30 kwietnia 2015

„Barwy miłości”- Kathryn Taylor

Wydawnictwo Akurat/ 350 str./ 34,90 zł/ 2015 r.

Wszystkie odcienie pożądania

Czasem los rzuca u naszych stóp niewyobrażalną szansę. Dla Grace Lawson, młodej studentki z Chicago, taką szansą są trzymiesięczne praktyki w wielkiej londyńskiej korporacji. Nieco zagubiona w obcym miejscu i przerażona nową sytuacją dziewczyna, jest zachwycona, kiedy okazuje się, że na lotnisku czeka na nią nie kto inny jak sam Jonathan Huntington, czyli szef firmy, dla której ma teraz pracować. Ciekawe, prawda? Czemu sam szef miały się przejmować praktykantką, których w firmie jest na pęczki? Czy nie ma ważniejszych spraw na głowie? Jak szybko się okazuje, ma. I wcale nie przyjechał by spotkać się z Grace, a ze swoim ważnym partnerem biznesowym. Choć według wszelkiego prawdopodobieństwa, dziewczyna nigdy nie powinna mieć okazji by poznać swojego szefa, teraz stoi przed nim, paląc się ze wstydu i marząc by zapaść się pod ziemię. Tymczasem zafascynowany nową praktykantką, Jonathan, już następnego dnia proponuje jej by została jego asystentką. I choć ich stosunki powinny pozostać czysto profesjonalne, szybko okazuje się, ze ciężko im powstrzymać wzajemne przyciąganie. Namiętność staje się wprost namacalna, jednak zanim wybuchnie Huntington stawia pewien warunek: „żadnych uczuć”. Czy niewinna i niedoświadczona dziewczyna, będzie potrafiła zastosować się do reguł, które niechybnie złamią jej serce?


„Moje serce już i tak jest przeciążone tym wszystkim. (…) Mam się w nim nie zakochać. Jaka będzie cena, którą przyjdzie mi zapłacić jeśli to się nie uda?”
Str. 101

Grace, narratorka powieści, szybko zdobyła moją sympatię swoją zawziętością i pewnością, że należy sięgać po własne marzenia, nawet jeśli droga do nich jest kręta i wyboista. Nie trzeba było wiele czasu bym przekonała się, że również w sferze uczuciowej kieruje się tymi samymi regułami. A konkretniej- w sferze seksualnej. Mniejsza o to, że dotychczas nie miała o niej praktycznie nic do powiedzenia. Choć zaprezentowała się jako niewinna dziewczyna, z gatunku tych rumieniących się gdy słyszą komplementy, bardzo zaskoczyła mnie  jej natychmiastowa gotowość by wskoczyć swojemu szefowi do łóżka. Nie zmieniła tego nawet niezachwiana pewność, że nigdy nie stanie się kimś istotnym w jego życiu. Gdzie podział się uroczy, ambitny rudzielec, którego poznałam w pierwszym rozdziale? Nie mam pojęcia. Jonathan zadziałał jak wahadełko, kompletnie  pozbawiając Grace jej wolnej woli i choć miała nie jednokrotnie okazję by pokazać ile jest warta, nie skorzystała z żadnej z nich.

„Nie potrafię zrozumieć, dlaczego to musi być tak skomplikowane. Gdybym mogła decydować, wszystko było by o wiele prostsze.”
Str. 215
Co się tyczy Jonathana- wypisz wymaluj- Christian Gray! Zanim zaczniecie się buntować, wytykając mi, że przecież wcale nie czytałam „Pięćdziesięciu twarzy Graya” (do czego bez bicia się przyznaję), wysłuchajcie kilku argumentów. Kampania reklamowa ekranizacji tego wielkiego dzieła, była tak głośna, że chcą nie chcąc, poznałam całkiem dokładnie jego fabułę. Co więcej, poświęciłam się dla dobra tej recenzji i obejrzałam prawie w całości wyżej wspomnianą ekranizację. Jakie wnioski? Podobieństw między „Barwami…” a „Greyem” jest więcej niż się spodziewałam. Nie tylko bohaterowie zdają się być z jednej kalki rysowani, ale nawet najważniejsze sytuacje w większości się pokrywają. Ten fakt pozostaje jednak wadą tylko dla osób, które miały wcześniej okazję poznać pana Greya i ulec zauroczeniu jego osobą. Wierzę jednak, że na świecie są ludzie, którzy tak jak ja, z Greyem nie mieli dotychczas styczności i będą mogli podejść do lektury bez zbędnych skojarzeń.

Literatura erotyczna nie jest tworzona by dostarczyć czytelnikowi głębszych filozoficznych refleksji. To raczej proza czysto rozrywkowa i muszę przyznać, że „Barwy miłości” świetnie odnajdują się w tej roli. Autorka operuje plastycznym i przyjemnym stylem, kolejne zdania czyta się z ogromną prędkością i naprawdę dużą przyjemnością. Kathryn Taylor mile zaskakuje także rozwojem akcji i budowaniem napięcia między bohaterami. Najciekawszym motywem w powieści okazał się jednak tajemniczy klub, przeznaczony wyłącznie dla elity… Ale o nim sza. Zaintrygowanych odsyłam do książki.

„Nagle dociera do mnie, że już nic nie będzie tak, jak dotychczas. A jak będzie? Nie mam pojęcia.”
Str. 185

O CZYM?   „Barwy miłości” to typowy erotyk. Pikantny i tajemniczy, choć bazujący na znanych motywach. Mimo dość klasycznych wzorców i irytującej w swym postępowaniu bohaterki, powieść czyta się zadziwiająco przyjemnie, a zakończenie sprawi, że nawet jej przeciwnicy będą chcieli poznać ciąg dalszy. Ja sięgnę po niego z pewnością i mam szczerą nadzieję, że autorka przekuje klasyczny pomysł na coś znacznie bardziej oryginalnego.

Ocena:
6/10


Za książkę serdecznie dziękuję Bussines&Culture i wydawnictwu Akurat


14 komentarzy:

  1. Czasami mam właśnie chęć na takie książki, a ta zbiera całkiem dobre opinie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W stanie błogiego lenistwa sprawdzają się idealnie ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Zdecydowanie nie dla mnie. Taki kolejny Grey się zapowiada, a takim książką mówię nie;P

    pokolenie-zaczytanych.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, wychwyciłam całkiem sporo podobieństw (do ekranizacji)...
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Za bardzo zajeżdża "Greyem". Mam dość tych klimatów po przebrnięciu przez jego wielomiesięczne promowanie przez wydawców i producentów filmu, która napierała na mnie ze wszystkich stron. Niemniej jednak blog mi się podoba i dodaję go do obserwowanych :).
    Zapraszam do mnie, dodałam post o nowościach czytelniczych w maju :)
    www.galeriaksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grayem zajeżdża na kilometr! :-P Ale "Barwy miłości" przynajmniej są cieńsze i zawierają mniej scen erotycznych :-P
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Dawno nie czytałam żadnego erotyku i myślę, że jako odskocznia od gatunków, które czytam, mogłaby mnie zadowolić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako odskocznia sprawdzi się doskonale. Ale nie licz na objawienie :-P (Objawieniem są "Zaplątani!)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Oceniłam tę książkę tak samo :)

    papierowemiasta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo dokładnie na taką ocenę zasługuje ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. No cóż. To właśnie lubię w erotykach. Taką czystą rozrywkowość. Zero myślenia podczas lektury. Nieraz (często) irytacja na bohaterów (BOHATERKI), ale nic poza tym. To jest naprawdę ujmujące w tym gatunku - wbrew wszystkiemu. :) O tej książce słyszałam wieeeele, oj wieeeele słów. I pozytywnych i negatywnych. :) Ciekawa jestem jakie wrażenie wywrze na mnie, zwłaszcza że Greya czytałam - aż dwa tomy (Sherry masochistka, wiadomo, nawet mam w planach trzeci ^^ Chyba próbuję się wykończyć) i niespecjalnie go lubię - co jest spoooorym niedopowiedzeniem. :D
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie irytują bohaterki które mimo kompletnego braku doświadczenia, ładują się w romans, który nie ma szans stać się niczym więcej. Facet mówi jej że nic dla niego nie znaczy, a ona ma to gdzieś bo go pragnie, problem w tym, że potem ma pretensje, że on NAPRAWDĘ jej nie chce... Dlatego tak podobali mi się "Zaplątani". Tam wszystko było szczere i cudowne. Chciałabym częściej czytać właśnie takie książki ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Sam tytuł jest wypisz wymaluj jak Grey xD
    Nie wiem czy mam ochotę na kolejne spotkanie z ,,Szarym" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż nie ukrywam, że nie będę na siłę zachęcać :-P
      Pozdrawiam!

      Usuń

Drogi czytelniku!
Bardzo dziękuję za przeczytanie mojego tekstu, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Znasz już mój punkt widzenia, będę bardzo wdzięczna jeśli podzielisz się również swoim. A jeśli zdecydujesz się do mnie wrócić, możesz być pewien, że najdziesz tu odpowiedź ;-)

Zobacz też:

.