Prószyński i S-ka/ 319 str./ 34 zł/ 2012 r. |
O duchu, który nie chciał umrzeć
I łowcy, który nie chciał go zabić.
Wydawać by się mogło, że po śmierci, człowiek nie może stać się
już bardziej martwy. Okazuje się jednak, że truposza wciąż można jeszcze dobić,
jeśli sprawia zbyt duże kłopoty żyjącym. Na przykład brutalnie ich mordując. Główny
bohater doskonale zdaje sobie z tego sprawę i kontynuując rodzinne dziedzictwo,
wpędza umarłych do grobów, czyli tam gdzie ich miejsce. Siedemnastoletni Cas
przejął fach łowcy duchów po ojcu, który zginął przed dziesięciu laty,
zamordowany przez zjawę o wiele potężniejszą od siebie. Będąc stale w drodze i
nie zagrzewając nigdzie miejsca na dłużej, chłopak wraz z matką czarownicą i
widzącym duchy kotem, przemierza kolejne stany poszukując niebezpiecznych zjaw,
których trzeba się pozbyć. Nowa sprawa nie miała być wcale trudniejsza od
poprzednich, jednak w mglistym Thunder Bay, Cas poznaje Annę, zjawę tak
potężną, że nie jest w stanie sam jej pokonać. Wszystkich, którzy odważyli się postawić
nogę w jej domu, czekała błyskawiczna i brutalna śmierć. Jednak z jakiegoś
powodu, Anna oszczędza Casa. A on ze zdziwieniem odkrywa, że również nie
potrafi ot tak, po prostu jej zabić.
„Działam w ciemności zabijając tych, którzy
powinni pozostać martwi. Gdyby ludzie wiedzieli czym się zajmuję, zapewne
próbowaliby mnie powstrzymać. Idioci stanęliby po stronie duszka Kacpra,
wskutek czego musiałbym zabić najpierw Kacpra, a potem tych z nich, którym
Kacper wcześniej przegryzł gardła. Nie jestem superbohaterem. Jeżeli już, to
raczej Rorschachem ze „Strażników”. Jestem Grendelem. Jestem ostatnim żywym w
Silent Hill.”
Str. 21
Pewne oczywiste porównanie dosłownie samo ciśnie się na
usta. „Anna we krwi” już od pierwszych stron wyraźnie inspirowana jest serialem
„Supernatural”. Porównania bywają jednak niekiedy gwoździem do trumny,
zwłaszcza, jeśli ktoś chce na siłę stworzyć coś tak cudownego jak wspomniany serial.
Niestety każdego ducha, którego zabijał Cas, możemy porównać do tych z
pierwszego sezonu, co nie wyszło książce raczej na dobre. Czytając odniosłam
też wrażenie, że autorka, w osobie Casa, chce zawrzeć wszystkie najlepsze cechy
serialowych braci Winchester. Arogancję i zadziorność Deana, oraz urok i subtelność
Sama. Szkoda tylko, że zamiast kreować sytuacje, w których bohater mógłby
wykazać się tymi cechami, postanowiła jedynie poinformować nas, że je posiada,
co wyszło wyjątkowo niezręcznie, biorąc pod uwagę fakt, że to Cas jest
narratorem.
W zasadzie żaden z bohaterów nie zrobił na mnie większego
wrażenia, a ci, którzy mieli jakikolwiek potencjał, zostali spłyceni do granic
możliwości. Autorka skupiła się raczej na kreowaniu fabuły niż bohaterów, który
zasadniczo ją tworzą. Wyszło więc trochę drętwo, a przez to cała historia wiele
straciła. Autorka chyba nie do końca mogła się też zdecydować, czy napisać
książkę o łowcy duchów, czy może romans paranormalny. Ostateczne ani jedno, ani
drugie jej nie wyszło. Kiedyś byłam wielką fanką paranormalnych romansów i
nadal bardzo je lubię, powinnam być więc wdzięczna pani Blake, za wprowadzenie
tej dziwnej chemii między bohaterami. Wyszło to jednak tak dziwacznie i
nienaturalnie, że ciężko było zrozumieć skąd nagle się ona wzięła, zwłaszcza,
że jedynymi uczuciami jakie towarzyszyły na początku obojgu bohaterom, była
litość i ciekawość.
„Nie widziałem jeszcze takiej zjawy. Wydaje
się dysponować nieograniczoną siłą i podobnie rozległym repertuarem sztuczek. Nie
jest snującym się bez celu widmem, wkurzonym na swojego zabójcę. Jest samą
śmiercią, bezmyślną i makabryczną, i mimo iż stroi się w krew i żyły, nie
potrafię oderwać od niej spojrzenia.”
Str. 104-105
Niestety zabrakło tu też szerszych wyjaśnień, chociażby
tego, dlaczego rodzina Casa zajmuje się swoim dziwacznym fachem. Sam chłopak,
zdał sobie w pewnym momencie sprawę, że w sumie nie wie, czy to, co robi jest
dobre. Nigdy nie zapytał, co dzieje się ze zjawami gdy ostatecznie je uśmierci.
Czy zaznają spokoju? A może zostają przeklęte? Wszystkie te dygresje trwają
jednak chwilę i nie zaprzątają głowy bohatera na dłużej. Skoro dostał nóż, musi
przecież go używać, prawda?
O CZYM? „Anna we krwi”, choć stylizowana na
horror jest raczej lekką, młodzieżową powieścią z wątkiem fantastycznym. Choć
miała potencjał, nie został on niestety wykorzystany. Dreszcz, co prawda
pojawił się w trakcie lektury, ale raczej był wynikiem nadziei, że to, co właśnie
zaczęło się dziać, będzie naprawdę emocjonujące. Niestety historia jest zbyt
niedopracowana i opowiedziana za bardzo skrótowo, by dreszcz przerodził się w
jakiekolwiek emocje. W dodatku wychwyciłam tu zadziwiająco dużo ostrych
przekleństw jak na powieść dla młodego odbiorcy. Nie ma więc co żałować, że
kontynuacja nie ukaże się po polsku. Brnięcie dalej w tą historię, byłoby
zwykłą stratą czasu.
Ocena:
5/10
W serii:
>„Anna we krwi”<
„Girl of nightmares”
Hm, szkoda, że treść nie jest równie dobra co okładka. Taka strasznie tajemnicza, prawda? Aż ma się ochotę chwycić ksiązkę i od razu czytać, i czytelnik od razu po zobaczeniu takiej oprawy graficznej oczekuję jakiegoś wielkiego WoW. ;) W każdym razie na Annę we krwi" trafiałam już niezliczona ilość razy, ale jakoś nigdy nie chcę brać się za jej czytanie, jestem w stu procentach pewna, że moje wrażenia były takie jak Twoje, a może nawet jeszcze chłodniejsze. ;) A ten brak kontynuacji u nas przypomina mi o fakcie, że czytałam kiedyś "Ciemność przed świtem" (czyli bardzo dawno temu, teraz się już nie przyznaję xd) i ksiązka mnie wręcz zachwyciła, szczerze mówiąc to nadal żałuję że nie wiem jak potoczyły się losy Dawn i Victora (o ile tak się nazywali xd). :D
OdpowiedzUsuńOkładka jest absolutnie cudowna i hipnotyzująca, ale chyba sama okładka wzbudza większe dreszcze niż treść... Myślę, że gdybym przeczytała tą książkę zaraz po jej premierze, moja opinia byłaby nieco bardziej entuzjastyczna, ale i tak nadal nie byłoby to żadne odkrycie. Bo książka jest niestety przeciętna i jak dla mnie to całkowicie zmarnowany temat.
UsuńPozdrawiam!
Już kolejny raz spotykam się z taka opinią, że nie jest ona tak dobra jak wszyscy ogólnie zachwalają, ale nie mniej jednak mam bardzo mocną ochotę ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńW takim razie możesz spróbować, czemu nie ;-) Mam nadzieję, że Tobie spodoba się bardziej niż mi ;-)
UsuńPozdrawiam!
Nie oglądałam serialu Supernatural, nawet o takim nie słyszałam - ja fanka seriali! :) Czytałam parę recenzji na plus i mimo wszystko nadal mnie trochę ciągnie do tej książki, ale nie na tyle aby kupić. Jak znajdę gdzieś w bibliotece to przeczytam:)
OdpowiedzUsuńJako niezobowiązująca lekturka nada się idealnie ;-) A serial koniecznie musisz obejrzeć! Gwarantuję, ze pokochasz braci Winchester ;-) Tylko ostrzegam- bywa strasznie ;-)
UsuńPozdrawiam!
Cóż, recenzje tej ksiażki spotykam raz na jakiś czas, i nie są one zazwyczaj zbyt wychwalająca. Okładka jest świetna i oczekiwałbym po niej czegoś równie elektryzującego. Ale skoro mówisz, że nie jest aż tak dobrze, to może sobie odpuszczę. Ciężko znaleźć fajny, straszny i poruszający horror ;_;
OdpowiedzUsuńMuszę się z Tobą zgodzić. O dobry horror jest naprawdę ciężko. Muszę chyba w końcu wypróbować Kinga, w końcu jest "królem" tego gatunku ;-)
UsuńPozdrawiam!
Winchesterowie! Jedyna ciekawa część... nie mówię, że recenzja jest nieciekawa, ale książki nie polecasz, więc raczej jej nie przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com/
Może nie tyle nie polecam, co stwierdzam, że była mi całkowicie obojętna ;-) A Winchesterowie, wiadomo ;-) Nie da się ich nie pokochać ;-) Może dlatego nie polubiłam Casa ;-)
UsuńPozdrawiam!
Czytałam i wydawała się nawet w porządku :3 Nie była może jakoś specjalnie wstrząsająca lub powalająca na kolana, ale zapewniła mi przyjemną przygodę ^^
OdpowiedzUsuńOceniając każdą pozycję wychodzę od 5/10. Potem dochodzą wszystkie plusy i minusy. Tutaj książka okazała się całkowicie neutralna. Nie było zgrzytów podczas czytania, ale nie było też niestety emocji więc ostatecznie pozostałam przy ocenie wyjściowej ;-)
UsuńPozdrawiam!
Jakkolwiek bardzo bym się starała, to raczej do tego typu literatury się nie przekonam, więc tym razem grzecznie podziękuję, tym bardziej, że ocena nie jest jakaś zachwycająca...
OdpowiedzUsuńJestem zdania, ze każdy powinien czytać to co lubi, więc nawet Cię pochwalę ;-) Zwłaszcza, że po tej książce też raczej być się nie przekonała ;-)
UsuńPozdrawiam!
Ojjj. Obawiam się, że nie jestem w stanie znieść książek stylizowanych na moich najukochańszych serialach, dlatego "Annę we krwi" skreślam. Już po pierwszych twoim akapicie zrozumiałam, że to taka słaba podróba SN i w dodatku... To imię! Mówisz, że autorka chciała zawrzeć cechy braci Winchester, a imię?! Na Zeusa! Przywoływanie mojego ulubieńca, Cassa, to cios poniżej pasa!
OdpowiedzUsuńKendare Blake - dla mnie, jesteś skończona! :(
Pozdrawiam!
Sherry
O kurde Cassa w SN akurat nie pamiętam, ale w sumie utkwiłam na pierwszym sezonie (znasz mój zapał do seriali :-P) + kilka losowo wybranych odcinków (brat streszcza mi wszystkie sezony na bieżąco :-P) więc pewnie mam prawo go nie znać. Nie ma co ukrywać: "Anna we krwi" jest słabą książką, niestety. Na pewno już do niej nie wrócę, nie ciekawi mnie ciąg dalszy, więc i polecać jej nie będę ;-)
UsuńPozdrawiam!
PATKO! KONIECZNIE MUSISZ OGLĄDAĆ DALEJ SN! Bo Castiel - czyli Cass, moja miłość, najcudowniejszy, najfajniejszy bohater SN pojawia się dopiero w sezonie 4, a później jest już CIĄGLE I CIĄGLE I SHERRY SIĘ DZIĘKI TEMU CIESZY BARDZO! <3 :D
UsuńNo właśnie - mógłby być z tego niezły horror, a wyszło takie nie wiadomo co. Bo w sumie były ze dwa mocniejsze momenty, ale ogólnie flaki z olejem, miło się czyta, ale dupy nie urywa. Po kontynuację nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńIdealnie podsumowałaś moje własne odczucia ;-) A szkoda bo potencjał był ;-)
UsuńPozdrawiam!
Przyznam się, że kupiłam ją nie patrząc nawet na opis, a zachwycona klimatyczną okładką. Sądziłam, ze będzie to dzieło, które wywoła u mnie przyjemny dreszczyk, ale i mnie, pojawiał się on raczej, kiedy nadarzała się nadzieja na coś więcej. Wątek miłosny, po jakie licho, pytałam. Anna miała być taka krwawa, a zdawało mi się, że to miła dziewczyna, za mało dramaturgii w tym wszystkim...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Okładka jest właśnie bardzo myląca. Mi też wątek romantyczny wydał się kompletnie zbędny, zwłaszcza, że pojawił się znikąd i donikąd nie prowadził, a horroru na który tak liczyłam, niestety nie zauważyłam ;-)
UsuńPozdrawiam!
Z góry przepraszam za prywatę, ale na moim blogu właśnie opublikowałam filmik, nad którym pracowałam ponad miesiąc i realizacja którego zajęła mi ogromnie dużo czasu, dlatego będę bardzo wdzięczna jeżeli zajrzysz, a być może jeżeli oczywiście Ci się spodoba, to szepniesz o nim słówko znajomym . Jeszcze raz przepraszam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Esa:)
Chętnie zajrzę w wolnej chwili :-)
UsuńPozdrawiam!