8 kwietnia 2016

Czy „Chemia” uczuć pokona chorobę?

reż. Bartek Prokopowicz | dramat, romans | 02.10.2016 r.

OFICJALNY OPIS:
Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami opowieść o niezwykłej miłości dwójki młodych ludzi balansujących na granicy życia i śmierci, miłości i szaleństwa. To opowieść o niezwykłym uczuciu, dojrzewaniu i poszukiwaniu własnej tożsamości. O miłości silniejszej niż strach. O tym, że warto kochać tak, jakby jutra miało nie być. Film powstał na kanwie wydarzeń z życia Magdy Prokopowicz – założycielki Fundacji Rak'n'Roll.

ZWIASTUN:



RECENZJA:
„To jest rak, a my mamy z nim wojnę”

Mam w głowie mętlik i nie bardzo wiem jak ubrać w słowa swoje poplątane emocje. Nie przepadam, za polskimi filmami, nie dlatego, że nie interesują mnie ich scenariusze, ale dlatego, że wszystkie bez wyjątku opowiedziane są w dziwny pokrętny sposób, pozostawiający po sobie jedynie niesmak. „Chemia” była moją wielką nadzieją. Zwiastun dobitnie dawał do zrozumienia, że warto dać tej produkcji szansę, bo właśnie ona może być przełomem w moim postrzeganiu polskiego kina. Seans jednak za mną, przełomu nie było, a w głowie mam watę. Dominują jednak dwa uczucia: wzruszenie i rozgoryczenie.

Historia sama w sobie jest niesamowicie piękna, poruszająca i prawdziwa. Lena i Benek poznają się przypadkiem. Oboje dotarli do punktu w swoim życiu kiedy chcą po prostu uciec. Więc uciekają. Kilka szalonych pełnych namiętności dni wystarczy, by  młodzi ludzie byli pewni, że chcą być ze sobą do końca życia. Okazuje się jednak, że wspólnego życia wcale tak wiele im nie zostało. Lena ma raka piersi, wie o tym i nie chce się poddać leczeniu. Nie chce też wciągać w swoją tragiczną historię zakochanego Benka. Wszystkie priorytety ulegają jednak zmianie, kiedy okazuje się ich krótki, płomienny romans dał początek nowemu życiu. Para postanawia strawić czoła chorobie i walczyć o własne szczęście. 



Scenariusz dosyć luźno, ale jednak, opiera się na prawdziwych wydarzeniach. Można więc powiedzieć, że film to biografia oddająca hołd chorującej na raka kobiecie, co ciekawe, wyreżyserowana przez  męża głównej bohaterki. Magda Prokopowicz, czyli filmowa Lena, jest założycielką fundacji Rak’n’roll, której głównym celem jest pomaganie ciężarnym kobietom chorym na raka. Niestety z filmu nie dowiemy się niczego o fundacji,  a szkoda. Jeśli jednak chcecie dowiedzieć się o niej więcej zachęcam do obejrzenia świetnego odcinka Efektu Domina [LINK].

Film uderza w widza szczerością uczuć i emocji. Dosłownie ścina z nóg bolesnym przesłaniem i brakiem nadziei. Miałam wrażenie, że reżyser przelał w tą produkcję cały swój ból i cierpienie. Dosłownie czułam jak trucizna beznadziei rozlewa się w moim umyśle. Było kilka momentów, które powinny nieść nadzieję i być promyczkiem światła w tej dramatycznej historii , jednak moim zdaniem zostały brutalnie pominięte, wciśnięte gdzieś w kąt i przesłonione kolejną warstwą tragedii. Być może, tak właśnie miało być, ale nie wyobrażam sobie nawet jak traumatycznym doświadczeniem musi być oglądanie tego filmu, przez osoby chore na raka, skoro nawet zdrowy widz, czuje się pokonany po jego obejrzeniu.



Chyba właśnie  te namacalne i uderzające emocje, sprawiły, że film odniósł wielki sukces. Praktycznie wszyscy ludzie, z którymi rozmawiałam rozpływali się nad doskonałością produkcji i jej rozlicznymi zaletami. Jednak, choć historia Leny wzruszyła mnie i przytłoczyła, sposób jej opowiedzenia kompletnie do mnie nie przemówił, a wręcz okrutnie rozczarował. Widz, który rozpoczyna seans bez znajomości zwiastuna, czy opisu nie ma szans zrozumieć, co się dzieje przez pierwsze pół godziny. Zachowanie bohaterów jest dziwne, niezrozumiałe, a to, co dzieje się na ekranie nie łączy się w składną logiczną całość i na żadnym etapie nie jest tłumaczone. Wielkim rozczarowaniem była też postać Benka, który jedynie momentami zdawał się być obecny, bo przez większą część filmu wydaje się nie mniej zdezorientowany niż widz. Całkowicie zbędne wydawały mi się również wstawki graficzne, przedstawiające raka trawiącego główną bohaterkę, jednak szalę goryczy przelała pojawiająca się znikąd kobieta stojąca niczym posąg między grającymi aktorami i śpiewająca piosenki mające podkreślić powagę rozgrywających się wydarzeń. Na plus zaliczę jedynie świetne postaci ekscentrycznego księdza (Eryk Lubos) i jedynej odważnej pani onkolog (Danuta Stenka). Jak dla mnie to jednak o wiele za mało, by uratować ten film.

Podsumowując: Choć film mną wstrząsnął, nie mogę szczerze powiedzieć, że mi się spodobał,  bo nie była by to prawda. Seans okazał się równie wzruszający, co męczący a nawet irytujący. Widać, że jest to film bardzo osobisty dla twórcy, wręcz intymny, jednak zupełnie mnie nie przekonał. Wielka szkoda, że ta historia nie została opowiedziana inaczej.

Ocena filmu: 6/10
(samej historii dałabym jednak 10/10, za wbijające w fotel emocje)


13 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że bardziej przypadnie Ci do gustu :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Chociaż uwielbiam historie oparte na podobnym schemacie, bo w filmach szukam głównie tych smutnych emocji i wzruszeń, do "Chemii" nigdy specjalnie mnie nie ciągnęło i chyba słusznie, bo po twojej recenzji wydaje mi się, że niekoniecznie ta produkcja przypadłaby mi do gustu.

    Books by Geek Girl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To piękna historia ale fatalnie opowiedziana. O wiele ciekawsze okazały się dokumenty o wspomnianej fundacji, które serdecznie polecam :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Chętnie przeczytałam Twoją recenzję, gdyż jako, że znawcy kina ze mnie nie było nigdy i pewnie nie będzie, tak o tym filmie dowiedziałam się niedawno, całkowicie przypadkowo. Słuchając cudownego utworu "Bezwładnie" Mikromusic i Skubasa, natknęłam się na informację, ze pochodzi on ze ścieżki dźwiękowej do "Chemii". Obejrzałam zwiastun i przepadłam - wiem, że obejrzę ten film, nie ma innej opcji. Ale po Twojej recenzji wiem też, że muszę się liczyć z faktem, że niektóre momenty mogą być dla mnie zbyt pokrętne. ;)
    Pozdrawiam
    A.

    http://chaosmysli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest bardzo dobre podejście. Mam nadzieję, że jednak bardziej przypadnie Ci do gustu :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Jak dla mnie ten film był zbyt artystyczny, zbyt udziwiniony. Ale historia rzeczywiście piękna! I sountrack <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze to ujęłaś udziwnień było za dużo i całość bardzo na tym traci. A szkoda.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Mimo że historia jest piękna, to upublicznianie swoich wewnętrznych emocji przez twórców faktycznie bywa kłopotliwe. Ale i tak postaram się obejrzeć ten film!

    Pozdrawiam cieplutko ♥
    http://sleepwithbook.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak to jest z tym polskim kinem, że najczęściej jest... męczący. Nie znam tego filmu i nie wiem, czy mam na niego siłę :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię wzruszające i smutne filmy, najlepiej oparte na faktach. Ale na "Chemię" nie mam ochoty.

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba obejrzę dla samej siebie ten film, aby zobaczyć czy mnie tez nie porwie tylko wzruszy. ;)
    Buziaki. :**

    OdpowiedzUsuń
  9. Uch, nie. Nie. Nie. Nie lubię historii z chorobami. Po prostu nie. I nie jestem w stanie z tym walczyć. Raczej w filmach szukam światła, a nie kolejnych warstw ciemności. Niemniej, przykro mi, że sposób przedstawienia historii cię rozgoryczył. Trochę ten absurd mi się kojarzy z "Miastem 44", które też miało takie perełki, nie będę kłamać.
    I smutno, że to historia opierająca się na życiu. Nikt nie zasługuje na przechodzenie przez coś takiego.
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za przeczytanie mojego tekstu, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Znasz już mój punkt widzenia, będę bardzo wdzięczna jeśli podzielisz się również swoim. A jeśli zdecydujesz się do mnie wrócić, możesz być pewien, że najdziesz tu odpowiedź ;-)

Zobacz też:

.