15 stycznia 2017

„Stinger. Żądło namiętności”- Mia Sheridan

Wyd. Septem | org. Stinger | 408 str. | 39.90 zł | Premiera: 06.12.2016 r.

 
Masz w sobie odrobinę mojej słodkiej trucizny

Młoda studentka prawa i heteroseksualny aktor porno- para tak kontrastowa i niedopasowana, że aż razi po oczach. Poznają się, a właściwie wpadają na siebie w hotelu w Las Vegas, gdzie oboje przybyli na konferencje. Grace, ma wziąć udział w Zjeździe Studentów Prawa, a Carson Singer w Targach Branży Erotycznej. Od początku pałają do siebie niechęcią, ona jest zniesmaczona jego zawodem i krępującymi docinkami, on uważa ją za sztucznie perfekcyjną sztywniarę. Przypadek sprawia, że zacinają się w windzie na kilka godzin, tylko we dwoje. To właśnie tam między dwudziestym pierwszym a dwudziestym drugim piętrem, rodzi się między nimi nić porozumienia. Oboje na chwilę zdejmują maski i niespodziewanie dochodzą do wniosku, że wcale tak bardzo się nie różnią, mimo iż pochodzą z różnych światów.

 Para decyduje się spędzić wspólnie namiętny weekend, zupełnie bez zobowiązań, a następnie wrócić do swoich miast i swoich obowiązków. Nikt nie przewidział jednak, że dwa i pół dnia, oraz kilka pełnych westchnień nocy  wystarczy, by poczuć do niemal nieznajomej osoby coś więcej. Dla Carsona i Grace, los nie jest łaskawy, ale postanawia dać im po latach drugą szansę, pytanie tylko czy rozpalony przed laty płomień nie wygasł i czy młodzi ludzie będą potrafili dostrzec szanse jakie się przed nimi malują?

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że autorka w trakcie pisania „Stingera”, kierowała się zasadą „wszystkiego po trochu”. Ma mnóstwo ciekawych pomysłów, fajnie zaplanowała fabułę, ale jakby bała się rozwinąć ją w bardziej interesującym dla czytelnika kierunku. W efekcie problem ze „Stingerem” polega na tym, że nie budzi w zasadzie żadnych głębszych emocji. Pierwsza z trzech części, opisująca namiętny weekend Carsona i Grace, okazał się tak szablonowy i przewidywalny, że ledwie przez niego przebrnęłam. Później jest znacznie lepiej, bohaterowie dojrzewają nieco, a ich wybory nadają powieści rumieńców. Wywiązuje się nawet fajny wątek sensacyjny, ale niestety znowu autorka boi się skorzystać z wykreowanych przez siebie sytuacji i podąża o wiele łatwiejszą, cukierkową ścieżką. A szkoda!

Największym atutem powieści jest chyba sam tytułowy Stinger, który od początku intryguje i nie da się nie lubić. O aktorze porno jeszcze nie czytałam i trochę się tego obawiałam, ale zupełnie niepotrzebnie. Autorce świetnie wyszło ukazanie jego przemiany, a historia, którą ma do opowiedzenia jest bolesna i niebanalna. Co innego biedna Grace, która sama rzuca sobie kłody pod nogi i udaje poszkodowaną. W jej przypadku kilka lat nie zrobiło różnicy, bo cały czas była tak samo słodko głupiutka jak na początku. Swoją drogą, to nieco przerażające, że autorzy decydują się wykreować swoje bohaterki na wykształcone i inteligentne, a wychodzą z tego przerażająco głupie istoty gotowe zrobić wszystko na samą myśl o seksie.

O CZYM?  „Stinger”, to erotyk jakich wiele. Ma co prawda sporo fajnych wątków, jakich nie znajdziecie nigdzie indziej, ale niestety autorka mimo starań potrafiła ich należycie wykorzystać. To jedna z tych pozycji, które czyta się szybko i całkiem miło, ale na półkę odkłada się je bez żalu i szybko wylatują z pamięci. Nie mogę pojąć dlaczego wydawnictwo zdecydowało się dopisać do oryginalnego tytułu „Żądło namiętności”. Książka, co prawda pisana jest pod motyw skorpiona i jego mitycznej przemiany, ale dla nieświadomego tego faktu czytelnika, podtytuł ma jedynie śmieszny i kiczowaty wydźwięk, a tak się składa, że książka ani śmieszna ani kiczowata nie jest. Zawiera całe mnóstwo poważnych i ambitnych wątków, oraz dramatycznych scen, które choć niewykorzystane, sprawiają, że „Stinger” odrobinkę wyróżnia się na tle innych, mniej ambitnych erotyków i nie powinien od pierwszej strony być z nimi mylony.

Ocena: 6/10


Inne książki Mii Sheridan:
Calder. Narodziny odwagi | Eden. Nowy początek
Bez słów | Bez winy | Bez szans


Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Septem/ Edito Red!


13 komentarzy:

  1. Bardzo lubię styl autorki, nawet erotyk w jej wykonaniu wyszedł jakichś lepszych lotów :) Główna para bardzo ciekawa, nawet bohaterkę polubiłam, szczególnie po zmianie. :) Temat, wiadomo jaki, mógł być lepiej i jakoś dokładniej poruszony, ale i tak doceniam, że autorka coś takiego w swojej książce poruszyła.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorka nie boi się tematów tabu i to się chwali :-) Mogło być odrobinkę lepiej, ale właśnie w tej chwili Calder mi to wynagradza ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Po tej powieści nie spodziewałam się tylu emocji i wrażeń - naprawdę bardzo mi się podobało! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na erotyk jest naprawdę nieźle :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Jakoś wciąż mi z tą Autorką nie po drodze, ale może kiedyś się uda ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnóstwwo osób się nią zachwyca, więc myślę, że warto poświęcić jej chwilę :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Też uważam, że pierwsza cześć książki jest najgorsza. Dobrze mi się ją czytało, ale była bardzo stereotypowa. Im dalej, tym było coraz lepiej. Wątek kryminalny trochę niewykorzystany, ale w moim mniemaniu książka jest naprawdę dobra. Gorsza od "Bez słów", ale miło ją wspominam :)
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie nie mogę się doczekać aż przeczytam "Bez słów". Na razie rozkoszuję się "Calderem" :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. taka oo porwać mnie nie porwała, zawiesc też szczególnie nie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjemna, choć z niewykorzystanym potencjałem- to znanie chyba najlepiej ją podsumuje :-) Ale nie samymi bestsellerami człowiek żyje, czasem trzeba przeczytać coś gorszego, żeby bardziej docenić te lepsze książki :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Mam w planach tą książkę, ale jakoś tak leży na półce i nie mogę się za nią zabrać. Twoja recenzja jednak zachęciła mnie, aby w końcu to zrobić. ;)

    Buziaki. ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też leżała naprawdę długo ale postanowiłam wreszcie sięgnąć po coś tej autorki :-)
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. O Boże, nie cierpię tej książki. Z perspektywy czasu, jak o niej myślę - nie lubię jej nawet bardziej niż na początku. Głównie dlatego, że pamiętam jak okropnie się czułam po jej skończeniu. Ja i Mia Sheridan generalnie się nie lubimy, a przynajmniej ja za nią nie przepadam - bo u niej wszystko opiera się na przeznaczeniu, bractwie dusz, blablabla. Zbyt Disneyowo jak dla mnie. I nie mogę się oprzeć wrażenie, że powiela schematy i sceny romantyczne w każdej kolejnej książce jaką czytam jej autorstwa. Jedynie okoliczności i imiona się zmieniają, a tak? Wałkowanie tego samego.
    Ale Stinger to zdecydowanie najgorsze dziadostwo Sheridan jakie czytałam. Uch. Wkurzył mnie okropnie. Jak potraktowano wątki handlu ludźmi, z jaką lubością autorka wplotła horror wojny, tylko po to, by go zmiękczyć i nie wiem. Uważam, że to taka w sumie trochę obraza dla żołnierzy, którzy po wojnach faktycznie noszą rany na duszy, których często się nie da wyleczyć.
    No ale.
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za przeczytanie mojego tekstu, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Znasz już mój punkt widzenia, będę bardzo wdzięczna jeśli podzielisz się również swoim. A jeśli zdecydujesz się do mnie wrócić, możesz być pewien, że najdziesz tu odpowiedź ;-)

Zobacz też:

.