12 sierpnia 2015

„Przypadkowe szczęście”- Abbi Glines

Wydawnictwo Pascal/ 320 str./ 2014 r./ 34,90 zł


Czasem uciekając przed demonami, można odnaleźć siebie
i przypadkiem się zakochać

Książki Abbi Glines są całkowicie uzależniające i nie pozwalają czytelnikowi oderwać się od nich aż do ostatniej strony. Jej seria Rosemary Beach” wydawana w Polsce przez wydawnictwo Pascal dzieli się na kilkutomowe opowieści opisujące kolejne pary bohaterów. Po zapoznaniu się z  pierwszą trylogią wchodzącą w skład serii byłam całkowicie oczarowana i w pełni gotowa na kolejne spotkanie z autorką. Wróć. Tak naprawdę nie byłam gotowa by rozstawać się z Rosemary Beach bo pokochałam jego słoneczny wakacyjny klimat i aurę romansu, którą wokół siebie rozsiewa. Jedynym powodem dla którego nie sięgnęłam po kolejną dualogię z cyklu, był fakt, że nie posiadałam jej drugiego tomu. I choć tęskniłam za bohaterami i nadmorskim miasteczkiem, cieszę się, że tak postąpiłam bo nie wyobrażam sobie, co bym zrobiła gdybym po TAKIM zakończeniu nie mogła natychmiast sięgnąć po ciąg dalszy.


„Czasem nasze niedoskonałości sprawiają, że stajemy się wyjątkowi."

Tym razem autorka skupia się na zupełnie innej parze bohaterów. Kolejną dualogię poświęciła bowiem Woodsowi i pewnej tajemniczej piękności- Delli. Ich pierwsze spotkanie jest zupełnie przypadkowe i nie zapowiada dalszej znajomości. Ot, przygoda na jedną noc. Jednak po kilku miesiącach spotykają się ponownie i ze zdziwieniem odkrywają, że pragnienie wzajemnej bliskości jest silniejsze niż przypuszczali. Tym razem aura tajemniczości znika, nie są już parą nieznajomych spędzających upojną noc  w hotelu. Woods jest szefem klubu golfowego, a Della jego pracownicą. Nie byłoby to może wielką przeszkodą gdyby nie fakt, że  mężczyzna musi spełnić żądania ojca , by ziścić marzenia o przejęciu rodzinnego biznesu, a tak się składa, że ojciec żąda, by Woods poślubił kobietę do której kompletnie nic nie czuje. Z wzajemnością. Kariera staje więc do walki z prawdziwym, szczerym uczuciem. Co okaże się silniejsze?

„Czego ja chciałem od życia? Czy naprawdę wiedziałem? Czy w ogóle wciąż pragnąłem tego samego?”

Podobnie jak w przypadku poprzednich tomów i tym razem autorka pozwala dojść do głosu zarówno bohaterowi jak i bohaterce. Daje nam to podwójny wgląd w rodzące się między nimi uczucie, ale też pozwala odkrywać ich tajemnice i przeszłość. Jak się okazuje nie tylko Woods ma powody do zmartwień,  ze swoimi demonami musi zmierzyć się także Della, a tak się składa, że są one znacznie mroczniejsze. Dziewczyna ma za sobą tragiczną przeszłość, ale również nad przyszłością wisi widmo szaleństwa. Podobnie jak Blaire (bohaterki poprzedniej trylogii), również Delli autorka postanowiła nie oszczędzać, fundując jej jeszcze bardziej traumatyczne wspomnienia. Pod tym względem byłam nawet bardziej zaintrygowana, szkoda więc, że autorka tak pobieżnie potraktowała wątek. Miejmy nadzieję, że w kolejnym tomie opowie o nim z większą ilością detali.

„Nie wiedziałam, czy moje wspomnienia w końcu znikną, czy pewnego dnia pożrą mnie w całości. Do tego czasu musiałam żyć pełnią życia.”

Bohaterów pokochałam od razu, zwłaszcza Dellę, która jest przykładem idealnej w każdym calu postaci. Nie jest irytująca, zarozumiała, ani nie obraża się bez powodu, co zawsze denerwuje mnie w narratorkach. Historia dziewczyny jest mroczna, ale ona sama okazuje się w niej jaśniejącym punktem. Jest zabawna, spontaniczna, na swój sposób odważna i bardzo kompromisowa. Nie szuka problemów tam gdzie ich nie ma, dzięki czemu wzbudza szczerą sympatię. Byś może można zarzucić jej odrobinę dziewczęcej naiwności, ale staje się dzięki temu jedynie bardziej wyrazista. Woods nie był może w moim odczuciu tak pociągający jak Rush, ale za to o wiele bardziej zdecydowany i zdeterminowany, więc i tak koniec końców całkowicie mnie omotał.

„Nie była moja i nigdy nie miała być, ale to nie zmieniało moich uczuć. Stałem się względem niej zaborczy. Pragnąłem dać jej ochronę i szczęście.”

O  CZYM?       „Przypadkowe szczęście”, to opowieść o tym, że miłość czasem odnajduje nas sama, i że trzeba o nią walczyć za wszelką cenę. Autorce po raz kolejny udało się odtworzyć niesamowity wakacyjny klimat nadmorskiego miasteczka, w którym toczy się akcja serii. Dla mnie to pozycja obowiązkowa na lato, choć nie wiem, czy powinnam polecać ją na upały, bo gorące sceny niewątpliwie podniosą temperaturę otoczenia dodatkowo o kilka stopni.

Ocena:
8/10


Seria Rosemary Beach:
- - -
Przypadkowe szczęście / Odzyskane szczęście
- - -
Grając w miłość


I na koniec piosenka jednego z moich ulubionych zespołów,
 która IDEALNIE pasuje do opowieści o Delli i Woodsie


14 komentarzy:

  1. Bardzo chciałabym przeczytać całą serię, to zdecydowanie moje klimaty. Ah, i te okładki - są boskie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładki są obłędne! A od serii nie można się oderwać, polecam :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. A dla mnie książki Abbi Glines są jednymi z gorszych z którymi się spotkałam. Przeczytałam dwie książki jej autorstwa i od tej pory unikam ich szerokim łukiem. Najkrócej mówiąc: są strasznie płytkie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do szczególnie ambitnych może nie należą, ale to takie typowe umilacze czasu: lekkie, przyjemne i niewymagające. Może po prostu miałyśmy inne oczekiwania ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Bardzo fajna recenzja. Z pewnością te książki znajdą się na mojej liście :)
    dobraksiazka1.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;-) A książki serdecznie polecam :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Ten gatunek książki jest dla mnie stworzony :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie też ;-) Uwielbiam romanse New Adult z odrobiną dramatu ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Od dłuższego już czasu chcę przeczytać coś od tej autorki, ale jakoś nigdy ne mam na to okazji :(
    http://gabrysiekrecenzuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że wkrótce Ci się uda, bo to świetne książki ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Na razie nie mam wielkiej ochoty na ten rodzaj książki, ale w razie czego wiem, do jakiej autorki zajrzeć :)

    Zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początek nadaje się idealnie i gwarantuję, że przeczytasz w jeden wieczór ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. OmójBoże! Kocham Years&Years! No patrz, znów się ujawnia ta nasza sympatia do tych samych autorów/książek/artystów. :)
    Odnośnie książki - strasznie się cieszę, że cię nie rozczarowała, ja osobiście Woodsa chyba kocham na równi z Rushem, nie byłabym w stanie chyba pomiędzy nimi wybrać, gdyby przyszło co do czego. :) Odnośnie Delli - też ją pokochałam i napisałabym w sumie coś więcej o tym jej wątku i tak dalej, ale widzę recenzję drugiego tomu, także kończę i skaczę dalej, bo jestem ciekawa co będziesz mieć do powiedzenia o tamtejszym zakończeniu, które mnie rozbroiło. :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też ich kocham! Są niesamowici :-)
      Ale w moim przypadku chyba Rush okazał się tym numerem jeden. Co prawda strasznie mnie denerwował na początku, ale patrząc na niego z perspektywy kolejnych tomów nie mogłam opanować tęsknoty. Razem z Blaire tworzą cudowną rodzinkę :-)
      A odnośnie zakończenia- istny dramat!
      Pozdrawiam!

      Usuń

Drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za przeczytanie mojego tekstu, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Znasz już mój punkt widzenia, będę bardzo wdzięczna jeśli podzielisz się również swoim. A jeśli zdecydujesz się do mnie wrócić, możesz być pewien, że najdziesz tu odpowiedź ;-)

Zobacz też:

.