Wyd. Czwarta Strona | Seria: Andumenia, tom 1 | 708 str. | 39,90 zł | Premiera: 09.11.2016 r. |
Spiski, intrygi i przebudzeni generałowie
By opowiedzieć Wam dokładnie historię Andumenii, muszę
cofnąć się w czasie o sto dwadzieścia lat do wielkiej wojny z Zineanem. Utalentowani
andumeńscy generałowie zwyciężyli, ale za to zwycięstwo zapłacili ogromną cenę.
Dla narodu stali się jednak bohaterami, co mocno nadwątliło pozycję ówczesnego tchórzliwego
władcy. Chcąc ratować tron, zdecydował się na uśpienie generałów. Zamknięci w
kryształowych sarkofagach, mogli spać przez całe stulecia. Zgodnie z legendą
dopiero gdy ojczyzna znajdzie się w niebezpieczeństwie, skrzydlaci generałowie
przebudzą się, by ponownie poprowadzić armię ku zwycięstwu.
Właściwa akcja zaczyna się właśnie od przebudzenia generałów po 120 latach snu. Choć wszyscy, których niegdyś znali dawno już nie żyją, dla dowódców rany odniesione na wojnie wydają się wciąż świeże i bolesne, a na horyzoncie ponownie pojawiają się czarne wojenne chmury. Generałowie są ostatnią nadzieją Andumenii na przywrócenie dawnej świetności, ale też jedyną szansą by przygotować armię, będącą w stanie zwyciężyć natarcie wroga. W świecie intryg i zdrad nic nie jest jednak proste, a spiski i zamachy staną się dla bohaterów codziennością. W ostatnich chwilach pokoju nic nie jest pewne, nawet wzajemne zaufanie.
Początkowo nieco ciężko było mi się przenieść do świata
Adnumenii. Prolog czytałam trzykrotnie zanim ruszyłam w dalszą podróż z
bohaterami. Absolutnie nie dlatego, że był zły czy niezrozumiały, ale po
kilkunastu lekkich powieściach miałam problem z przestawieniem się na historię,
która wymaga od czytelnika skupienia i zaangażowania. Akcja jest dosyć powolna,
a wydarzenia skupiają się głównie na generalskim pałacu. O nudzie nie możecie
jednak zapomnieć, bo cała dynamika powieści zaklęta jest w spiskach i
intrygach, tak licznych i gruntownie przemyślanych, że nie sposób nie
zaangażować się w ich przebieg.
Od pierwszych stron zaintrygowali mnie główni bohaterowie o
niezwykle złożonych charakterach i tak silnych osobowościach, że całkowicie
przyćmili postacie drugoplanowe. Spośród generalskiego grona, które stanowi
głównych bohaterów powieści, wybija się May Verteri, najmłodsza ale też najbardziej
przebiegła generał. Nie sposób przewidzieć kolejne kroki bohaterki, ciężko
ocenić kiedy jest szczera, a kiedy knuje swoje intrygi. Można być jedynie
pewnym, że przy Krwawej May nie można być pewnym niczego. Dziewczyna nosi w
sobie wiele tajemnic związanych z wojną sprzed dekady, ale nie zdradzi ich łatwo.
W spiskowaniu nie ma sobie równych i chce osiągnąć zamierzone cele wszelkimi
dostępnymi środkami.
Jestem pod ogromnym wrażeniem świata wykreowanego przez
autorkę, która zadbała o najdrobniejsze detale, nazwy, tytuły, miejsca i
przedmioty. Stworzyła od podstaw zupełnie nowe uniwersum, które zachwyca na
każdym kroku. Wielka szkoda, że w książce zabrakło słowniczka i mapki. Świat
jest niezwykle intrygujący, ale mnie najbardziej zauroczyli bohaterowie. W świecie
wykreowanym przez autorkę wszyscy ludzie mają skrzydła, należy jednak
zaznaczyć, że nie są to anioły. Biorąc pod uwagę dekret sabany (odpowiednik
andumeńskiej królowej) o zakazie latania można nawet wysnuć teorię, że kiedyś
wszyscy mieliśmy skrzydła, które nieużywane po prostu zanikły. Bardzo mi się ta
teoria podoba.
Pomysłowość i wyobraźnia autorki idą w tym przypadku w parze
z niesamowitym talentem. Gdyby ktoś powiedział mi, że to zagraniczny bestseller
znanego autora, uwierzyłabym bez chwili wahania. Doskonały warsztat, intrygi
budowane nieśpiesznie lecz dokładnie przemyślane i opisy pozwalające dosłownie
przenieść się do wykreowanego przez autorkę świata- to mogę Wam zagwarantować. Ciężko
odczuć, że to literacki debiut, bo autorka posługuje się naprawdę dobrym
stylem, nie płaskim i potocznym, ale inteligentnym naszpikowanym profesjonalnym
słownictwem i jednocześnie nie sprawiającym żadnych trudności w odbiorze. Dla mnie Monika Glibowska to
polska Trudi Canavan. Tego porównania nie mogę się pozbyć, bo obydwie autorki
zrobiły na mnie jednakowe wrażenie.
O CZYM? „Andumenia”, to genialny debiut, który
(jestem tego pewna) zdeklasował całkowicie konkurencję w literackim konkursie,
którego autorka jest laureatką. Wykreowany w najdrobniejszych szczegółach
świat, świetni bohaterowie, mnóstwo intryg i spisków- to główne atuty książki. Znalazło
się tu również miejsce dla odrobiny romansu, odartego jednak całkowicie ze
słodyczy i niewinności. Choć powieść liczy ponad 700 stron, każda jest
absolutnie niezbędna i nie wyobrażam sobie, by ta historia mogła być krótsza. A
to dopiero początek. Niepokojące zakończenie zapowiada elektryzujący kolejny
tom i mam nadzieję, że nie będziemy musieli na niego długo czekać.
Ocena:
7/10
_____________________________________________________
Wydaję się dość ciekawą książką, już dodaję ja do listy "Chcę przeczytać". ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki. :**
Nie przepadam za fantasy, dlatego "Andumenia" kompletnie do mnie nie przemawia.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie jest to powieść o aniołach, bo za takowymi nie przepadam. Jestem nią zaintrygowana od dnia premiery i na pewno kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Mam na półce, ale jakoś nie mogę się przekonać by po nią sięgnąć. Muszę przyznać, że po twojej recenzji czuję się lekko zachęcona, ale trochę przeraża mnie ta wolniejsza akcja. Potrzebuję czegoś nafaszerowanego akcją, po wszystkich niewypałach z jakimi miałam do czynienia ostatnio, aczkolwiek - kiedy najdzie mnie ochota na coś w stylu Trudi - będę pamiętać o tym tytule. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry