Bukowy Las/ 312 str. /34,90 zł/ 2013 r. |
Niektóre nieskończoności są większe niż inne*
Niektóre książki, po prostu trzeba przeczytać. Po części dlatego, że znają jej już wszyscy, po części, bo nadszedł w końcu czas by przekonać się samemu, czy to stałe wzdychanie i ogólny zachwyt, mają w ogóle jakieś uzasadnienie. Tak więc sięgnęłam wreszcie i ja po to kultowe dzieło, kultowego pisarza, które miało być równie wzniosłe, co jego wzniosły tytuł. I choć z reguły podchodzę z rezerwą do książek, które powszechnie budzą zachwyt, tak w tym przypadku autor bardzo skutecznie zamknął mi usta. Teraz, na świeżo po lekturze, z oczami wciąż pełnymi łez i ze ściśniętym gardłem, nie mogę napisać wiele więcej ponad to, że chyba nie jestem w stanie napisać o tej książce niczego sensownego. Niczego, co nie zostałoby już wcześniej powiedziane, napisane, czy wyryczane przez miliony czytelników przede mną. Może jedynie tyle, że gdyby udało się zebrać wszystkie łzy wypłakane przez czytelników w trakcie lektury, powstałoby prawdzie greenowskie morze, które mogło by zalać całe pełne gwiazd niebo.
"Moje idee to gwiazdy, których nie potrafię ułożyć w konstelacje"*
A jednak spróbuję, po części dla tego, że to wstyd i ujma dla mojej osoby napisać o tak dobrej książce zaledwie akapit. Spróbuję też dlatego, bo wielu innym się to udało, a przede wszystkim udało się samemu autorowi, za co powinnam chyba w jakiś sposób podziękować. Powieść wbrew pozorom wcale nie jest o gwiazdach, obserwacjach astronomicznych, ani obwinianiu ciał niebieskich o nieuchronność losu. Książka opowiada o śmierci. O tym jaka jest bliska, jakie niesie ze sobą konsekwencje. Ale jest także o życiu. O tym jakie jest kruche, ulotne i jak łatwo traci znaczenie, kiedy człowiek nie umie go docenić. A nikt chyba nie docenia życia bardziej niż ludzie, których dni dosłownie zostały policzone. Szesnastoletnia Hazel wie, że zalicza się właśnie do tej kategorii. Stale przypomina jej o tym ból w płucach, które nie potrafią już same pompować powietrza, i ciągnięta wszędzie butla z tlenem, która niczym kula u nogi przypomina o tym jeszcze bardziej. Dziewczyna choruje na nowotwór, czyta stale tę samą książkę, która nie ma zakończenia i stale myśli o tym, że wkrótce umrze. Ale choć "świat nie jest instytucją zajmującą się spełnianiem życzeń"*, jedno z niezapisanych nigdzie, ani nawet nie wypowiedzianych marzeń, chorej na raka dziewczyny, niespodziewanie się spełnia. Bo oto nagle w jej życiu, które może zakończyć się w każdej chwili, pojawia się Augustus, dzięki któremu jak nigdy wcześniej zapragnie być znów zdrowa i pełna życia. Niestety, jednym ze "skutków ubocznych umierania"* jest fakt, że nic nie jest wieczne, a słońce pewnego dnia może okazać się zbyt jaskrawe by ponownie otworzyć oczy*.
„To nie jest książka o raku, bo książki o raku to lipa.”*
Choć tytuł mógłby sugerować inaczej, w bohaterach nie ma wcale żalu, czy pretensji do wszechświata. Zarówno Hazel jak i kilku innych bohaterów to osoby pogodzone z losem i choć pełne obaw, równie przepełnione silą i determinacją. Mogłabym wręcz nazwać ich dosłownie "bohaterami, którzy każdego dnia dzielnie walczą z chorobą", ale nie zrobię tego, bo wiem, że byliby na mnie za to wściekli. Ani Hazel, ani nikt z jej jadących na tym samym wózku przyjaciół, nie chcą niczyjej litości. Nie chcą współczujących spojrzeń i niezręcznego milczenia. Chcą żyć całkiem normalnie i do tego najlepiej jak im się uda, przez tą resztkę życia jaka im pozostała. Co więcej mimo, że jest to historia pełna smutku, bólu i niesprawiedliwej śmierci, znalazło się trochę miejsca, dla czarnego humoru, nie opuszczającego bohaterów. Potrafią oni bowiem mimo przeciwności losu wciąż iść przed siebie z uporem, śmiejąc się przy tym ze swoich słabości i lęków, ukrywając je przy tym skrzętnie przed resztą świata, a przede wszystkim przed samymi sobą.
"Tak to jest z bólem. Domaga się byśmy go odczuwali"*
Nie myślcie jednak, że jest tu mowa jedynie o chorobie i różnych stadiach umierania. To opowieść przede wszystkim o miłości i o jej ogromnej sile. Hazel i Augustus znacznie odstają od typowego modelu niepokornych i stale obmacujących się po kątach nastoletnich kochanków. Odstają do tego stopnia, że niektórzy mogli by odnieść wrażenie, że ich uczucie zostało potraktowanie nieco pretensjonalnie i po macoszemu. Musimy zadać sobie jednak pewne fundamentalne pytanie: o co tak naprawdę chodzi w miłości i obnoszenie się z nią podnosi jakoś jej wartość? Miłość Hazel i Augustusa, choć nie obfitowała w ckliwe wyznania i namiętne uniesienia, to okazała się byś o wiele trwalsza i bardziej szczera niż niejedna, znana nam z książek Young Adult, miłostka. Ich uczucie stało się niejako darem, który pojawił się w najbardziej odpowiednim momencie, podporą w okrutnej i niesprawiedliwej walce. I choć chwilami może faktycznie można mieć lekki żal do autora, za to, że nie dał się bardziej ponieść emocjom, to nie da się zaprzeczyć, że stworzył naprawdę szczery i wiarygodny obraz.
"Ale ja wierzę w prawdziwą miłość, wiesz? Nie uważam, że wszyscy muszą mieć oboje oczu, nie chorować i tak dalej, ale każdy powinien przeżyć prawdziwą miłość, a ona powinna trwać przynajmniej do końca jego życia"*
" -Może "okay" będzie naszym "zawsze".
-Okay- zgodziłam się."*
Czy to najlepsza książka jaką czytałam? Cóż, nie. W pewnym sensie była okropna. I sam Green też nie stanie się moim guru, któremu stworzę ołtarzyk, a wręcz w tym momencie mam ochotę zrobić mu to co zrobiła Hazel van Houtenowi (jeśli czytaliście wiecie o co chodzi). Ale jednak wciąż nie mogę się otrząsnąć i nie mogę przestać myśleć o tej okropnej książce i okropnym człowieku, który ją napisał. Może zaczerpnę więc od samego okropnego Greena i posłużę się metaforą, przez niego zainspirowaną. Bo ta książka była granatem, który wybuchł i strasznie mnie poranił. Mnie i wielu innych przede mną. I wiem, że będzie wybuchał wciąż i wciąż od nowa, i ranił innych, którzy odważą się zbliżyć na dostateczną odległość. Ale wiecie co? Jeśli wciąż nie macie pojęcia o czym mówię, czym prędzej musicie to zmienić. Bo niektórym książkom, po prostu trzeba dać się dotknąć tak do głębi.
" Nie masz wpływu na to, że ktoś cię zrani na tym świecie, ale masz coś do powiedzenia na temat tego, kim będzie ta osoba. Podoba mi się mój wybór" *
O CZYM? "Gwiazd naszych wina" to opowieść o okrutnej i nierównej walce z chorobą, własnymi lękami i słabością. To historia o umieraniu, godzeniu się ze stratą i zapomnieniem, ale także o wartości życia, miłości i sile jaką ona daje. Nie odkrywamy tu żadnej wielkiej tajemnicy, nie ma też większych zaskoczeń, a autor od początku subtelnie przygotowuje nas na nieuchronne zakończenie. To naprawdę zaskakujące, jak doskonale dorosły mężczyzna wczuł się w uczucia i emocje nastoletniej dziewczyny i jak świetnie je opisał. A ja? Po przeczytaniu książki, którą wszyscy się zachwycali, ostatecznie sama stałam się tą, która się nią zachwyca i dołączyłam do nieskończonej konstelacji ludzi, mających bezustannie ochotę powtarzać "Okay".
Ocena:
9/10
Inne książki autora:
"Papierowe miasta"
"Szukając Alaski"
"19 razy Katherine"
"W śnieżną noc"
* dosłowne, lub lekko zmienione na użytek recenzji, cytaty z książki.
Czytałam tę książkę, podobała mi się. To ,,okay" też mi się wbiło w pamięć :)
OdpowiedzUsuńTa książka chyba po prostu nie może się nie spodobać :-) Może nie wszystkim w równym stopniu przypadnie do gustu, ale chyba nie da się jej nie polubić :-)
UsuńPozdrawiam!
Czytałam i chyba nie odebrałam jej aż tak dobrze jak Ty. Wydaje mi się, że nie była najgorsza, ale i nie poruszyła mnie tak, jak bym sobie życzyła.
OdpowiedzUsuńJohn Green ma bardzo specyficzny styl i faktycznie można pod jego adresem wysnuć kilka zarzutów. W pewnym momencie i mi coś nie grało, dlatego ostatecznie obcięłam jeden punkt :-)
UsuńPozdrawiam!
''Okay? Okay.'' <3 Właśnie robię sobie bransoletkę z tym cytatem ^^
OdpowiedzUsuńnamalowac-swiat-slowami.blogspot.com
Chętnie obejrzę efekt końcowy Twojej pracy ;-)
UsuńPozdrawiam!
Hmm, ja jakoś nie jestem przekonana do książek tego autora. Czytałam np. "Szukając Alaski" i mimo, że nie była to zła powieść, to jednak zabrakło mi czegoś w niej co by mnie poruszyło...
OdpowiedzUsuńMam na półce również "Szukając Alaski" i mam nadzieję, że na mnie zrobi lepsze wrażenie ;-) Swoją drogą łatwo mnie rozczulić, więc myślę, że i tym razem Green da radę ;-)
UsuńPozdrawiam!
Czytałam książkę, ale bardziej podobał mi się film :) Jednak mam w planach też inne książki autora.
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com/
Ja też jestem już po obejrzeniu filmu i szczerze mówiąc mam bardzo podobne zdanie co o książce ;-)
UsuńPozdrawiam!
Mam w planie książkę i film :)
OdpowiedzUsuńJedno i drugie serdecznie polecam :-)
UsuńPozdrawiam!
Dałam ksiazce taką samą ocene jak Ty :) Podzielam również cała Twoją recenzje :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że inne książki tego autora zrobią na mnie równie duże wrażenie :-)
UsuńPozdrawiam!
Pięknie to napisałaś - ta książka naprawdę rani duszę, ale tak musi być, bo w tym jest moc, w tym odnajdziemy sens tej historii. Bo historia o umieraniu i miłości rodzącej się w obliczu śmierci nie może być przyjemna i lekka. Ale nie zmienia to faktu, że książka jest po prostu fenomenalna - dla mnie jedna z najlepszych :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;-) O takich książkach recenzje piszą się same ;-) Myślę, że nie raz do niej jeszcze powrócę.
UsuńPozdrawiam!
Muszę w końcu przeczytać tę książkę,bo mam wrażenie, że tylko ja jej nie znam;)
OdpowiedzUsuńDo niedawna też miałam takie wrażenie, dlatego postanowiłam to zmienić ;-)
UsuńPozdrawiam!
Podzielam Twoje zdanie. ;)
OdpowiedzUsuńTa książka nie każdemu się spodoba. Trzeba umieć się wczuć w takie klimaty i pozwolić jej się porwać. Ryczałam zarówno w trakcie czytania książki, jak i podczas oglądania ekranizacji w kinie. To jest jedna z tych książek, które najdotkliwiej mnie zraniły i wciąż ranią. Mnie styl również nie przeszkadzał i naprawdę nie rozumiem, dlaczego wielu czytelnikom tak zawadza. Podobało mi się to, że Zielony nie zrobił z miłości Hazel i Gusa czegoś sztucznie perfekcyjnego. Wydaje mi się, że właśnie ten jej specyficzny charakter ma w sobie cudowny urok.
Słowo "okay" nabrało dla mnie głębszego znaczenia po przeczytaniu tej książki. I na pewno nie tylko dla mnie. ♥
Pozdrawiam,
Eveline
Ja wprost kocham takie klimaty i jestem pod ogromnym wrażeniem. Choć nie ukrywam, że może zmieniłabym co nieco, to autorowi udało się stworzyć historię równie ciekawą, co realistyczną i okrutną. A Hazel i Augustus są moim zdaniem parą idealną, bo ich związek ma prawdziwą głębię. Cudo!
UsuńPozdrawiam!
Green umie zrobić na czytelniku wrażenie
OdpowiedzUsuńOj umie umie i mam nadzieję, że zaczaruje mnie jeszcze nie raz ;-)
UsuńPozdrawiam!
Ja niestety na razie tylko film obejrzałam, na którym płakałam jak przysłowiowy bóbr, nie mogę się doczekać, gdy sięgnę po książkę
OdpowiedzUsuńKoniecznie musisz przeczytać ją jak najszybciej!
UsuńPozdrawiam!
Na konkurs Bukowego Lasu napisane? :D :D
OdpowiedzUsuńA książkę uwielbiam!
Rozgryzłaś mnie :-P
UsuńAle tak poważnie- książkę zaczęłam czytać zanim pojawiła się informacja o konkursie i bez względu na niego recenzja byłaby taka sama. Żeby nie było- nic pod publiczkę! Wysłałam zgłoszenie, bo choć ostatnio mam strasznego pecha, uznałam, że nie zaszkodzi, a fajnie byłoby mieć więcej Greena na półce ;-)
Pozdrawiam!
Ależ ja ci zazdroszczę... Bo mnie ta książka nie zachwyciła. Bo mnie nie wydawała się genialna. Bo ja przy niej nie płakałam. Bo nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. A całość oceniłabym jako rewelacyjną, ale i tak nie miałabym ochoty jej wychwalać, co robią wszyscy inni. Czy coś wobec tego, jest ze mną nie tak?
OdpowiedzUsuńTeraz naprawdę czuję się przygnębiona. Bo czemu do cholery, mnie Green nie mógł oczarować tak jak innych? Czemu nie mógł rozpuścić moich emocji i sprawić, że wylądowałby na liście z moimi ulubionymi pisarzami? Czemu?
Chwilowo jestem zbyt przygnębiona sobą, zbyt wściekła na autora by cokolwiek innego napisać.
Zarzuty. Wszędzie zarzuty.
Pozdrawiam,
Sherry
Przyznam szczerze, że gdyby nie fantastyczny styl Greena, który po prostu mnie oczarował, raczej nie byłabym aż tak zachwycona. Zaskoczyła mnie też oszczędność w dawkowaniu emocji i oschłość Hazel, dlatego jeden punkcik odjęłam. Jednak temat choroby i ogólnie raka jest mi dosyć bliski i zawsze mnie porusza, więc może stąd takie a nie inne emocje ;-)
UsuńMoże być też tak, że masz z tą książką to samo co ja z "Jeśli zostanę". Więc może warto dać jej jeszcze jedną szansę za jakiś czas ;-)
Pozdrawiam!
Chyba rzeczywiście warto byłoby się z tą pozycją zapoznać. Namówiłaś mnie. Dziękuję
OdpowiedzUsuńI to koniecznie! :-) Greena naprawdę warto znać :-)
UsuńPozdrawiam!
Wspaniałe zdjęcie. Książkę mam, czytałam, była ok, nie zawładnęła moim sercem. Za to film już o dziwo tak, a przecież ja nie znoszę filmów na podstawie książek:)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :-) Dla mnie film i książka miały bardzo podobny poziom i w jednym i drugim się zakochałam :-)
UsuńPozdrawiam!
Tak, coś cudownego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ja uwielbiam tę książkę ;) Pięknie to wszystko ujęłaś. Wzruszyłam się czytając to co napisałaś :) świetny blog, zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://coffeebookandsmile.blogspot.com/
Ojejku, dziękuję :-* nikt chyba jeszcze nie wzruszył się czytając jakikolwiek mój tekst więc wiele to dla mnie znaczy :-)
UsuńPozdrawiam!
Cudownie to wszystko opisałaś, aż łezka się w oku kręci. Zainspirowałaś nas również do zrecenzowania "Gwiazd naszych wina". Gdybyś miała ochotę przeczytać to zapraszamy :* Świetny blog!
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy cieplutko kochana