reż. Shana Feste/ 103 min./ 14.02.2014 r. |
Opis:
"Miłość bez końca" opowiada historię Jade i Davida, których romans staje się tym bardziej intensywny, im bardziej rodzice dziewczyny próbują ich rozdzielić. Po ukończeniu szkoły średniej żyjąca pod kloszem Jade zaczyna odczuwać fascynację Davidem. Młodzi zakochują się w sobie. Spędzając ze sobą niezapomniane lato, młodzi kochankowie wbrew wszelkiej logice pozwalają, aby wszechogarniająca namiętność stała się fundamentem ich wspólnej przyszłości.
FILMWEB.PL
Zwiastun:
Lecz nasza miłość będzie trwać wiecznie…
Nikt nie potrafi kochać równie mocno i bezwarunkowo, co zawładnięty uczuciem nastolatek. David kochał Jade od zawsze, jednak dopiero zakończenie szkoły i perspektywa rychłego wyjazdu ukochanej na studia, stały się impulsem do ujawnienia swoich uczuć. Nastolatków różni praktycznie wszystko: Jade pochodzi z zamożnej rodziny, jest spokojna, nie imprezuje, nie ma przyjaciół i całe dnie spędza na nauce. David z kolei nie ma w planach studiów, pomaga ojcu w pracy w warsztacie i pragnie jedynie spokoju. Społeczne podziały i zdanie innych przestaje mieć jednak znaczenie, kiedy w grę wchodzą uczucia. Między Jade i Davidem wybucha płomień, którego nie potrafią, a przede wszystkim nie chcą ugasić.
Wakacyjny romans nastolatków szybko zmienia się w coś o wiele poważniejszego. Uczucie, które ma moc zmieniania przyszłości. Kiedy ojciec Jade dostrzega, że początkowo niewinny flirt, przeradza się w coś głębszego i zmienia jego córkę nie do poznania, postanawia zrobić wszystko by rozdzielić zakochanych. Mężczyzna chce by Jade poszła w jego ślady i rozpoczęła studia medyczne, takie same jakich nie zdołał skończyć jej niedawno zmarły brat. David jednak nijak nie pasuje do tego misternego planu. Na swoje nieszczęście ma też pewną tajemnicę, a jej odkrycie może zniszczyć wszystko, co udało mu się stworzyć.
Zawsze opowiadając Wam o ekranizacji, staram się porównać ją z papierowym pierwowzorem. Jak więc ma się film do książki? Cóż, nijak. W zasadzie nie mam tu czego porównywać bo te dwa dzieła różnią się praktycznie wszystkim. Najbardziej rzuca się w oczy czas akcji- film skupia się na początku znajomości Jade i Davida, podczas gdy książka opowiada o ich dalszych losach. Byłby to bardzo ciekawy zabieg, gdyby nie fakt, że szczegóły z jednej i drugiej wersji kompletnie się nie pokrywają. Książkowa Jade wcale nie pochodziła z zamożnej rodziny, nie miała też w planach studiowania medycyny. David z kolei nie miał żadnych mrocznych sekretów z przeszłości, a jego największe przewinienie zostaje ujawnione już na początku powieści. Jedyne, co pokrywa się w obydwu przypadkach, to tytuł, imiona bohaterów i pewien pożar, który jednak ma jednak całkowicie różne przyczyny i skutki. Nazywanie „Endless love” ekranizacją, czy też adaptacją jest więc dużą przesadą. Powiedziałabym wręcz, że film, to jedynie luźna interpretacja samego opisu powieści. Po raz pierwszy mogę więc powiedzieć, że znajomość lektury nie ma absolutnie żadnego wpływu na odbiór „ekranizacji”, a dwa dzieła o tym samym tytule należy potraktować jako zupełnie inne historie.
Podczas gdy powieść Scotta Spencera była bardzo specyficzna, melancholijna i głęboko psychologiczna, film okazuje się zaskakująco schematyczny i pozbawiony elementu zaskoczenia. W zasadzie nie wybija się niczym na tle mnóstwa podobnych- mamy tu zakazane uczucie, które napotka liczne przeciwności, walkę o miłość i zmaganie się z demonami przeszłości. Jest to romans, który ogląda się z przyjemnością, który satysfakcjonuje i pozwala się rozmarzyć. Z drugiej strony, to nieco naiwna opowiastka, która raczej szybko uleci z pamięci. Podobnie wygląda kwestia kreacji bohaterów, bo choć nie mogę nic zarzucić aktorom, ich role nie robią większego wrażenia. Najwyraźniej zapamiętam chyba Bruce’a Greenwooda wcielającego się w ojca Jade. Nie stanie się to jednak za sprawą jego stosunku do związku córki (choć powinno, bo sama mam za sobą podobną historię), tylko świetnie odegranej roli ojca zmagającego się ze stratą ukochanego dziecka i nieświadomie piętnującego przez to resztę swoich pociech. Szkoda tylko, że romans przyćmił wszystkie tak intrygujące szczegóły.
Podsumowując, polecam „Miłość bez końca” wszystkim fanom romantycznych historii, oraz tym, którzy mają ochotę na niezobowiązujący, relaksujący seans. Jeśli jednak chcecie czegoś bardziej oryginalnego i ambitnego zachęcam do lektury książki Scotta Spencera, która choć nie należy do lekkich, jest naprawdę piękna.
Ocena:
6/10
Nie miałam jeszcze przyjemności przeczytać książki ani obejrzeć filmu, ale planuję to zrobić jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńKsiążka jest na wyższym poziomie ale i film okazał się przyjemną rozrywką :-)
UsuńPozdrawiam!
A ja lubie takie miłosne historie i coś czuję, że przeczytałabym ją bardzo szybko :)
OdpowiedzUsuńW takim razie jak najbardziej polecam :-)
UsuńPozdrawiam!
Oglądałam i ogólnie średnio mi się podobał.
OdpowiedzUsuńBo to taki przecietniak- przyjemny ale nie wnosi nic nowego ;-)
UsuńPozdrawiam!
Widziałam, że biedronce będzie ta książka :)
OdpowiedzUsuńChętnie kupię i przeczytam, a później obejrzę film.
modnaksiazka.blogspot.com
W tym przypadku kolejność nie ma znaczenia ale mam nadzieję że książka trafi w Twój gust;-)
UsuńPozdrawiam!
Widziałam ten film całkiem niedawno i niestety zupełnie mi się nie spodobał. Może kiedyś sięgnę po książkę, ale chwilowo złe wrażenie jakie zostawił po sobie film skutecznie odstraszają mnie od przeczytania książki. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście to dwie zupełnie różne historie o innej fabule i klimacie ;-) może akurat powieść spodoba Ci się bardziej bo jest o wiele poważniejsza;-)
UsuńPozdrawiam!
Film był lekki i przyjemny. Nic ambitnego, ale da się obejrzeć;) Czasem warto się odprężyć przy czym nie skomplikowanym.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
pokoleniezaczytanych.pl
No pewnie :-) Z kolei książka to totalne przeciwieństwo- dosyć ciężka, ale przepiękna :-)
UsuńPozdrawiam!
Coś czuję, że dla niepoprawnej romantyczki ten film będzie idealny ♥
OdpowiedzUsuńCzemu nie, pod warunkiem, że nie będziesz oczekiwać zbyt wiele ;-)
UsuńPozdrawiam!
O jej. Przykro mi, że film cię zawiódł bo doskonale pamiętam twoją recenzję książki. I znów ze wstydem przyznam, że wciąż nie miałam okazji by się z nią zapoznać! Ale będę się starała i to w najbliższym czasie, bo czuję, że coś pięknego i refleksyjnego to dokładnie to czego mi w tej chwili trzeba. :)
OdpowiedzUsuńNatomiast film... Jeśli kiedykolwiek go obejrzę, to na pewno po przeczytaniu książki i chyba tylko dla aktorki, której gry jestem bardzo ciekawa.
Pozdrawiam,
Sherry