19 sierpnia 2015

Na ekranie: „Mały książę” reż. Mark Osborne

"Le Petit Prince"/ reż. Mark Osborne/ 108 min./ 2015 r.

Opis:

Mała Dziewczynka zaprzyjaźnia się z ekscentrycznym staruszkiem z sąsiedztwa, który przedstawia się jako Pilot. Nowy znajomy opowiada jej o niezwykłym świecie, gdzie wszystko jest możliwe. Świecie, do którego dawno temu zaprosił go przyjaciel – Mały Książę. Tak zaczyna się magiczna i pełna przygód podróż Dziewczynki do krainy jej własnej wyobraźni i do bajkowego uniwersum Małego Księcia.


Zwiastun:


Recenzja:

Wy też kiedyś byliście dziećmi…


Nie mogę powiedzieć, że darzę szczególnym sentymentem książkę Antoine’a de Saint- Exupéry’ego.  Jeśli mam być szczera, jako dziecko szczerze jej nie znosiłam. Nie rozumiałam ukrytego w niej morału, ba! Nie siliłam się nawet na próby zrozumienia go, ponieważ jako mała dziewczynka nie przepadałam za książkami. Z jakiegoś jednak powodu zapamiętałam treść tej niepozornej książeczki bardzo dokładnie i kiedy po latach zobaczyłam zwiastun jej ekranizacji poczułam, że w końcu nadszedł czas by spotkać się z Małym Księciem jeszcze raz. Jak widać do niektórych spotkań trzeba dojrzeć.


Choć „Mały Książę” jest dziełem ponadczasowym myślę, że problem z jego zrozumieniem przez młodszego odbiorcę, również zasługuje na to miano. Zdaje się, że Mark Osbourne również doszedł do takiego wniosku, ponieważ postanowił odświeżyć nieco znaną wszystkim opowieść i dodać do niej kilka wątków. Najważniejszą postacią w animacji staje się mała dziewczynka starająca się o przyjęcie do prestiżowej szkoły. Chcąc sprostać wymaganiom ambitnej matki, dziewczynka godzi się na jej rygorystyczne warunki. Każdy dzień wakacji spędzać ma wedle ściśle określonego planu, by jak najlepiej przygotować się do nowej, dorosłej roli. Skrupulatnie ułożony plan legnie jednak w gruzach, kiedy dziewczynka odkryje coś, na co jej matka nie przewidziała czasu: przyjaźń.

Mała bohaterka mimo początkowej niechęci zaprzyjaźni się ze starszym sąsiadem, przedstawiającym się jako Pilot. Mężczyzna postanawia podzielić się z nią opowieścią o Małym Księciu zamieszkującym asteroidę B-612, o jego wielkiej nieszczęśliwej miłości, oraz o podróży jaką odbył. Ta opowieść nie tylko wiele nauczy małą dziewczynkę, ale zmieni też całkowicie jej spojrzenie na świat dorosłych.



Motyw przewodni pozostaje ten sam. Podobnie jak uczynił w swoim dziele Exupéry, również Osborne ukazuje siłę przyjaźni, więzi międzyludzkich opowiada o dojrzewaniu do miłości, oraz przedstawia karykaturalne zachowania dorosłych, którzy zupełnie zapomnieli jak to jest być dzieckiem. Reżyser idzie jednak o krok dalej i przekracza wyznaczoną przez autora pierwowzoru granicę. Śmiało wysnuwa własne wnioski i teorie i ubiera je w bardziej aktualne szaty. Wynik jest zaskakujący, bo przeraźliwa szczerość i autentyczność ukazanych przez niego kontrastów niejednego widza wprowadzi w zadumę nad własnym dorosłym życiem.

Dotychczas myślałam, że przepis na dobrą bajkę jest prosty: masę przygód należy zmieszać z dużą dawką humoru i okrasić odpowiednim morałem. Tymczasem odkryłam bajkę idealną, która wcale do tego schematu nie pasuje. Choć uśmiech pojawia się tu od czasu do czasu, jest bardzo naturalny, delikatny i zupełnie niewymuszony. Animacja uderza jednak siłą wzruszeń, które spadają na widza jak grom z jasnego nieba i jednym wypowiedzianym zdaniem potrafią doszczętnie zapełnić oczy szczerymi łzami. Choć zdarzało mi się trafiać na wzruszające bajki, ta pobiła wszelkie rekordy  i sprawiła, że rozryczałam się jak dziecko niejeden raz.



„Mały Książę” to ideał, na który czekałam bardzo długi czas. Jest to opowieść naszpikowana symbolami, zagadkami i ukrytymi znaczeniami. Opowieść, którą chce się poznawać wciąż na nowo, bo za każdym razem można odkryć w niej inną prawdę i inną mądrość. Wymienianie podjętych wątków jest pozbawione sensu, bo o ile zazwyczaj animacje skupiają się na jednym lub kilku problemach, tu powstała z nich cała skomplikowana konstelacja i każdy bez wyjątku dostrzeże te, które najbardziej go dotyczą.

Animacja trąciła dziecięcą strunę mojej duszy, przypomniała mi piękno ukryte gdzieś między wersami, oczarowała niejednoznacznością i wreszcie po latach pozwoliła zrozumieć opowieść, którą jako dziecko zaklasyfikowałam do tych pozbawionych sensu. „Mały Książę” to obraz pełen ciepła i wzruszeń, ale też przeraźliwej tęsknoty, za tym, co zdawać by się mogło, straciliśmy bezpowrotnie. Polecam Wam serdecznie ten niezapomniany seans i żegnam się pełna nadziei, że nie dorośliście jeszcze na tyle by nie dostrzec w ukrytego w tej opowieści piękna.


10/10

Nie mogę przestać słuchać tej piosenki. Znałam ją wcześniej ale dzięki „Małemu Księciu” nabrała dla mnie większego znaczenia…
Znacie?




20 komentarzy:

  1. Czytałam i polecam :) To była jedna z obowiązkowych lektur szkolnych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie słowo "lektura" całkowicie psuje mi odbiór :-P Nie cierpię kiedy coś jest obowiązkowe ;-) A szkoda, bo zniechęca mnie to również do dobrych i wartościowych historii takich jak ta :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Jakoś ta historia nigdy nie wkradła się do mojego serca. Raczej nie pooglądam, chyba, że kiedyś będzie emitowany w telewizji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o książkową miałam te same odczucia, ale uwierz mi, że animacja powala na łopatki!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Serdecznie polecam! I nie zapomnij wziąć ze sobą do kina mnóstwa chusteczek- przydadzą się ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Bardzo miło wspominam książkę, więc pewnie obejrzę również film. Wydaje się naprawdę wspaniały :)
    NiczymSzeherezada.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest obłędny! Koniecznie musisz go zobaczyć i to najlepiej w kinie ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Książkę wspominam bardzo miło, ale nie wiem czy obejrzę film bo nie lubię filmów animowanych;)

    www.ksiazkoholiczka94.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę, naprawdę? Ja uwielbiam bajki! Ale urodziłam się w Dzień Dziecka więc ma to jakieś uzasadnienie ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Książkę czytałam dwukrotnie, ale mimo wszystko wciąż nie pałam do niej wielką miłością. Wczoraj wybrałam się do kina z nadzieją, że może adaptacja filmowa zmieni moje podejście do historii Małego Księcia. I... trochę się rozczarowałam. Film był po prostu dobry.

    [UWAGA SPOJLERY] Cały koncept z główną bohaterką był bardzo w porządku i bardzo mi się podobał, ale sama końcówka i wyprawa dziewczynki, żeby odnaleźć "Małego" Księcia jest już bardzo przedobrzona. Wszystko od momentu kiedy sama (wraz z lisem) wsiadła do samolotu i wyruszyła na poszukiwania, wydaje mi się bardzo naciągane albo po prostu nie do końca to rozumiem. Poza tym, jestem bardzo zła, że reżyser poucinał i usunął niektóre wątki z tej bardzo przecież krótkiej historii. Moją ulubioną postacią w książce był Pijak, a w filmie ani widu, ani słychu o takiej postaci. :( Wielki minus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SPOJLERY:
      Jeśli chodzi o zakończenie i mnie zaskoczyło. Chyba reżyser nie wiedział jak ugryźć temat "Co, jeśli Mały Książę dorośnie?" i zdecydował się na jedną wielką metaforę. Nie ma logicznego wytłumaczenia dla końcówki filmu, bo o ile poprzednie przygody Księcia były opowieścią Pilota, tak przygoda dziewczynki została zaprezentowana jako "prawdziwe wydarzenia", co potwierdza tylko scena w której mama widzi nieszczęsną rynnę na posesji sąsiada. Myślę jednak, że wszystkie wydarzenia od momentu kiedy dziewczynka wsiada do samolotu, należy potraktować jako wymyślone przez nią zakończenie opowieści Pilota. Opowieści, która pomogła jej zrozumieć sytuację w jakiej się znalazła i odnaleźć odpowiedzi na dręczące pytania. Ogólnie cały film należy odebrać raczej przez pryzmat metafor niż jako takiej treści samej w sobie. Może dlatego że lubię takie zagadki, byłam do tego stopnia zauroczona ;-) W ramach ciekawostki dodam, że mój towarzysz po seansie przyznał się, że nie rozumie kompletnie nic z filmu i wolałby wybrać się na "Teda 2"... Więc ostatecznie nie jest tak źle z naszą interpretacją ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Haha, to ja proponuję się zamienić towarzyszami, bo moja przyjaciółka przeryczała połowę filmu, a jak się trochę z niej podśmiewałam, to cały czas powtarzała, że "ja po prostu nic nie rozumiem" haha. :) No wiem, że to wszystko metafory. Cały "Mały Książe" jest jedną wielką metaforą, ale zwyczajnie to do mnie nie trafiło. :(
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
    3. Na pewno dogadałabym się z Twoją przyjaciółką ;-) Wiesz ja akurat uwielbiam metafory, absurdy i inne nieścisłości więc nic dziwnego, że jestem oczarowana. Mój towarzysz z kolei to bardziej umysł ścisły więc nic dziwnego, że film nie zrobił na nim większego wrażenia ;-)

      Usuń
  7. Ooo! Piosenka z LOLa! A przynajmniej z francuskiej wersji. Nie wiem czy w tym kiczowatym, amerykańskim remake'u też została wykorzystana, nie pamiętam bo gdy go oglądałam, byłam zbyt zdruzgotana zniszczonym pierwowzorem, by zwracać uwagę na cokolwiek innego. :)
    Tak czy inaczej - w LOLu, ta piosenka również jest w taki emocjonalny sposób ukazana. :)
    Ale patrz, Sherry pisze o innym filmie (filmach) pod recenzją totalnie innej produkcji. Typowe.
    Odnośnie "Małego Księcia", nie lubiłam tego w podstawówce, kiedy czytałam pierwszy raz. Nie rozumiałam jej, nie rozumiałam Róży, nie rozumiałam Małego Księcia, nie rozumiałam Lisa. Wszystko wydawało mi się dziwne.
    W gimnazjum było lepiej, spodobało mi się coś, zauważałam więcej, rozumiałam więcej. Podejrzewam, że gdybym teraz ją przeczytała, totalnie bym przepadła i zakochała się w niej.
    Natomiast odnośnie filmu/bajki - muszę obejrzeć. Zwłaszcza jeśli to taka produkcja do płaczu. Ostatnio czuję potrzebę rozpłakania się, ale książki są beznadziejne w wywoływaniu we mnie uczuć - zwłaszcza ostatnio, także chętnie obejrzę ten film.
    Co więcej - może nawet się wybiorę do kina! Mój brat ostatnio wspominał, że by się chętnie na coś wybrał, także podsunę pomysł. :)
    I nie mogę się doczekać!
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz ja nie zrobiłam sobie drugiego podejścia do książki i nie miałam okazji jej polubić, ale film wprost pokochałam! Jest piękny, pełno w nim metafor, symboli i ukrytych znaczeń. I wzruszenia- chyba nie da się ich nie poczuć. Namawiaj brata i oglądajcie, naprawdę warto! A potem będziemy mogły rozpisywać się razem nad zaletami tej pięknej bajki ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Animację oczywiście obejrzę, chociaż muszę przyznać, że nie rozumiem fenomenu książki Mały książę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze i do mnie nie trafiła :-P Ale bajka w 100% mi ją odczarowała :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Jestem szalenie ciekawa tej bajki od dnia zapowiedzi.
    http://kruczegniazdo94.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz koniecznie ją zobaczyć i to najlepiej w kinie :-) Sama chętnie poszłabym jeszcze raz ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń

Drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za przeczytanie mojego tekstu, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Znasz już mój punkt widzenia, będę bardzo wdzięczna jeśli podzielisz się również swoim. A jeśli zdecydujesz się do mnie wrócić, możesz być pewien, że najdziesz tu odpowiedź ;-)

Zobacz też:

.