29 grudnia 2016

„Poison City”- Paul Crilley

Wydawnictwo Akurat | 432 str. | 39.90 zł | Premiera 23.11.2016 r.

Żądny zemsty agent, gadający pies i całkiem żywy trup,
kontra grzechy zatrutego miasta

Nasz świat od zawsze był podzielony na Stronę Dnia i Stronę Nocy.  W tej pierwszej żyjemy my, zwykli śmiertelnicy, za to w drugiej skrywają się wszelkiej maści potworności znane z legend: orisze, duchy, wampiry, wróże, dżiny, bogowie- długo by wymieniać. Między obiema stronami jest wyraźna granica, rozejm, który reguluje Traktat. Nie wszyscy są jednak skłonni respektować prawo, dlatego powstała specjalna jednostka policji mająca za zadanie dbać o przestrzeganie traktatu. Nietypowa praca sprzyja niekonwencjonalnym metodom jej wykonywania, co często sprowadza się do używania magii, a ta okazuje się zaskakująco kapryśna i trudna do okiełznania.

 Pierwszym bardzo pozytywnym zaskoczeniem jest miejsce akcji. Urban fantasty powszechnie kojarzy się z wielkimi miastami, a autorzy szczególnie upodobali sobie te amerykańskie faworyzując głównie Nowy Jork. Tym razem zmieniamy jednak kontynent ponieważ autor postanowił osadzić swoją opowieść w Afrykańskim Durbanie, który również jest wielkim miastem, ale o wiele bardziej tajemniczym i orientalnym niż wyżej wymienione.

Kolejnym plusem są bohaterowie, nakreśleni grubą kreską, charakterni, mający swoje tajemnice, ale i bardzo typowe cechy, które sprawiają, że zaczynają żyć w naszej wyobraźni własnym życiem. Główny bohater, agent Gideon Tau, pochodzi z Londynu, jednak to właśnie w Durbanie, postanowił zostać na dłużej. Pewna osobista tragedia niszczy cały jego świat i wypełnia umysł pragnieniem zemsty, które dominuje jego zachowanie i pociągnie za sobą lawinę wydarzeń. Nie mogę nie wspomnieć również o duchowym przewodniku Gideona, który jednak zamiast prowadzić naszego bohatera woli całymi dniami oglądać telewizję, chlać sherry i wylizywać swoje miejsca intymne. Warto dodać, że wspomnianym duchowym przewodnikiem jest gadający pies, który swoim sarkazmem nie raz doprowadza Tau do białej gorączki, a czytelnika do napadów śmiechu. Szkoda tylko, że tak mało jest scen z jego aktywnym udziałem, bo to zdecydowanie jeden z moich ulubionych bohaterów. Na uwagę zasługuje również szefowa Gideona, Armitrage. Twarda babka, zdecydowana i ostra, lecz w gruncie rzeczy- o złotym sercu. Bardzo polubiłam również Parker, koleżankę z biura głównego bohatera, wskrzesicielkę, która sama zamienia się w zombie jeśli nie zacznie dnia szatańsko mocną kawą. Długo by wymieniać fascynujące bóstwa i bohaterów drugoplanowych choć aż się proszą, by choć o nich wspomnieć, tak barwną i ciekawą plejadę osobowości tworzą .



Akcja jest bardzo dynamiczna i pędzi w naprawdę ekspresowym tempie przez co 400 stron okazuje się zbyt małą przestrzenią na taką masę przygód. Sama fabuła rozwinęła się w kierunku, którego kompletnie się nie spodziewałam i przyjęła bardzo kontrowersyjny kształt. Autor czerpie pełnymi garściami z biblijnych opowieści i pisze je na nowo , stawiając znane wszystkim wydarzenia w zupełnie nowym świetle. Nie każdemu spodoba się taki obrót spraw, ale fantastyka jak wiadomo z jakiegoś powodu została uznana przez kościół za nieodpowiednią. Mi fabuła przypadła do gustu, czego nie mogę powiedzieć o opisie wydawcy, który zdradza bardzo wiele tajemnic  głównego bohatera i niestety nieco psuje lekturę. Radziłabym więc pominąć czytanie opisu i skupić się na jednym oczywistym fakcie, że to genialna pozycja, po którą każdy miłośnik Urban fantasy może sięgać w ciemno.

O CZYM?   „Poison City”, to świetnie napisana powieść z genialnymi bohaterami, dobrze poprowadzoną fabułą i imponującą ilością zwrotów akcji. Durban zamieszkuje cała masa tajemnic i jeszcze więcej potworów, dlatego nie ma szans na nudę nawet przez minutę. Połączenie Urban fantasy, kryminału, akcji i dramatu wyszło autorowi świetnie i wciąga od pierwszej strony. Już nie mogę się doczekać kolejnej części, ale również serialu, który powstaje na podstawie serii. To dopiero będzie genialne widowisko!

Ocena:
8/10

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Akurat!

9 komentarzy:

  1. Ostatnio nasyciłam się fantastyką aż za bardzo, dlatego raczej sobie ją odpuszczę, jednak będę ją mieć na oku :)

    Pozdrawiam
    I feel only apathy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wręcz przeciwnie, czuję przesyt zwyczajnością i chętnie przeczytałabym jeszcze coś z tego gatunku :-)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Hmmm to chyba nie moje klimaty niemniej jednak okładka naprawdę przyciąga uwagę :)
    Pozdrawiam

    Na moim blogu pojawił się nowy wpis, byłabym bardzo wdzięczna gdyby ktoś z Was chciałby go przeczytać i wyrazić swoją opinię :) http://magia-miedzy--kartkami.blogspot.com/
    Życzę wszystkim udanego sylwestra i szczęśliwego nowego roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, nie każdemu muszą odpowiadać klimaty urban fantasy :-) Dzięki za zaproszenie, już do Ciebie zaglądam :-)
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Nie moje klimaty, ale zdjęcie z psem jest super :D
    http://justboooks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Ta mina mówi wiele o tym co moja psinka sądzi o robieniu jej sesji z książkami. Tak się składa, że ma bardzo bogatą mimikę jak na psa :-P
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. W sumie nie mam nic do dodania, może poza - ZGADZAM SIĘ. Również uwielbiam psa, również uwielbiam klimat i strasznie podoba mi się zamieszanie w to wszystko aniołów. Kojarzy mi się to z Supernatural. :D Mam nadzieję, że za serial wezmą się jakieś porządne osoby, bo można z niego sporo wyciągnąć, także... proszę, nie zepsujcie tego.
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za przeczytanie mojego tekstu, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Znasz już mój punkt widzenia, będę bardzo wdzięczna jeśli podzielisz się również swoim. A jeśli zdecydujesz się do mnie wrócić, możesz być pewien, że najdziesz tu odpowiedź ;-)

Zobacz też:

.