Wyd. NieZwykłe | 348 str. | 39,90 zł | Data wydania: 16.06.2020 r.
Kto się czubi, ten się lubi
Powroty bywają trudne, ale jeszcze gorsze są spotkania po latach. Ostatnie kilka lat Olivia spędziła w szkole z internatem, gdzie z przyjemnością oddawała się łamaniu wszystkich możliwych zasad. Teraz wraca do rodzinnego domu i zaczyna przedostatnią klasę liceum. Wszystko byłoby idealnie gdyby nie jeden mały problem- powrót do rodzinnego miasteczka oznacza ponowne spotkanie z Mikem, jej wrogiem numer jeden. Wojna między nim i Olivią trwa od przedszkola i nic nie wskazuje na to, że nienawiść opadła przez kilka lat rozłąki. Wręcz przeciwnie. Ona jest teraz pewną siebie, zadziorną nastolatką, a on łamaczem damskich serc. Jedno przypadkowe spotkanie sprawia, że dawny konflikt wchodzi na zupełnie nowy poziom. Oboje zrobią wszystko, by nawzajem utrudnić sobie życie. Problem w tym, że oprócz nienawiści zaczynają w nich kiełkować też zupełnie inne, kompletnie niespodziewane uczucia.
Uwielbiam motyw hate-love w romansach. Zawsze wywołuje we mnie masę sprzecznych emocji, a rozwikłanie zagadki wzajemnej niechęci bohaterów często bywa ogromnym zaskoczeniem. Niestety w przypadku „Bad boys go to hell”, nie było żadnej tajemnicy, ani wydarzenia z przeszłości, które byłoby zapalnikiem dla wzajemnej nienawiści. Mike i Olivia nienawidzą się… bo tak. Po prostu nie lubili się jako dzieci, a z powodu mocno złośliwych charakterów, dogryzali sobie w dosyć agresywny sposób. Jako prawie dorośli ludzie nadal nie mają dobrego powodu, żeby atakować się wzajemnie, a jednak ich relacja pełna jest nie tylko słownych przepychanek, ale też cielesnej agresji. Zabrakło mi tu przyczyny, jakiegoś głębszego znaczenia ich niechęci do siebie, ale nic takiego nie znalazłam.
Żeby podkręcić trochę motyw hate-love, autorka postanowiła zrobić bohaterom psikusa i umieścić ich pod jednym dachem. Okazuje się, że rodzice nastolatków wyjeżdżają w długą służbową podróż, więc by uniknąć mieszkania w tym czasie u dalekich krewnych, postanawiają wynająć pokoje w mieszkaniu przyjaciela. Problem w tym, że nieświadomie stają się sąsiadami zza ściany. Ten wątek akurat bardzo mi się spodobał, zwłaszcza, że autorka miała kilka rewelacyjnych pomysłów na pełne napięcia sceny z udziałem dwójki nienawidzących się współlokatorów. Jeśli czytaliście inną książkę, o podobnym tytule- „Story of bad boys” możecie mieć uczucie dejavu, bo tam działo się niemal to samo. Na szczęście Małgorzacie Piotrowskiej motyw ten wyszedł o niebo lepiej, więc przymykam oko na masę podobieństw. Nie mogę jednak przymknąć oka na niespójności, które powinny być wyłapane na etapie redagowania książki. Bohaterka jest wysoka, co często podkreśla, problem w tym, że za każdym razem podaje inny wzrost. Na jednej stronie twierdzi, że nie cierpi się malować, a za chwilę, nie wyobraża sobie braku makijażu. Takich drobnostek było więcej i choć nie mają istotnego wpływu na fabułę, mnie osobiście bardzo drażniły.
O CZYM? „Bad boys go to hell”, to opowieść o wzajemnej nienawiści i niespodziewanym przyciąganiu. O przyjaźni, miłości i zwykłych nastoletnich dramatach. Mimo, że nie polubiłam się z tą książką od razu, wiele wątków mnie drażniło, a zachowanie bohaterów chwilami było strasznie dziecinne, im więcej przeczytanych stron, tym bardziej przekonywałam się do historii Olivii i Mike’a i do samych bohaterów. Z każdym kolejnym rozdziałem styl autorki stawał się coraz lepszy, pomysły- znacznie ciekawsze, a emocje- bardziej intensywne. Ostatecznie muszę przyznać, że naprawdę dobrze bawiłam się w trakcie lektury i chętnie sięgnę po inne książki autorki w przyszłości.
Ocena:
6/10
Idealna lektura na letni wypoczynek.:)
OdpowiedzUsuńNie mówię nie
OdpowiedzUsuń