TROCHĘ O FABULE:
Avalon, to statek kosmiczny, który ma dotrzeć do nowej,
niezamieszkanej jeszcze planety. 5000 śmiałków decyduje się odbyć 120-letnią
podróż, której celem jest kolonizacja nowej ziemi, ale także zupełnie nowy
początek i wielka przygoda. Lot w nieznane bez możliwości powrotu do tego, co
było wymaga nie tylko odwagi, ale i ogromnych pieniędzy, choć dla niektórych
zaczęcie wszystkiego od nowa jest warte każdej ceny.
Mimo iż statek jest odporny na wszelkie uszkodzenia w
trakcie lotu dochodzi do tragicznej w skutkach kolizji, której jedną z
konsekwencji jest rozszczelnienie kapsuły hibernacyjnej w której podróżuje Jim,
mechanik, przedstawiciel klasy robotniczej (cóż za niesprawiedliwość losu!
Czemu akurat biednego musiało to spotkać) Do końca lotu pozostało 90 lat, a szans
na ponowne zaśnięcie nie ma. Przed mężczyzną zostaje jedynie ponura perspektywa
spędzenia reszty swych dni w zupełnej samotności. Chyba, że nie będzie jedyną osobą
obudzoną przedwcześnie ze snu.
ZWIASTUN:
CO POSZŁO NIE TAK?
Pomysł sam w sobie jest ciekawy, choć niezbyt oryginalny. W sumie
całkiem oklepany, ale za to z jakimi możliwościami na rozwinięcie! Niestety na
pomyśle się skończyło, bo w filmie tak naprawdę nie dzieje się nic wartego
uwagi. Historia rozwija się bardzo długo a akcja zaczyna się pod koniec, więc
nie ma szans zbytnio rozkwitnąć przed finałem. Miałam wrażenie, że twórcy do
końca wahali się czy zrobić z tego dramat o człowieku skazanym na samotność,
czy kosmiczny film akcji. Zdecydowali się na mieszankę, która nie
usatysfakcjonuje jednak zwolenników tak pierwszego rozwiązania, jak i drugiego.
Nic dziwnego, że zwiastun tak mnie zaintrygował- zawierał bowiem wszystkie
fajne sceny z filmu, a tajemnic do odkrycia nie zostało prawie wcale.
Obsada aktorska, choć nieliczna, jest naprawdę dobra. Mogłabym
więc napisać, że produkcję ratują aktorzy, ale nawet oni nie byli w stanie
wykrzesać więcej z przeciętnej historii. Bardzo zawiódł mnie Chris Pratt, lubię
go za jego charyzmę, a postać Jima totalnie ją zdusiła. Niestety Pratt choć
jest dobrym aktorem nie odnajduje się zbytnio w melancholijnych rolach i jego
postać okazała się zwyczajnie nieciekawa. Jen Lawrence jak zwykle czaruje widza
i przy smutnym Jimie, jej sympatyczna bohaterka Aurora wypada naprawdę dobrze,
do tego stopnia, że czekałam z niecierpliwością aż wybudzi się ze snu by wnieść
odrobinę życia do tej historii. Ponieważ obsada jest mocno okrojona (wszyscy aktorzy
śpią smacznie w swoich kapsułach) nie mogę nie wspomnieć o Michaelu Sheenie,
który sprawdził się znakomicie w roli robota. Jego gesty mimika i tworzenie
sztucznej inteligencji to chyba jeden z większych atutów filmu.
PODSUMOWUJĄC:
„Pasażerowie” to kino science fiction dla
niewymagającego widza. Powiedziałabym wręcz, że to historia dla pań oczekujących
słodkiego romansu w przestrzeni kosmicznej, zamiast emocjonującej galaktycznej
przygody. Bardzo przyjemnie oglądało mi się tą przesadnie przesłodzoną
historyjkę, Jen i Chris fajnie się komponują się na ekranie, ale totalnie nie
tego oczekiwałam. Przy takich produkcjach jak „Interstellar” czy „Marsjanin”
wypada żenująco blado i nudno. Szalę goryczy przepełniło zakończenie, ucięte
zbyt wcześnie i za bardzo cukierkowe. To jedna z tych produkcji, którą Screen
Junkers mogli by zmiażdżyć bez wysiłku w swoich szczerych zwiastunach (co z
resztą na pewno niedługo zrobią). Wielka szkoda, że film wypadł tak kiepsko, bo
wprost przepadam za galaktycznymi klimatami. Nie zniechęcam, ale też nie
polecam- ot, przeciętniak, który nie wnosi nic nowego do gatunku.
Może uda mi się kiedyś obejrzeć ze względu na Jen, ale jeśli to ma być kolejny oklepany romans, to chyba sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
W gruncie rzeczy jest bardzo przyjemny, po prostu nie tego oczekiwałam :-)
UsuńPozdrawiam
A mnie się ten film bardzo spodobał ze względu na aktorów <3
OdpowiedzUsuńAktorów bardzo lubię chociaż uważam, że Jenn przyćmiła Chrisa. Nie mówię, że film był zły ale chyba wolę nieco ambitniejsze historie o przestrzeni kosmicznej :-)
UsuńPozdrawiam
Gdy oglądałam zwiastun byłam naprawdę zaciekawiona, ale po Twojej recenzji zastanawiam się, czy tracić czas na kolejny romans (nawet jeśli jest dość dobry)...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Biblioteka książkowych recenzji
Proponuję obejrzeć jak pojawi się w telewizji lub online ale kino sobie odpuścić
UsuńPozdrawiam
Miałam w planach ten film, ale też miałam nadzieję na emocjonującą opowieść, która ma miejsce kosmosie, a po Twojej recenzji wiem, że tego nie dostanę. Zobaczymy. Może obejrzę sobie od tak dla zabicia nudy. ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki. ;**
Ogólnie nie ma tragedii ale niestety nie dostaniesz niczego z wymienionych przez Ciebie oczekiwań...
UsuńPozdrawiam
To się rozczarowałam :/ Spodziewałam się ekscytującej przygody sci-fi w kosmosie, a nie romansu... No cóż ><
OdpowiedzUsuńWczoraj mój brat oglądając film mniej więcej po 2/3 spojrzał na mnie zdziwiony i zapytał, kiedy cokolwiek zacznie się dziać :-) To niestety o czymś świadczy.
UsuńPozdrawiam!
AUĆ.
OdpowiedzUsuńNo chyba tego się nie spodziewałam. Ale w sumie dobrze, że ostrzegłaś bo ostrzyłam sobie pazurki na tę produkcję - głównie z powodu Jen. Kurczę, szkoda. Masz rację, że zarys wygląda schematycznie, ale spodziewałam się, że coś z niego wyciągną. Coś niezwykłego. No cóż. Tak się zdarza.
Muszę teraz podziękować za tak szczerą recenzję, bo wylałaś na mnie kubeł zimnej wody i JEŚLI kiedyś to oglądnę, nie będę mieć nie-wiadomo-jakich oczekiwań. :)
Pozdrawiam,
Sherry
Świetnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.
OdpowiedzUsuń