Wydawnictwo Feeria Young/ 397 str./ 34,90 zł/ 2015 r. |
Będę tu, kiedy się
obudzisz…
Wyobraź sobie obezwładniające zmęczenie. Zaciska się wokół
ciebie żelaznymi ramionami i nie chce puścić. Desperacko walczysz z opadającymi
powiekami, ale ta walka nie jest wyrównana i w końcu przegrywasz. Zapadasz w
sen, by obudzić się dopiero po kilku tygodniach…
Z taką rzeczywistością przyszło się zmierzyć nastoletniemu
Oliverowi. Chłopak jest inteligentny, przystojny, ma jasno określone cele w
życiu. Ma również przyjaciółkę, która zaczyna czuć do niego coś więcej. Althea,
choć wygląda jak siostra bliźniaczka Olivera, jest jego zupełnym
przeciwieństwem. Jest wyobcowana, buntownicza i nie dba o to co myślą o niej ludzie.
W innych okolicznościach tych dwoje pewnie czekała by szczęśliwa przyszłość
nieobfitująca w wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji. Tymczasem przychodzi im
się zmierzyć z cichym i niepozornym wrogiem, który kpi sobie z bezpiecznej
przyszłości i wystawia szczęście na ciężką próbę. Nigdy niewiadomo kiedy
tajemnicza choroba znów zabierze Olivera do krainy snów na długie tygodnie. Jak
normalnie funkcjonować, kiedy życie wydaje się wehikułem czasu stale
przenoszącym cię w przyszłość? Jak kochać, skoro ukochana osoba znika z twojego
świata kiedy najbardziej jej potrzebujesz?
„Nikt nie wie lepiej
niż Althea, jak zbyteczni wydają się inni ludzie, gdy człowiek jest przekonany,
że ma przy sobie tych, których najbardziej potrzebuje.”
Najbardziej intrygująca w całej powieści, jest bez wątpienia
choroba Olivera, która nie ma nic wspólnego z wyobraźnią autorki i jest
całkowicie prawdziwa. Oliver cierpi na zespól Kleinego- Levina, czyli syndrom
śpiącej królewny. Brzmi bajkowo, ale uwierzcie mi, że chorobie bliżej jest do
horroru niż opowieści na dobranoc (łapiecie aluzję?). Najgorszy w tym syndromie
nie jest nawet fakt, że człowiek zasypia nie mając pojęcia kiedy wróci do
żywych. Problem w tym, że w trakcie swojej nieobecności, chorzy potrafią wstać
z łóżka opróżnić całą zawartość lodówki, wszcząć awanturę, a nawet zrobić komuś
krzywdę. Zmieniają się w marionetki wprawiane w ruch przez niewidzialnego
lalkarza i po prawdziwym przebudzeniu nie pamiętają kompletnie nic z tych
epizodów.
Przez pierwsze kilkadziesiąt stron nie mogłam oderwać się od
lektury. Byłam zafascynowana przebiegiem choroby, o której istnieniu dotychczas
nie miałam pojęcia, a także oczarowana lekkim i bezpretensjonalnym stylem
debiutującej autorki. Z czasem jednak szczerość i brutalność przedstawionego
świata zaczęła mnie przytłaczać. Dokładnie tak. Byłam przytłoczona brakiem
krzepiącej nadziei i rozczarowana wyborami bohaterów, które wydawały mi się nie
tylko głupie ale nielogiczne.
„Wszystko będzie
dobrze- nie tu, nie teraz, ale w końcu będzie żył normalnie. I będzie
cudownie.”
Powieść opowiada o buncie i braku zgody na to, czym los nas
obdarowuje. Bohaterowie nie mają zamiaru zachowywać się poprawnie, palą za sobą
mosty i depczą własne ścieżki, choć niestety nie prowadzą one w kierunku jaki ja bym im wybrała. Może to
dobrze, bo powieść w pewien sposób wyrywa się z utartego szablonu historii o
młodych buntownikach, ale nie była to oryginalność jakiej oczekiwałam.
O CZYM? „Althea
i Oliver” to przesiąknięta do cna buntem powieść o przyjaźni, dojrzewaniu,
pierwszych zauroczeniach i pierwszych rozczarowaniach. O zwyczajnym nastoletnim
życiu, które zmienia się nie do poznania w obliczu drwiącej z niego choroby. A
wszystko to okraszone niezapomnianym klimatem lat dziewięćdziesiątych. Choć
powieść przenika pewien unikalny urok, ja nie dałam do końca się zaczarować i
decyzję czy warto po nią sięgnąć pozostawiam Wam. Może dostrzeżecie w tej
powieści emocje, których zdecydowanie mi zabrakło.
Ocena:
6/10
No cóż. Sięgnę tak czy inaczej, bo mam już na półce, także innego wyjścia nie mam. ^^ Ale słyszałam właśnie, że coś z tą powieścią jest nie tak, choć do tej pory tak do końca nie wiedziałam co. Mówisz, że jest bardzo przytłaczająco? Nie wiem czemu, ale ostatnio właśnie takie dramatyczne książki strasznie mnie drażnią i zazwyczaj nie jestem w stanie ich czytać tak szybko jak bym chciała.
OdpowiedzUsuńNo cóż, zobaczymy. :)
Pozdrawiam,
Sherry
Początek jest naprawdę fajny i gdyby autorka utrzymała w takim klimacie resztę powieści nie miałabym zastrzeżeń. Niestety później coś zaszwankowało i nie mogłam tego przetrawic. Chwilami nawet nie rozumiałam co się dzieje bo niektóre sytuacje pozbawione były sensu...
UsuńAle czytaj, może akurat Tobie bardziej się spodoba?;-)
Pozdrawiam!
Takie nastoletnie życie w książkach raczej mnie nie interesuje :)
OdpowiedzUsuńPrzecież nie każdego musi ;-)
UsuńPozdrawiam!
Książka zapowiada się bardzo ciekawie, już jakiś czas temu o niej myślałam, lecz lata dziewiędziesiąte? Nie wiem czy bym się w tym odnalazła.
OdpowiedzUsuńhttp://secondlife-books.blogspot.com/
Akurat w odnalezieniu się w tych latach nie ma problemu, więc nie ma czym się przejmować ;-)
UsuńPozdrawiam!
Mam co do niej mieszane uczucia, więc na razie spasuję ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Chyba sama bym tak napisała po takiej recenzji :-P
UsuńPozdrawiam!
To bardzo przyjemna lektura, może nie jest wybitna, ale miło się przy niej spędza czas ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam rację, bo czas spędziłam całkiem fajnie i te 400 stron przeczytałam nie wiedzieć kiedy. ale raczej nie sięgnęłabym po kolejną książkę autorki.
UsuńPozdrawiam!
Pomyślę o lekturze tej książki :)
OdpowiedzUsuńMoże Tobie spodoba się bardziej ;-)
UsuńPozdrawiam!
Czytałam jakiś czas temu, ale mi się nie spodobała ta książka, szczególnie postać matki :)
OdpowiedzUsuńJa mam bardziej ten problem, że nie czuję do książki ani do bohaterów kompletnie nic. Taka pustka jest jeszcze gorsza ;-)
UsuńPozdrawiam!
O tej książce słyszałam już kilka razy i przyznam szczerze, na początku nie miałam ochoty po nią sięgać. Ale teraz widzę, że może jednak mogłabym to zrobić :) Mieszane uczucia :/ może jednak mi spodoba się bardziej? :P
OdpowiedzUsuńhttp://gabrysiekrecenzuje.blogspot.com/
Mam taką nadzieję :-) Warto przeczytać ze względu na ciekawy opis choroby na którą cierpi Oliver- to najmocniejsza strona tej pozycji.
UsuńPozdrawiam!
Brzmi dość interesująco, ale nie wiem, czy się na nią zdecyduję. Ostatnio coraz rzadziej czytam młodzieżówki. ;)
OdpowiedzUsuńJa też, a moje półki wprost się pod nimi uginają... Ale czasem dla relaksu naprawdę warto. Zdarza się że młodzieżówki bywają dojrzalsze niż literatura dla dorosłych ;-)
UsuńPozdrawiam!