7 maja 2014

„Niezgodna” (film)


Opis:
W metropolii wzniesionej na ruinach Chicago idealne społeczeństwo budowane jest na zasadzie selekcji. Każdy nastolatek musi przejść test predyspozycji określający jego przynależność do jednej z pięciu grup. Jeśli nie posiadasz żadnej z pięciu kluczowych cech, będziesz żyć na marginesie. Jeśli zaś masz więcej niż jedną z nich, jesteś NIEZGODNYM i czeka cię całkowita eliminacja. Chyba że – tak jak Beatrice – uda ci się uciec i znaleźć drogę do podziemnego świata ludzi, którzy zdecydowali się rzucić wyzwanie bezdusznemu systemowi. Beatrice musi znaleźć w sobie dość odwagi, by zaryzykować wszystko w walce o to, co kocha najbardziej.

Zwiastun:


Recenzja:
(Nie) zgodna z systemem

Mogę śmiało powiedzieć, że jestem fanką wszelkich dystopijnych opowieści. Wizje przyszłości fascynują, zadziwiają, skłaniają do refleksji. Nic dziwnego, że są tak popularne, w końcu „co by było gdyby?” to chyba ulubione pytanie ludzkości. Moje też. Na fali „Igrzysk śmierci” powstało wiele podobnych opowieści, których tytuły można naprawdę długo wymieniać. Moda szybko przeciekła też do filmu, w końcu rzesza fanów książki to pewny zysk i darmowa reklama dla twórców. Adaptacje mają jednak to do siebie, że nie zawsze są takie jak oczekują tego fani powieści. Jak było w przypadku „Niezgodnej”? Przyznam, że nie czytałam książki, więc nie zrobię porównania, ale chętnie podzielę się z wami moją opinią na temat filmu.



Tris żyje w przyszłości w zniszczonym Chicago. By zapewnić obywatelom bezpieczeństwo i stabilizację wokół miasta wzniesiono mur, a społeczeństwo podzielono na pięć grup z jasno określonymi celami. W mieście panuje jedna podstawowa zasada: Frakcja ponad pokrewieństwo. Każdy nastolatek po przejściu specjalnego testu określającego jego predyspozycje może samodzielnie dokonać wyboru, do której grupy będzie przynależał. Zmiana frakcji oznacza jednak opuszczenie rodziny a od dokonanego wyboru nie ma już odwrotu. Test jest więc bardzo pomocny przy wyborze, jednak może okazać się też śmiertelnie niebezpieczny. Jeśli dana osoba wykazuje cechy odpowiadające wszystkim grupom, zostaje uznana za niezgodną, a jednocześnie niebezpieczną dla obowiązującego systemu. Podczas testu okazuje się, że to właśnie Tris jest niezgodna. Dziewczyna musi pilnie strzec swojej tajemnicy, okazuje się bowiem, że rząd chce jak najszybciej wyeliminować niewygodnych obywateli.



Jak już wspominałam, nie znam powieści Veronici Roth więc nie omówię różnic i podobieństw. Film jednak ma w sobie coś, co jasno sugeruje, nawet tym żyjącym w błogiej nieświadomości, że mamy do czynienia z adaptacją. W akcję wprowadza nas główna bohaterka opowiadając dokładnie o świecie, w którym żyje i o prawach, które nim kierują. Przedstawia nam też swój stosunek do tego świata i wątpliwości, które nią kierują. Co ciekawe, wstęp nie nudzi a wręcz zaciekawia odbiorcę. Później, kiedy zaczyna się trochę więcej dziać jakimś sposobem akcja zaczyna odrobinę nudzić. Nie wiem jak to się stało, ale całość przypominała bieganie w zwolnionym tempie: niby jest fajnie, niby się dzieje, ale widz nie może jakoś odnaleźć się w tej historii.



Moje lekkie znudzenie może wynikać z faktu, że produkcja jest bardzo długa, trwa bowiem niemal 2 i pół godziny! Siłą rzeczy rozkręca się więc też nieco dłużej niż przeciętny film. Jednocześnie dostajemy całkiem sporo faktów, a znacznie mniej dynamizmu. Później jednak za sprawą pewnego odkrycia akcja nabiera tempa i robi się coraz ciekawiej.


Siłą rzeczy nasuwa się oczywiste porównanie do klasyka, czyli „Igrzysk śmierci”. Choć historie są inne możemy tu dostrzec kilka istotnych podobieństw. W „Igrzyskach…” naród podzielony jest na dystrykty, z kolei „Niezgodna” preferuje podział na frakcje. Zasada jest niemal ta sama, z tą różnicą, że w drugim przypadku obywatele mają prawo wyboru, do której grupy chcą należeć. Kolejny wspólny mianownik to okrutna władza, nie będę jednak zdradzać zbyt wiele, by nie psuć wam przyjemności odkrywania. Bardzo podobne okazały się też główne bohaterki, obie są bardzo silne, waleczne i nie boją się zbuntować. Zarówno jedną i drugą darzę szczerą sympatią.


Aktorzy spisali się całkiem nieźle. Na szczególne brawa zasługuje Shailene Woodley, która świetnie odegrała rolę Tris, jej filmowy brat (Ansel Elgort) też świetnie się spisał i chętnie zobaczę tą parę razem w kolejnym filmie „Gwiazd naszych wina”. Odnośnie Theo Jamesa, grającego Cztery nie mogę wiele powiedzieć. Moim zdaniem był trochę sztuczny i grał niemal cały czas z taką samą miną. Wiem, że w filmie udawał twardziela, ale bez przesady. Zachwycona jestem za to grą aktorską Jaia Courtneya (Eric) oraz Kate Winslet (Jeanine).
Na uwagę zasługuje też oprawa muzyczna. Całej listy możecie posłuchać TUTAJ, ja natomiast zaprezentuję piosenkę, która mi najbardziej zapadła w pamięć:


Podsumowując moją przydługą opinię: film w ogólnym rozrachunku wypada całkiem przyzwoicie, jednak nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak tego oczekiwałam. Z jednej strony jestem strasznie ciekawa jak potoczą się losy bohaterów, a z drugiej wciąż pamiętam niezbyt porywający początek. Dlatego ostatecznie wystawiam po prostu dobrą ocenę.

Ocena:

6/10


22 komentarze:

  1. Oglądnę Niezgodną dopiero po przeczytaniu książki c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałam taki zamiar, ale recenzje opisywały ją jako gorszą kopię igrzysk. Dlatego ostatecznie zrezygnowałam z czytania, jednak chciałam poznać tą historię, dlatego wybrałam się na film.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    3. Fajnie, że Ci się podobało, ale następnym razem bez spojlerów, ok? ;-) Nie warto odbierać innym czytelnikom przyjemności odkrywania zakończenia :-)

      Usuń
    4. Dzięki za spojler teraz mam zepsutą przyjemność czytania

      Usuń
    5. Wiedziałam, że tak to się skończy... Usuwam komentarz ze spojlerem...

      Usuń
  2. Czytałem Niezgodną już dawno, dlatego bardzo chętnie sięgnę po film. Myślę, że może mi się spodobać, nawet mimo tego dłuższego początku :> Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jestem wybredna ale czekałam na obiecaną akcję i stąd moje początkowe niezadowolenie ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Niestety ani książka, ani film nie przypadły mi do gustu - tak jak wcześniej zostało wspomniane, dla mnie za bardzo historia bazuje na "Igrzyskach Śmierci".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety większość historii bazuje teraz na klasykach gatunku. Nie wiem jak to wyszło w książce ale recenzje nie były zbyt pochlebne...

      Usuń
  4. ogladałam film oraz czytałam książkę i mogą być:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szału nie ma ale oglądało sie całkiem przyjemnie :-) Zwłaszcza końcówkę ;-)

      Usuń
  5. No to tak:
    Książkę czytałam dwa razy do tej pory. Po raz pierwszy daaawno temu, po raz drugi całkiem niedawno by sobie przypomnieć lekturę. I - okazuje się, że nadal mi się bardzo podoba. Nie wiem w sumie o co chodzi, bo fabuła nie jest wybitnie skomplikowana, ale... książkę czyta się błyskawicznie, a mi strasznie miło płynie z nią czas. Poza tym, kocham Cztery w książce. Jego romans z Tris jest tak tam pięknie ujęty, że aż miło popatrzeć. Natomiast odnośnie filmu:
    Romans - przedstawiony płytko, tak jak i zresztą bohaterowie. Nie mają tej "głębi" książkowej, nie są tak ciekawi. Ich relacje są powierzchowne, natomiast w powieści opierają się na pewnych filarach. Poza tym, w "Niezgodnej" - lekturze, jest ciekawie objaśniony system polityki - może nie w pierwszej części AŻ TAK, ale w drugiej - bardzo fajnie. A w trzeciej... trzecia to już w ogóle istny chaos ^^ Pozytywnie ^^
    Film... trzyma się książki, natomiast kilka elementów zostało zmienionych (jeden szczególnie mnie denerwuje, ale nie powiem, bo książki nie czytałaś), kilka pominiętych (tu denerwuje mnie kilka luk) i dlatego całość... jest taka niestabilna. Ogółem, film jak dla mnie bardzo przeciętny. Co prawda lepszy niż adaptacja "Akademii Wampirów", "Czerwieni Rubinu" czy "Miasta kości", ale nadal to nie jest dla mnie dobry film...
    Theo - który grał Cztery... O ZEUSIE! Miałam ochotę wydrapać sobie oczy ilekroć go widziałam. Sztywny jak kij od miotły, nie ma ani GRAMA tej czarującej osobowości, za którą ceniłam go w książce. Tam był bardziej cwaniakowaty, bardziej uroczy, bardziej... czarujący i słodki! Natomiast tutaj otrzymałam takiego pustaka alias "BAD GAJ" alias "JESTEM TAKI MACZO"... który... zawiódł mnie na całej linii. Tris już lepiej - to prawda. Ale też irytujące, że pewna postać - bardzo, bardzo, bardzo przeze mnie uwielbiana została tak odsunięta na bok i... twórcy zignorowali tak ciekawą osobowość. :(
    Efekty specjalne mi się podobały, były jednym z atutów. To samo jeśli chodzi o scenerie różnych miejsc.
    Muzyka... tak - zdecydowanie plus, natomiast szczerze mówiąc, liczę całym sercem, że twórcy zrezygnują z ekranizowania także "Zbuntowanej" i "Wiernej". Bo już widzę jak psują mi tym głowę... :/ Wolę tego Cztery z moich osobistych wizji, a nie Theo. Który ma 30 lat! A Cztery 18! -.-
    Pozdrawiam!
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z romansem się zgodzę, w filmie to wyszło tragicznie. Sztucznie i zupełnie niewiarygodnie. W sumie niewielu bohaterów zrobiło na mnie większe wrażenie. Widać to z resztą w jednym z akapitów. Pojawiło się tam zaledwie kilka imion... Theo był za to chyba tym najgorszym elementem. Masz rację gra okropnie. I nawet bez znajomości książkowego Cztery moge stwierdzić, że MUSIAŁ być fajniejszą postacią.Odnośnie jego wieku: na początku myślałam, że romans Tris i Cztery będzie zakazany czy coś bo on jest jej trenerem i to w dodatku dużo starszym :-D A tu proszę, nic z tych rzeczy ;-)
      Byłam w kinie razem z chłopakiem, bratem i jego dziewczyną i żadne z nas nie było jakoś szczególnie zauroczone filmem, wręcz przeciwnie. Więc jeżeli nam (którzy nie znamy książki) nie bardzo ta produkcja podeszła i Tobie też mimo, że książki lubisz, myślę, że kręcenie dalszego ciągu nie ma sensu, bo dla kogo? :-P Trochę szkoda zmarnowanego potencjału bo książka przecież nie jest gruba a film był z tych dłuższych więc myślę, że spokojnie mogliby wszystko elegancko zmieścić. To znaczy to wszystko czego Twoim zdaniem tam nie było ;-) Swoją drogą moze właśnie chodzi o "to coś" czego brakowało i mi, tyle, że ja nie umiem określić co to takiego :-) Wyszło trochę "masło maślane" ale mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Świetnie czyta się wrażenia z ekranizacji, gdy ktoś nie czytał książki. Poważnie! Sama zawsze skupiam się na porównaniu książki z filmem, przez co denerwuję się, jak wiele ważnych elementów zostało olanych przez twórców. Przez znajomość książki wiem o co chodzi, ale nie potrafię się na tyle zdystansować by ocenić filmową produkcje przez pryzmat normalnego widza.
    "Niezgodna" dopiero przede mną, więc jestem ciekawa, jak bardzo ją znienawidzę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam dokładnie to samo. Oglądając adaptację moich ukochanych "Darów Anioła" ciągle się denerwowałam jak to wypadnie, a przy każdych nieścisłościach wściekałam się, że to nie tak. Dlatego raczej unikam oglądania adaptacji, jeśli już chętniej wybieram te, których pierwowzoru zupełnie nie znam. Ciekawość okazuje się jednak czasem silniejsza i ostatecznie zawsze takie seanse wywołują u mnie sprzeczne emocje. Taki Percy Jackson dla przykładu- całkiem sympatyczny film dla młodzieży, jednak po przeczytaniu książki szczerze go znienawidziłam, bo nie dorasta jej nawet do pięt. I tak oto błędne koło się zamyka ;-) Dla własnego spokoju zrezygnuję więc chyba z lektury "Niezgodnej" ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Pewnie w tym momencie ktoś mnie zlinczuje, ale nie wspominam "Niezgodnej", jako książki, do której kiedykolwiek bym wróciła, więc jestem przekonana, że nic nie tracisz nie czytając jej.
      Chyba jedyną ekranizacja, która nie wywołała u mnie ataku furii to "Igrzyska Śmierci". Chociaż "Piękne istory" też były dobre, ale może mówię tak dlatego, że książka mi się nie podobała. Ech... odwieczny problem z ekranizacją.

      Usuń
    3. I moim zdaniem "Igrzyska..." były niezłe. "Pięknych istot" do dziś nie obejrzałam, bo książka bardzo przypadła mi do gustu a o filmie słyszałam dosyć niepochlebne opinie- widocznie w tym przypadku mamy skrajnie różne zdania ;-) Może i przeczytałabym "Niezgodną" gdybym miała do niej dostęp, ale na pewno jej nie kupię więc na razie chyba spasuję ;-)

      Usuń
  7. Powiem szczerze... film dużo bardziej przypadł mi do gustu niż książka. Nie mam pojęcia czy jest to porostu styl pisania V. Roth czy nieudolność tłumacza, ale jest ona odrobinę za bardzo pozbawiona artyzmu i taka wręcz sztucznie naciągnięta do mentalność przeciętnego młodego widza. Film natomiast jest naprawdę dobry - mam wrażenie, że kreacja bohaterów również sporo się różni, moim zdaniem na korzyść filmu. Zaiste rzadko się zdarza, aby film był lepszy o książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ostatnim zdaniem jak najbardziej się zgodzę. Poświęciłam nawet temu zagadnieniu moją pracę maturalną ;-) Film w moim odczuciu był ciekawy, ale dostrzegłam więcej wad niż zalet i w związku z tym nie mam już ochoty na książkę. Tym bardziej jeśli jest gorsza od filmu.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Książki są rewelacyjne. Czyta się błyskawicznie i z niecierpliwością co będzie dalej. Logiczne jest i nikogo nie powinno to dziwić, że książka jest lepsza od filmu bo znajduje się tam więcej scen i pole do popisu dla naszej wyobraźni. Żeby to wszystko pokazać w filmie należałoby zrobić serial a nie ekraizację kinową hehe. Co do filmu to bardzo mi się podobał a zwłaszcza główni aktorzy :-) . Nie zgodzę się z jednym z wcześniejszych komentarzy o złej grze aktorów. Jeżeli ktoś czytając książkę wyobraził sobie Tobiasa jako słodkiego i milutkiego księcia z bajki to jak ma się spodobać obraz twardego faceta. Ale co kto lubi, z pewnością ocena każdego zależy od indywidualnych upodobań, więc proponuję każdemu przeczytać i obejrzeć zamiast wzorować się na opiniach innych bo możecie przegapić niejedną fajną książkę bądź film:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat po książki wyjątkowo nie sięgnę, bo kompletnie mnie nie ciągnie, nie będę więc porównywać. Jeśli chodzi jednak o aktorów, a konkretnie o jednego, problem tkwi raczej nie w zaprezentowaniu głównego bohatera, a w samym aktorze właśnie, który kompletnie nie potrafił przenieść na ekran emocji. Takie jest przynajmniej moje zdanie.
      Pozdrawiam!

      Usuń

Drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za przeczytanie mojego tekstu, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Znasz już mój punkt widzenia, będę bardzo wdzięczna jeśli podzielisz się również swoim. A jeśli zdecydujesz się do mnie wrócić, możesz być pewien, że najdziesz tu odpowiedź ;-)

Zobacz też:

.