić w nim subtelnego i inteligentnego humoru (także jeśli chodzi o podkład muzyczny). Zachwyciły mnie zdjęcia, dbałość o szczegóły i połączenie ogromnej inteligencji z lekkością i prostotą przekazu. O ile polecając „Interstellar”, nie mam pewności czy docenicie jego unikalność, tak „Marsjanina” mogę rekomendować bez najmniejszych wątpliwości. Naprawdę nie wyobrażam sobie by można było źle odebrać ten film.

Podsumowując: moim zdaniem „Marsjanin”, to obok „Gladiatora” najlepszy film Ridleya Scotta. Wciągający, trzymający w napięciu, urzekający zarówno wizualnie jak i fabularnie. Ja dałam się oczarować i chętnie obejrzę produkcję ponownie. Macie jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, czy warto zarezerwować 140 minut na marsjańską podróż? Mam nadzieję, że nie, bo szkoda by było przegapić tak rewelacyjny film.






13 komentarzy:

  1. No to tylko podsyciłaś moje podekscytowanie tym filmem :) Na całe szczęście jutro sama go obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak tam wrażenia? Mam nadzieję, że jesteś równie zachwycona, co ja :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Gdy zobaczyłam zwiastun w kinie, przy okazji seansu ''Więźnia labiryntu: Próby ognia'', od razu wiedziałam, że muszę go obejrzeć.Ten film jest interesujący już z samego powodu reżysera i Matta Damona. A jak jeszcze przypomnę sobie scenografię, kosmos tak pięknie oddany... już bym chciała iść do kina. Postaram się jednak wytrwać i przeczytać najpierw książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie żałuję ani jednej minuty spędzonej w kinie ;-) A lekturę nadrobię na pewno ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Zacznę od filmu w kinie, potem może zdecyduję się na książkę. Wersja kinowa mnie bardzo kusi. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja planowałam najpierw przeczytać, ale pokusa obejrzenia filmu okazała się zbyt duża :-P Nie żałuję jednak, że dałam się skusić, chętnie wybrałabym się do kina jeszcze raz :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Nie mogę się doczekać, aż wreszcie obejrzę ten film!

    OdpowiedzUsuń
  5. O filmie słyszałam sporo dobrego, ale chyba jednak zacznę od książki;)

    www.ksiazkoholiczka94.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze będę popierać to rozwiązanie, ale mam nadzieję, że zdążysz jeszcze obejrzeć film w kinie, bo naprawdę warto :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Film zdecydowanie dla mojego starszego brata.
    http://kruczegniazdo94.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tobie też może się spodobać :-) Ja jestem zachwycona.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Muszę przyznać, że uśmiechałam się szerzej z każdym kolejnym akapitem twojej recenzji, Patko. Byłam podekscytowana tym filmem bardzo, bardzo - chyba nawet bardziej niż Interstellar, którego wciąż nie oglądnęłam - postaram się nadrobić zaległości we ferie - właśnie głównie dlatego, że od początku był reklamowany, jako produkcja z humorem. A w zapowiedziach Interstellar przerażało mnie jak reklamowano go jako taki poważny, z niebezpieczeństwem i tak dalej.
    W tej chwili jestem już spokojna, wyczekuję tylko na spotkanie z książką - bo choć film kusi i to bardzo, to jednak jestem też pozytywnie zapatrzona na powieść - która zbiera mega pozytywne rekomendacje i jak tylko ją skończę, biorę się za ekranizację. :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za przeczytanie mojego tekstu, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Znasz już mój punkt widzenia, będę bardzo wdzięczna jeśli podzielisz się również swoim. A jeśli zdecydujesz się do mnie wrócić, możesz być pewien, że najdziesz tu odpowiedź ;-)

Zobacz też:

.