Wyd. Akurat | Org. Projest Hail Mary | 512 str. | 49,90 zł | Data wydania: 05.05.2021 r. |
Losy całego świata spoczywają w rękach Raylanda Grace'a, ale on... nie ma o tym pojęcia! W skutek amnezji wywołanej śpiączką nie może sobie przypomnieć nawet własnego imienia, a co dopiero tego, że jest członkiem samobójczej misji do innego układu słonecznego, która ma na celu ratowanie Ziemi przed zagładą. Pozostali członkowie załogi nie przeżyli podróży, dlatego Grace sam musi przypomnieć sobie kim jest i co robi w kosmosie, a także odkryć jak ocalić Ziemię. Bułka z masłem. Tylko czy da się wykonać taką misję w pojedynkę? A może Rayland wcale nie będzie w kosmosie sam...
Książka zaczęła się
rewelacyjnie i początkowo nie mogłam się od niej oderwać. Z każdą kolejną
stroną pojawiało się jednak całe mnóstwo naukowych teorii do zapamiętania, a
cała akcja skupiła się wokół odkryć głównego bohatera. Autor ma fajny lekki
styl i opisuje skomplikowane zagadnienia dotyczące fizyki, biologii czy samego
kosmosu w przystępny sposób, ale dla mnie była to wiedza niemożliwa do
zapamiętania. Ponieważ jedno przełomowe odkrycie prowadzi do kolejnego, na
treści trzeba się skupić w stu procentach, a jeśli nie zapamiętasz o co chodzi
w eksperymentach Raylanda, jego kolejne przełomowe odkrycia nie zrobią na tobie
większego wrażenia. I tak było w moim przypadku. Książka mnie zaciekawiła, ale
nie wywołała we mnie większych emocji.
Co mogę powiedzieć o
głównym bohaterze? Facet jest szalenie inteligentny, wręcz genialny i lubi
sarkazm. Niestety autor nie zadał sobie trudu, żeby powiedzieć nam o nim coś
więcej poza tym, że kiedyś uczył biologii w szkole. Żadnych osobistych
wspomnień, unikalnych cech charakteru, anegdot z życia (może poza jedną). Poznajemy
go od tej "służbowej" strony, ale długo nie wiadomo jakim właściwie
jest człowiekiem. Amnezja nie może stanowić tu usprawiedliwienia, bo Rayland
stopniowo wszystko sobie przypomina. Nie czułam żadnej szczególnej więzi z
bohaterem, a jego opowieść wydawała mi się bardziej kosmiczną lekcją fizyki niż
powieścią fantasy.
Całą fabułę książki
można by streścić w kilku zdaniach, mało tu było zaskakujących zwrotów akcji (i
samej akcji) ale jedno muszę autorowi przyznać- że strony technicznej
przygotował się perfekcyjne. Facet naprawdę zna się na rzeczy i posiada ogromną
wiedzę, którą bardzo mi zaimponował. Nie tylko napisał książkę o podróży w
kosmos, on zaplanował prawdziwą międzygwiezdną odyseję w najdrobniejszych
szczegółach. "Projekt Hail Mary" to fantastyka naukowa, której fabuła
opiera się na faktach. Bohater cały czas wykonuje różne eksperymenty,
obliczenia, tłumaczy nam skomplikowane prawa fizyki i biologii. Jestem pod
ogromnym wrażeniem tego, można napisać książkę fantasy, która z naukowego
punktu widzenia mogła się wydarzyć. Nie zmienia to jednak faktu, że nie była to
zwyczajnie historia dla mnie i niestety trochę mnie wymęczyła. Uwielbiam motyw
podróży kosmicznych, ale zdecydowanie bardziej wolę go w filmach niż w
książkach. Cieszę się więc, że "Projekt Hail Mary" zostanie
zekranizowany i mam nadzieję, że będzie to równie wspaniały film, co
"Marsjanin". Oby w filmowej wersji znalazło się więcej miejsca na
emocje niż w papierowym pierwowzorze.
Inne książki Andy’ego
Weira:
Marsjanin | Artemis
Ja się raczej nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńCoś dla mojej drugiej połówki.
OdpowiedzUsuńTo nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńWłaśnie dla tego przygotowania od strony technicznej skoro byłabym ten tytuł przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Zakładka do Przyszłości
Również cieszę się, że zostanie zekranizowana.
OdpowiedzUsuń