"Ritus"- Markus Heitz
Wyd. Red Horse
Książek o wilkołakach mamy ostatnio pod dostatkiem. Kto nie pamięta uroczego Jackoba ze "Zmierzchu", złotookiego Sama z "Drżenia", Cali z "Cienia Nocy" czy chwytającej za serce sfory z "Zewu księżyca"? Nie muszę Wam chyba tych książek prezentować, gdyż większość z Was pewnie zna je na pamięć albo przynajmniej słyszało co nieco. Jednak czy nie mieliście czasem ochoty poczytać o prawdziwych wilkołakach, które nie są wcale piękne i słodkie, nie potrafią kochać a przez ich "pocałunek" można stracić głowę... dosłownie (inne części ciała też ). Przyznam, że romanse paranormalne lubię, ale czasem mam ochotę otrząsnąć się z tego cukierkowego szału i przeczytać coś naprawdę mocnego, co wbije mnie w fotel i nie pozwoli o sobie zapomnieć na dłużej niż pięć minut. Dlatego właśnie sięgnęłam po "Ritus". Poprzeczkę zawiesiłam naprawdę wysoko, ale czy książce udało się ją przeskoczyć?...
Na początek słów kilka o fabule. Markus Heitz nie bawi się w subtelne wstępy i obszerne wprowadzenia. Wrzuca nas w wir akcji już od pierwszego rozdziału. Przygodę zaczynamy w 1764 roku w Południowej Francji tam, razem z leśniczym Jeanem Chastelem i jego synami Pierrem i Antoinem dokonujemy wstrząsającego odkrycia. Mężczyźni stają oko w oko z mitem w który do tej pory nie wierzyli. W jednej chwili odkrywają przyczynę okrutnych morderstw ostatnich tygodni. W pozostawionym w lesie wnyku odnajdują bowiem najprawdziwszą bestię, żywą maszynę do zabijania. Paskudną, obrzydliwą i martwą. Jednak czy na pewno?... Kiedy z pozoru zażegnanie niebezpieczeństwo nagle znów ożywa, dochodzi do walki na śmierć i życie, której wynik na zawsze zmieni losy rodziny.
Kolejny rozdział przenosi nas setki lat do przodu, do roku 2004. Tu poznajemy kolejnego bohatera, tajemniczego Eryka von Kastella. Nasze pierwsze spotkanie z nim odbywa się w galerii sztuki gdzie niczym drapieżnik obserwuje pewną nieznajomą, by wkrótce ją uwieść. Można by tu wysnuwać o Eryku całe morze fałszywych teorii, lecz "Casanova" to tylko malutka część jego osobowości. Jest to mężczyzna o wielu obliczach, który nie da się łatwo poznać. Zajmuje się tropieniem i zabijaniem wszystkich nadnaturalnych istot, które nie są ludźmi. Można w zasadzie powiedzieć, że jego cel życiowy to ukatrupić wszystkie potwory. Jednak nie jest to chora obsesja, zboczenie zawodowe czy skutek choroby psychicznej tylko kontynuacja rodzinnej tradycji. Jego przodkowie od wieków polowali na bestię i on chce w końcu zakończyć krwawą opowieść swego rodu. Jednak kiedy ojciec bohatera zostaje porwany, a sprawy nagle wymykają się spod kontroli i na jaw wychodzą nowe fakty, cel okaże się trudniejszy do osiągnięcia niż kiedykolwiek przedtem.
źródło |
Historie Jeana i Eryka poznajemy na przemian. Nie przepadam za tym zabiegiem, ponieważ kiedy wciągnie mnie jedna opowieść, zostaje w najciekawszym momencie przerwana i zastąpiona drugą, która, mimo iż wciąga równie szybko, też kończy się w takim momencie, że koniecznie trzeba czytać dalej. Pan Heitz okazał się pod tym względem wyjątkowo perfidny, bo każdy rozdział kończy się mini wstrząsem zmuszającym do dalszej lektury. Nie muszę więc chyba wspominać, że w związku z tym książkę pożera się błyskawicznie i bez najmniejszych zgrzytów. Rzadko się zdarza, ze jakaś książka ani przez chwilę nie nudzi czytelnika, lecz z czystym sumieniem mogę wam powiedzieć, ze oto taką znalazłam! Każdy rozdział obfituje w akcję pędzącą z zawrotną szybkością. Nawet kiedy wydaje się, że nic nieoczekiwanego nie ma prawa się wydarzyć, nagle bam! niespodzianka :)
Teraz będzie ważnie :P Jeśli boicie się potworów, macie kłopoty z żołądkiem lub ewentualnie sercem i macie poniżej 18 (mniej więcej) lat, to trzymajcie się z daleka od tej książki! Krew leje się tu strumieniami, pojawiają się oderwane kończyny, każdy rozdział jest usłany trupami i to, uwaga! głównie dzieci. Dodatkowo zdarzają się wulgaryzmy i naprawdę sporo tu scen erotycznych (i to całkiem ostrych). Jest to absolutnie książka dla dorosłych i to w dodatku nie wszystkich (powiedziała ta, która dorosła nie jest :P , ale serio, żeby nie było, że nie ostrzegałam!). Zdecydowanie dla ludzi o mocnych nerwach.
Wtrącę jeszcze słówko o tle historycznym książki. Markus Heitz- znawca wampirów nieprzepadający za wilkołakami napisał o nich książkę. Dlaczego?- zapytacie. Otóż z drobną pomocą swojego lektora, odkrył on fascynującą opowieść o bestii z Gevaudan, która totalnie nim zawładnęła. Większość postaci historycznych istniało naprawdę. Mamy więc do czynienia z bajecznym kolażem historii, dawnych wierzeń, mitów i wyobraźni autora. Ja jestem zachwycona!
Jak w każdej książce tak i tutaj, autor zadaje nam mnóstwo pytań. Wręcz rzuca znakami zapytania na każdym kroku. Robi z nas idiotów, daje fałszywe tropy, sugeruje lecz nie udziela odpowiedzi. W zasadzie dość łatwo się większości rzeczy domyślić, lecz autor wielokrotnie udowadnia, że nasze domysły są nic nie warte więc nawet początkowo oczywiste teorie przestają byś takie oczywiste i w końcu nie jesteśmy pewni niczego. Jakie są powiązania między bohaterami? Kto jest kim i jakie ma tajemnice? Kto tak naprawdę bierze udział w tej całej historii? Aż w końcu: co to jest do cholery "Ritus"?! Na wszystkie te pytania odpowiedzi znajdują się zapewne w tomie nr 2, którego jednak na naszych półkach prędko nie uświadczymy, ponieważ wydawnictwo padło i się nie podnosi... Po przeczytaniu pierwszego tomu czuje wręcz bolesny przymus poznania finału tej historii, lecz cóż poradzić... Życie jest okrutne.
I co ja mam teraz zrobić? Cudowna opowieść, agresywna, pełna walki, zakazanych namiętności, dynamiczna... I wielka zagadka na końcu. Bardzo chciałabym wam ją polecić ale ponieważ dalsze losy tej historii stoją pod znakiem zapytania, nie wiem czy powinnam. Z mojej strony powiem, że wiele decyduje "za": szybkie tempo, dobra fabuła poparta dawnymi podaniami, wyraziści bohaterowie i generalnie dobra zabawa bez odrobiny nudy. Lecz z drugiej strony ogromne "przeciw": brak ostatecznego zakończenia... Więc nie powiem nic. Sami zdecydujecie.
Chyba pora rozejrzeć się za tą historią. Zwłaszcza, że ostatnio kuszą mnie takie mocniejsze książki :D Z tego co słyszałam to w podobnym klimacie jest trylogia Magdy Parus "Wilcze dziedzictwo"
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej trylogii, ale skoro może mieć podobny klimat to obowiązkowo się za nią rozejrzę. Dzięki z info!
UsuńO kurde, już sama okładka jest niezwykła, a jeszcze ta Twoja recenzja... Jestem na TAK! :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ktoś jednak wznowi tą serię, bo szkoda żeby taka perełka została pokryta kurzem zapomnienia z powodu braku wydanej kontynuacji...
UsuńNie jest to wprawdzie dzieło wybitne, ale kapitalnie się je czyta!
Ależ mnie zainteresowała i to bardzo!!! Jestem świeżo po przeczytaniu trylogii ,,Drżenia'',która mnie szalenie zafascynowała, dlatego chętnie poznam inne oblicze wilkołaków czytając "Ritusa".
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja. I chyba wiem, komu mogę polecić tę książkę:)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie. Konkurs z KISS IN THE RAIN na facebooku. Można wygrać bony i biżuterię :) silviageart.blogspot.com/2013/01/konkurs-kiss-in-rain.html
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale Twoja recenzja mnie jak najbardziej zachęciła. Dodaję ją do listy książek, które muszę znaleźć:)
OdpowiedzUsuńTakich mrocznych wilkołaków to chyba w Czystej Krwi ostatnio widziałam, jednak muszę się przyznać do tego, że miło się patrzy na ich ludzkie ciała :)
OdpowiedzUsuńHej! Chciałam Cię poinformować, że zostałaś wybrana do nagrody "Versatile Blogger" :) [http://zanim-zajdzie-slonce.blogspot.com/2013/01/versatile-blogger-wyroznienie.html]
OdpowiedzUsuń