Can’t stop the feeling!
Czyli o tym, że szczęście masz w sobie
Zanim zaczniemy muszę Was przygotować psychicznie na to, co
dostaniecie w trakcie seansu. Wyobraźcie sobie trolla z krwi i kości… a teraz
wymarzcie z pamięci ten obraz. Zapomnijcie, wyrzućcie lub przechrzcijcie tego
obrzydliwego potwora, bo inaczej w trakcie seansu coś będzie Wam bardzo nie
pasowało. W tej historii trolle nie są brzydkie, śmierdzące i głupie (choć o
tym ostatnim punkcie możemy jeszcze podyskutować). Są za to kolorowe niczym
tęcza, zabawne, szczęśliwe, pełne radości życia. Obrzydliwie, mdło, paskudnie
szczęśliwe. Oprócz jednego- Mruka. To troll z przeszłością, na tyle smutną, że
pozbawiła go koloru, celu i radości życia. To taki trollowy wyrzutek
społeczeństwa, który w dodatku wyrzucił się z niego sam nie mogąc znieść śmiechu,
cogodzinnego przytulania, brokatu i rzygania tęczą. Ale okazuje się, że właśnie
dzięki swojemu ponuremu usposobieniu jest jedynym rozsądnym kandydatem do misji
ratunkowej.
Tak się bowiem składa, że trolle dały się złapać. W dwudziestą
rocznicę ucieczki przed okrutnymi bergenami, którzy jedzą trolle by choć na
chwilę zaznać szczęścia, księżniczka Poppy- urządza wielką imprezę. Niestety
żaden troll nie przypuszczał, że fajerwerki mogą ściągnąć do bezpiecznej
kryjówki ich odwiecznego wroga. Teraz jednak za późno na roztrząsanie kwestii inteligencji.
Trolle zostały porwane więc trzeba je ratować zanim skończą w brzuchach
smutnych bergenów. Jak na samobójczej misji poradzi sobie królowa tęczowych
wycinanek i największy pesymista świata?
Wspominałam, żebyście porzucili wizerunek paskudnego trolla
nie tylko dlatego, że te są rozkosznie kolorowe i wesołe, ale głównie przez
wzgląd na bergenów, którzy, wypisz wymaluj, idealnie się w ten wizerunek wpasowują. Dawno nie spotkałam w bajkach tak
paskudnych, ponurych i głupiutkich stworzeń, ale zarazem tak koszmarnie
zabawnych. Bergeni reprezentują w tej historii bardzo czarny humor i świetnie
kontrastują z tęczowymi trollami. Zderzenie dwóch światów daje przekomiczny efekt,
ubawiłam się rewelacyjnie i zaraz po skończeniu seansu chciałam obejrzeć tą
prostą głupiutką i kolorową bajkę jeszcze raz! Jesteście w stanie to sobie
wyobrazić? Jestem zachwycona czymś w gruncie rzeczy kiepskim i głupiutkim!
Sama nie wiem, co tak bardzo urzekło mnie w „Trollach”.
Kolory, bajkowość, a może aura szczęścia, która wprost unosi się w
powietrzu? A może lekkość i prostota,
które w niezobowiązujący sposób relaksują i zapewniają chwilę dziecięcej beztroski?
Podobało mi się tu w zasadzie wszystko. Przede wszystkim humor- wynikający
głównie z głupoty bohaterów, ale tak szczery i nieskomplikowany, że nie sposób
się było nie uśmiechnąć. To niecodzienna sytuacja, ale szalenie spodobały mi
się piosenki. Być może dlatego, że bazowały na znanych, wręcz kultowych
melodiach, przez co szybko wpadały w ucho jako coś znajomego. Tylko jedna się
nie udała, ta w oryginale śpiewana przez Timberlakea, ale jego akurat nie da
się podrobić.
Podobała mi się sama historia, kontrasty między szczęśliwymi
trollami i (dosłownie!) zakopującymi się w grobach za życia bergenami. W sumie
cały świat, choć piękny i kolorowy został przedstawiony jako groźny i czyhający
na to by cię pożreć. To trochę jak z naszym, prawda? Mamy do wyboru iść przez
życie tanecznym krokiem, nie przejmować się przeciwnościami, podnosić się gdy
upadniemy i iść dalej, lub pogrążyć się w rozpaczy, stracić kolory i nie
dostrzegać szczęścia, które sami możemy sobie zafundować w każdej chwili, bo
przecież mamy je ukryte w sobie. To główne motto bajki, nieco naiwne, ale w
sumie prawdziwe i dziecięco szczere.
Podsumowując: jeśli jesteście smutni, macie
wszystkiego dość, potrzebujecie czegoś lekkiego, prostego, tęczowego, do
pośmiania, relaksu i chwilowego znieczulenia mózgu- „Trolle” będą idealne. To
bajka dla młodszych dzieci, tego musicie być świadomi decydując się na seans.
Musicie przypomnieć sobie choć odrobinę dziecięcej beztroski i radości. A potem
wystarczy tylko rozkoszować się tą tęczową opowiastką o szczęściu, które macie
w sobie. Jeśli pozwolicie, ta historia sama je z Was wyciągnie.
Kolory aż w oczy pieką :) Pewnie kiedyś obejrzę :)
OdpowiedzUsuńIstne tęczowe szaleństwo :-)
UsuńPozdrawiam
A ja mam zamiar obejrzeć dzisiaj :)
OdpowiedzUsuńUdanego seansu! :-)
UsuńPozdrawiam
To idealna animacja na poprawę humoru :)
OdpowiedzUsuńTo jeden z największych atutów tej produkcji :-)
UsuńPozdrawiam
chętnie bym rzuciłam okiem na tę historię :)
OdpowiedzUsuńPolecam, bo to jedna z przyjemniejszych animacji jakie ostatnio widziałam :-)
UsuńPozdrawiam
O Zeusie, pamiętam jak po premierze moje młodsze siostry były na seansie z mamą - nawet w 2018 roku wciąż gadały o tej produkcji, do tego stopnia, że jestem nią zmęczona mimo że jej nie widziałam. :D Wątpię bym kiedykolwiek się skusiła, ale cieszę się, że tobie się podobała. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Chyba obejrzę :)
OdpowiedzUsuńNa pewno obejrzę
OdpowiedzUsuńPrzypominam że cześć trzecia "Trolli" zaraz wjeżdża do kin
OdpowiedzUsuńCzuję się zachęcony, ja również zamierzam obejrzeć.
OdpowiedzUsuńW moim osobistym rankingu znajdują się bardzo wysoko :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę bajkę!
OdpowiedzUsuńRecenzja filmu "Trolle" jest kolorowa i pełna pozytywnej energii, co idealnie pasuje do tematyki filmu. Autor podkreśla zabawne momenty i uroczą oprawę graficzną, co zachęca do obejrzenia. To świetna propozycja na rodzinny wieczór.
OdpowiedzUsuń