21 czerwca 2014

„Na skraju jutra”


Opis:
Niedaleka przyszłość. Nieznana rasa obcych atakuje Ziemię, niszcząc miasta i zabijając miliony ludzi. Wojska z całego świata łączą siły, by wspólnie walczyć najeźdźcą.
Podpułkownik Bill Cage (Tom Cruise), który nigdy wcześniej nie uczestniczył w prawdziwej walce, bez odpowiedniego przygotowania i słabo wyposażony, zostaje rzucony na pierwsza linię. Po kilku minutach ginie, chwilę wcześniej jednak udaje mu się zabić jednego z obcych. W niewyjaśniony sposób ożywa znów na początku owego przeklętego dnia, znowu idzie do walki, ginie, znowu ożywa... Za każdym razem Cage jest jednak mądrzejszy, bardziej doświadczony i bezwzględny dla wroga. Wraz z Ritą Vrataski (Emily Blunt), żołnierzem sił specjalnych, która zabiła więcej kosmitów, niż ktokolwiek inny, z każdą kolejną walką zbliżają się do poznania sposobu na ostateczne pokonanie wroga.

Zwiastun:


Recenzja:
W pętli czasu

Patrząc na listę niedawno obejrzanych filmów i przeczytanych książek widzę wyraźnie, że tematyka dystopijna i futurystyczna zdecydowanie dominuje. Nic dziwnego w końcu tego typu historie są ostatnio bardzo modne i nie zanosi się by ustąpiły miejsca czemuś nowemu. Bo w sumie cóż może być nowszego niż przyszłość?
Skoro już jesteśmy przy przyszłości, zatrzymajmy się w niej jeszcze na chwilę. Przy okazji poprzedniej recenzji cofaliśmy się w czasie. Teraz też będziemy to w pewnym sensie robić i też dlatego, aby uratować ludzkość. Z tą jednak różnicą, że razem z bohaterem będziemy co chwila… umierać. Znowu i znowu i znowu…


Bill Cage (Tom Cruise) jest podpułkownikiem. Swojego wysokiego stanowiska nie zawdzięcza jednak chwale zdobytej na polu walki. Co więcej, Bill tak naprawdę nigdy nie uczestniczył w żadnej bitwie. A to naprawdę niedobrze, bo zostaje bezceremonialnie i bez najmniejszego przygotowania, dosłownie zrzucony na front. Misja wydaje się samobójcza. I taka jest w istocie. Bitwa okazuje się pułapką i już po kilku minutach Cage zostaje zabity. Niespodziewanie jednak budzi się i jest zmuszony powtórzyć kolejny raz ten sam dzień. Ponieważ został uznany za dezertera i tchórza, nikt nie chce wierzyć w jego historię. Mężczyzna umiera więc każdego dnia i budzi się na nowo nie mogąc w żaden sposób zmienić swego losu. Nieoczekiwanie zyskuje jednak sojuszniczkę. Rita Vrataski (Emily Blunt), jedna z najodważniejszych i najbardziej skutecznych wojowników, jako jedyna zdaje się wierzyć Billowi. Z jej odwagą i jego darem pojawia się wreszcie nadzieja na zwycięstwo w wojnie. Nie łatwo tego jednak dokonać, kiedy wszyscy są przeciwko nim.


Gra w bitwie toczy się o naprawdę wysoką stawkę, bo o całą planetę. Cała rasa ludzka po raz pierwszy jednoczy siły by walczyć ze wspólnym wrogiem. Ziemię zaatakowali bowiem przybysze z kosmosu zwani Mimikami. Te dziwne istoty są szybkie i silne. Armia żadnego kraju nie jest w stanie ich pokonać. Dodatkowo stwory komunikują się telepatycznie a ich dowódca ma władzę nad czasem. W wyniku kontaktu z jego krwią moc tę przejmuje jednak Cage. Czy zdoła ją dobrze wykorzystać zanim Mimiki go odnajdą i się o nią upomną?


Zapewne myślicie, że misja jest banalnie prosta. Tom Cruise to twardziel i na pewno da radę. W tym miejscu muszę Was jednak trochę zmartwić, bo tym razem, Tom zagrał… tchórza. Człowiek, dla którego każda Mission Impossible jest Possible nagle zmienia się w bojaźliwego dowódcę, który ucieka się nawet do szantażu, byle nie stanąć na linii frontu. Oglądanie Cruise’a w roli tchórza było naprawdę ciekawym doświadczeniem, a to tego rodzącym naprawdę wiele zabawnych sytuacji. I choć film komedią zdecydowanie nie jest, to i na uśmiech znalazło się tu miejsce.


Z kolei Rita, grana przez Emily Blunt, to zupełnie inna bajka. Twarda, zdecydowanna, bezwzględna. Nie omieszkała też kilkakrotnie własnoręcznie dobić bohatera. Między nimi rodzi się pewna ciekawa relacja. Podczas gdy on każdego dnia poznaje ją coraz lepiej, a zaryzykuję nawet stwierdzenie, że być może się w niej zakochuje, ona każdego dnia musi poznawać go na nowo. Trochę jak z 50 pierwszych randek, ale może po prostu szukam na siłę wątku romantycznego, który istnieje tylko w domysłach widza.


Świat przedstawiony został wykreowany całkiem efektownie, choć może zasłonił go nieco wszechobecny chaos i kurz z pola bitwy. Mimo wątku pętli czasowej, nie ma co się przesadnie martwić powtarzalnością scen, bo twórcy taktownie wszystko przyspieszają, a nawet potrafią widza zaskoczyć. Film jest adaptacją książki i jestem naprawdę zaintrygowana wersją papierową, lecz póki co niestety nie potrafię wam odpowiedzieć, która z wersji jest lepsza. Jeśli chodzi o 3D, to niestety nie zachwyca, gdyż efekty można zliczyć na palcach jednej ręki. Jeżeli więc nie jesteście fanami trójwymiarowych okularów, możecie bez wyrzutów sumienia wybrać wersję 2D.


Podsumowując, film spisał się naprawdę nieźle. Aktorzy dali radę i nie mówię tu tylko o dwóch zaprezentowanych już gwiazdach, bo ci mniej znani robią równie wiele pozytywnego zamieszania. Szczególną sympatię zyskuje Oddział J, do którego trafia główny bohater. Motyw pętli czasowej został przedstawiony sprawnie i ciekawie bez zbędnego rozwlekania i powielania fabuły. Nic dodać, nic ująć, film serdecznie polecam!

Ocena:

8/10

24 komentarze:

  1. Toma strasznie lubię. Bo nie dość, że nie można go zaliczyć do "nieatrakcyjnych" to jeszcze ma talent i przekonuje mnie chyba we wszystkich rolach. Na twoją recenzję tego filmu czekałam i życzę ci też, aby książka wpadła w twoje ręce bo ciekawa jestem porównania obydwu tworów, ale póki co... jestem naprawdę szalenie zainteresowana tą produkcją. I mimo, że ostatnio trochę na nic nie mam czasu, co jest swego rodzaju paradoksem, skoro sobie zaczęłam wakacje, choć teoretycznie trwa jeszcze rok szkolny... (Wzięłam się za nadrabianie X-Menów! Aczkolwiek zanim dojdę do najnowszych... troszkę czasu minie ^^). Na pewno "Na skraju jutra" obejrzę. Czy przeczytam... To już zależy tylko i wyłącznie od tego na jakie opinie będę się natykać. :) Trochę szkoda, że nie ma efektów specjalnych w filmie, które ja bardzo lubię zwłaszcza w dystopiach... :(
    Pozdrawiam!
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie Tom zdecydowanie nie jest "nieatrakcyjny" ;-) W zasadzie od kilku lat wygląda tak samo... Ale bardzo dobrze, że nie młodnieje, bo to już by było podejrzane :-D Książkę strasznie chciałabym przeczytać, bo kompletnie nie mam pojęcia jak to mogło wyjść na papierze, ale kupna póki co raczej nie zaryzykuję, raczej zdam się na szczęśliwy los :-P Wiem o co chodzi z tymi wakacjami, ja mam je już od maja, do tego nie pracuję i też nie mam kompletnie czasu. A "Miłość bez scenariusza", "Elita" i "Na krawędzi nigdy" leżą i czekają na zrecenzowanie... Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że aktualnie przejęłam rolę "perfekcyjnej pani domu" i sieję postrach na polskich drogach podczas kursu na prawo jazdy :-)
      A "X-men" przypadkiem nie leci teraz na Polsacie? :-O No nic, od środka i tak nie zacznę :-P Co do efektów specjalnych- jak najbardziej są! I to dużo fantastycznych, niestety nie ma to przełożenia na 3D, bo tylko jeden potwór mnie "pożarł", a poza tym wszytko zostało na ekranie ;-)

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Dokładnie! Aż strach na niego czasem patrzeć! Jest trochę jak Leoś di Caprio i Johnny Depp. Nie widać na nich upływu lat, co więcej - wciąż wyglądają równie atrakcyjnie jak za czasów młodości. :o To aż przerażające! Może zaprzedali duszę jednorożcom?! :o
      O jaaa! Powodzenia z prawem jazdy! Ze mną i z nim wiąże się nieciekawa sytuacja. Pozwolę sobie opowiedzieć (jak to ja ^^ Daj znać kiedy moje "pozwalanie" przekroczy jakieś normy, okej? Żeby przypadkiem galaktyka się nie zawaliła) No więc w mojej szkole odbywały się zapisy na prawo jazdy. Były one w tym roku przeznaczone dla mojej grupy wiekowej czyli "super-szczęśliwego" roku 96. Akurat dali tą listę w tym miesiącu, w czerwcu. Moi koledzy i koleżanki oczywiście "hepi" bo na listę zgłosiło się tak mało osób z innych klas, że wszyscy z mojej, którzy się wpisali, kwalifikują się. I ostatnio mój kolega, z koleżanką wpadli na pomysł, żeby i oni się zapisali. Oczywiście poszłam z nimi, bo ja lubię pakować się tam gdzie mnie nie potrzebują ^^ I mój kolega tuż przed sekretariatem znalazł kartkę, gdzie pisało, że mogą się zapisywać na prawo jazdy ci, którzy mają co najmniej 17 lat i 9 miesięcy. (I tu w ramach wyjaśnienia. Ja generalnie wcześniej już nie nastawiałam się na to, żebym mogła się zapisać, ponieważ... No cóż. Ci, którzy mają urodziny po wakacjach, zazwyczaj są pechowcami jeśli o takie rzeczy chodzi. A ja, urodzona w połowie października...) No więc ten mój kolega, który wiedział jak lubię narzekać na swoją datę urodzin, zwrócił mi uwagę na tą kartkę i kazał przeliczyć ile mam. Co się okazało? Że mam równo 17 lat i 8 miesięcy. Myślałam, ze szlag mnie trafi i do końca zgłupieję! Zabrakło mi JEDNEGO miesiąca. JEDNEGO, a we wakacje i w trzeciej klasie mogłabym sobie zdawać. Trzecia klasa jest dla nas najlepszym okresem do tego typu rzeczy, bo wiadomo - w czwartej będziemy się skupiać już na maturze. Dlatego byłam zła. Później smutna, a moja koleżanka i kolega oczywiście się śmiali. :( Ale cóż oni rozumieją?! Urodzeni w lutym nigdy nie doznali czegoś takiego. :(
      W każdym razie! Życzę ci zdania, bo trzeba udowodnić facetom, że dziewczyny wcale nie są tak złe za kierownicą, jak im się wydaje ^^ A przynajmniej nie wszystkie. Mój tata mi ostatnio powiedział, że on współczuje tym, na których się będą jako kierowca natykać. :D
      Cieszę się, że są! Możliwe, że jak w moim opóźnionym kinie puszczą TYCH X-menów to się wybiorę :) Ale kto tam wie, co moje kino wykombinuje. :o
      Pozdrawiam!
      Sherry

      Usuń
    3. Miejmy nadzieję, że to te jednorożce, bo przecież była kiedyś taka hrabina która kąpała się w krwi noworodków, żeby się nie zestarzeć! A może to był Drakula?... Nieważne :-P Byle by nie poszli w ślady Krzysia Ibisza :-P
      Trzeba przyznać, że masz pecha jak stąd do Meksyku... Miesiąc? No litości! Ja teoretycznie mogłam się zapisać już na początku marca w drugiej klasie, ale jakoś się tak nie złożyło, w wakacje zabrakło chęci, a po wakacjach zaczęła się ostatnia klasa więc wolałam się skupić na innych "przyjemnościach" ;-) I dopiero teraz pewna dobra duszyczka mnie pogoniła i zapisała sama :-) czas najwyższy bo biorąc poprawkę na moje miejsce zamieszkania nie ma szans na pracę bez transportu, a że jestem leniem i nie chce mi się znowu zaczynać koszmaru ze wstawaniem o 5 rano by zdążyć na autobus- prawko jest niezbędne. Ale trzeba przyznać, że pytania teoretyczne są dosłownie z kosmosu... Sama jestem znana z zadawania głupich pytań, ale to przebija nawet mnie :-P Zdać bardzo bym chciała, ale zobaczymy jak to będzie ;-) W każdym razie dziękuję ;-)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane go obejrzeć

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo się cieszę ,że film rzeczywiście jest taki dobry , bo właśnie wybieram się na niego do kina i mam nadzieję ,że również mi się spodoba ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie podziel się później wrażeniami ;-)

      Usuń
  4. O widzisz, właśnie zastanawiałam się, czy nie wybrać się na ten film do kina, chyba się skuszę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że warto, bo film naprawdę się udał :-)

      Usuń
  5. Kiedyś na pewno obejrzę ten film, ale nie jest to produkcja, na która poszłabym do kina - szkoda mi czasu na takie nawalanki, w których jedynym wartym uwagi elementem są efekty specjalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie lubię chodzić do kina na widowiskowe filmy w których dużo się dzieje :-) Te bardziej refleksyjne oczywiście też oglądam, ale zdecydowanie bardziej odpowiada mi w tym przypadku domowe zacisze ;-)

      Usuń
  6. Dystopia czy to w formie książki, czy w formie filmu jakoś zawsze mnie odstraszała, bowiem zazwyczaj mam problemy z odnalezieniem się w wizji wykreowanej przez danego autora/twórcę filmowego. Mimo to muszę przyznać, że powyższy film zaciekawił mnie swoją fabułą i dobrą grą aktorską, dlatego chyba się na niego skuszę, przy okazji zrobię małą niespodziankę dla mojego mężusia, który ma bzika na punkcie wszelakich produkcji z tego gatunku. Tak więc upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu punktując w oczach ukochanego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat z książkami jest chyba większy problem, bo dosyć ciężko wyobrazić sobie coś co istnieje tylko w głowie autora. Jednak jest to kłopot nie większy niż w przypadku fantastyki więc mam nadzieję, że przekonasz się do gatunku, bo ma naprawdę wiele do zaoferowania ;-) Film jak najbardziej polecam i mam nadzieję, że się Wam spodoba :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. W takim razie zapraszam do kina, bo zdecydowanie warto :-)

      Usuń
  8. Mamy podobne odczucia co do filmu, ale ja poszłam krok dalej i przeczytałam książkę Sakurazaki (boszzzz, jak to brzmi!) i z całym przekonaniem muszę stwierdzić, że jest o lata świetlne lepsza od filmu :) Nie przekonało mnie jego zakończenie, natomiast w książce zostało to dużo lepiej rozegrane. Poza tym czuć w niej japońskiego ducha :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurde nawet nie umiem tego wmówić :-P Lepsza mówisz? Całe lata świetlne lepsza?! :-) W takim razie muszę koniecznie przeczytać! :-) w zakończeniu czegoś mi zabrakło, może dlatego, że jestem straszną romantyczką i liczyłam na coś więcej. A pętle czasowe? Dobrze to opisał? Trochę się obawiam, że zagubię się w wersji papierowej mimo, że historię już znam...
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Z chęcią obejrzę, ale najpierw książka ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc czekam na opinię, bo sama zastanawiam się czy przeczytać :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  10. nie miałam pojęcia, że film powstał na podstawie książki.
    w takim razie będę musiała ją zakupić, gdyż jak dla mnie film był bardzo ciekawy. :)
    pozdrawiam, Healy.

    lustrzananadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o ekranizacje to zawsze zwęszę temat :-P
      Pozdrawiam!

      Usuń
  11. W dzisiejszych czasach przy dystopiach reżyser czy też pisarz może się naprawdę wykazać. Czarna wizja przyszłości na pewno jest bardziej kusząca (o dziwo) niż cukierkowe lata, gdzie wszystko zmierza ku dobremu. Czytelnik/ widz lubi, kiedy bohater musi zmierzyć się z trudną rzeczywistością.
    Film interesuje mnie tylko w połowie, bo podobny obraz już widziałem. Mam tu na myśli "Kod Nieśmiertelności" z Jake'm Gyllenhalem (kurczę, dobrze napisałem nazwisko?), gdzie bohater ma za zadanie rozbroić bombę w pociągu i tam również skacze sobie po przyszłości.
    Pozdrawiam
    Gnom

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak pisze się jego nazwisko :-P Filmu też nie widziałam, więc nie mogę porównać, ale ten bardzo polecam, bo jest naprawdę świetny :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń

Drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za przeczytanie mojego tekstu, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Znasz już mój punkt widzenia, będę bardzo wdzięczna jeśli podzielisz się również swoim. A jeśli zdecydujesz się do mnie wrócić, możesz być pewien, że najdziesz tu odpowiedź ;-)

Zobacz też:

.