Dary
Anioła:
Miasto Kości
Życie
Clary jest całkiem normalne. Do czasu.
Dziewczyna wciąż rysuje dziwne znaki, widzi
rzeczy, których nie widzą inni ludzie, a pewnego dnia zostaje świadkiem
morderstwa, którego nikt nie jest w stanie dostrzec. Akcja nabiera tempa, kiedy
matka dziewczyny () zostaje porwana a w zdemolowanym mieszkaniu Clary spotyka…
demona.
Czy dziewczyna może zaufać Jace’owi i jego
przyjaciołom, którzy twierdzą, że demony istnieją a oni jako Nocni Łowcy chronią
przed nimi świat? Czy uwierzy, że tak naprawdę wcale nie jest zwykłą śmiertelniczką
tylko jedną z nich? I czy słuchanie serca to w tym przypadku dobre
rozwiązanie?...
Zobacz,
co niewidzialne.
Odkryj
swoje przeznaczenie…
O ekranizacji pierwszego tomu
sześciotomowej trylogii (tak, ja też uważam, że strasznie głupio to brzmi, ale autorkę poniosło) huczy od dawna. Fani z ekscytacją śledzili poczynania ekipy, gorąco komentowali wybór aktorów, a później pierwsze plakaty i zwiastuny. O filmie było
głośno jeszcze zanim powstał.
A teraz, po premierze? Jako jedna z fanek serii wybrałam
się do kina by sprawdzić, czy ekipie „się udało”. A teraz opowiem wam o wrażeniach.
Do kina wchodziłam
z niemałymi
obawami. Głupia sprawa, przecież do kina człowiek idzie by się zrelaksować, prawda? Ja jednak strasznie się bałam. A czego? Rozczarowania. Spójrzmy tylko na
takie produkcje jak całkowicie niepodobny do książkowego pierwowzoru „Percy Jackson” czy nie do końca udane „Piękne Istoty”. Jak się jednak okazało z „Miastem Kości” wcale nie było tak źle. Co więcej: było bardzo dobrze!
FABUŁA:
Ci, którzy przed przyjściem do kina powtórzą sobie lekturę, by być „na świeżo”, lub zwyczajnie mają obsesję i czytają sobie serię na wyrywki przed snem, mogą wyjść z kina lekko rozczarowani. Choć film oddaje fabułę
w miarę wiernie, to nie udało
się jednak pokazać wszystkiego, co powinno zostać pokazane. Zanim się wkurzycie, pomyślcie jednak ile czasu zajęło
wam czytanie książki.
Film trwa ok. dwie godziny, więc nie ma takiej możliwości, by
wszystko zmieścić w tak okrojonych ramach czasowych. To, co najważniejsze zostało jednak przedstawione, co bardzo mnie cieszy.
Dla tych, którzy czytali książkę, pewna ciekawostka: scena w ogrodzie oraz późniejsza, przed drzwiami Clary jest identyczna jak
w książce!
STRONA WIZUALNA:
To chyba, obok dobrej fabuły
oczywiście, jedna z najważniejszych kwestii, decydujących o tym czy film się spodoba. Zdarzają się filmy ciekawe, lecz całkowicie
nieciekawie zrealizowane, lub takie, które brak jakiejkolwiek fabuły
nadrabiają oszałamiającą grafiką
i ogłupiającymi kolorami. „Miasto Kości” pod względem wizualnym jest filmem bardzo widowiskowym.
Mamy tu imponujące
budynki, rzeźby, demony,
ale też takie drobnostki jak detale czyli tatuaże czy stroje aktorów. Wszyscy z pewnością będą zaskoczeni skąpym
ubiorem Clary w scenie na przyjęciu u Magnusa oraz jego, niemniej skąpym strojem ;-)
Jeśli miałabym porównywać ogólną grafikę (choć porównywać nie lubię!) to zestawiłabym film z „Harrym Potterem”. Ten sam przepych i
dbałość o szczegóły. Coś pięknego.
AKTORZY:
Lily Collins jako Clary Fray wypadła
naprawdę wiarygodnie i przekonywująco. Na jej niekorzyść wpływa jedynie niedostateczna rudość włosów. Gra aktorska jest satysfakcjonująca, dobrze wczuła się w graną przez siebie postać i oddała jej charakter.
Jamie Campbell Bower jako Jace
Wayland- dużo osób
protestowało przeciwko temu wyborowi. Do roli Jace’a już od bardzo dawna typowano Alexa Pettyfera i choć był on brany pod uwagę na ostateczny wybór wpłynęło
kilka czynników. Po pierwsze: Alex wyglądał doskonale kiedy miał
17 lat. Teraz jest grubo po 20- stce i już nie ma w sobie tego czaru co dawniej. Zwyczajnie
przestał
pasować. Po drugie: zdolności aktorskie Alexa nie są tak powalające jak jego uroda. Po trzecie: Alex wcale nie
zjawił się na castingu… On też zdaje sobie sprawę, że jest już dojrzałym facetem i wiąże swe nadzieje z filmami dla nieco starszych
widzów i nie chce być
dłużej utożsamiany z kinem młodzieżowym. Po czwarte i najważniejsze: Jamie całkowicie zachwycił
podczas castingu nie tylko twórców filmu, ale też samą Cassandrę Clare, autorkę sagi.
Miałam
nadzieję, że podoła. Nie podołał… Jace był arogancki, tajemniczy, ale też słodki. Taki typ, którego chce się zabić i przytulić jednocześnie. Jamie zupełnie nie potrafił
tego oddać i choć faktycznie gra dobrze, to na mnie jego czar nie
podziałał…
Robert Sheehan jako Simon
Lewis- do tego wyboru nie mam absolutnie ŻADNYCH zastrzeżeń. Był perfekcyjny w każdym calu: wygląd, zachowanie, humor, emocje. Cały
Simon. Doskonały wybór.
Jemima West jako Isabelle Lightwood
była
doskonała:
piękna i zabójcza. Nie mogę tego samego powiedzieć jednak o Kevinie Zegers, który jako jej filmowy
brat Alec, zupełnie się nie spisał.
Godfrey Gao jako Magnus Bane
był
z kolei fantastyczny. Chyba jego postać była najciekawsza i najlepiej odwzorowana ze
wszystkich.
Chciałabym
jeszcze wspomnieć
o innych aktorach, ale w końcu nie starczy mi miejsca.
OGÓLNIE gra aktorska w „Mieście Kości” ma naprawdę wysoki poziom. Bohaterowie są wiarygodni i wyraziści. Poza małymi rodzynkami oczywiście.
MUZYKA:
Niby mało
istotne, ale wszyscy zwracamy na nią uwagę. To muzyka pozwala budować napięcie, dodaje dynamizmu i osobliwego charakteru
scenom. Ścieżka dźwiękowa w moim odczuciu była
bardzo trafiona. Szczególnie utkwił mi w pamięci kawałek Demi Lovato- „Heart by Heart”, który na początku w ogóle mi się nie podobał a teraz nie chce się ode mnie odczepić. Jak widać wrodzony romantyzm prędzej czy później wychodzi na wierzch ;)
Na ścieżce znalazły się też takie utwory jak: Magnetic- Jessie J, 17 crimes-
AFI, Into the lair- Zedd, Breathe -Pacific air. Całą ścieżkę można już znaleźć na YouTube ;)
OCENA:
Nie wiem jak odebrałabym
film gdybym nie czytała książki. Z pewnością nie wyłapałabym wszystkich wątków i nie zrozumiała wszystkiego jak
należy. Dlatego radziłabym najpierw
czytać a potem oglądać. Mimo wszystko film bardzo mi się spodobał i z pewnością jeszcze nie raz go obejrzę. Tymczasem zachęcam do pójścia do kina oraz odwiedzenia księgarni, tym bardziej, że czytelnicy, którzy dopiero zaczynają przygodę z Nocnymi Łowcami są w o tyle komfortowej sytuacji, że mogą wybierać miedzy trzema okładkami: oficjalną polską (brzydką…), zagraniczną (ładną) i filmową (czyli po prostu filmową). Książkę oceniłam na 10/10, filmowi daję dwa punkty mniej i czekam niecierpliwie na
kontynuację!
Ocena:
8/10
Po raz kolejny słyszę o Mieście Kości i po raz kolejny muszę odmówić
OdpowiedzUsuńzapraszam http://qltura.blogspot.com/
Twoja recenzja jest bardzo zachęcająca, jednak nadal odczuwam negatywną opinię Eweliny w jej recenzji Miasta Kości (jbc. tu: https://www.youtube.com/watch?v=IDmncxTCHpI), więc wątpię, żebym nawet zabrał się za pierwowzór książkowy :P.
OdpowiedzUsuńSpokojnej nocy!
Melon
Mam mętlik w głowie. Nie wiem, czy powinnam najpierw przeczytać książkę i dopiero zobaczyć film. W przypadku Pięknych Istot bardzo zawiodłam się na ekranizacji, która moim zdaniem była dużo gorsza niż książka. W tym wypadku nie chciałabym pozbawiać się przyjemności czytania na rzecz filmu,który może mi się nie spodobać. Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie najpierw książka! To zasada uniwersalna i sprawdzona przez lata. Wiesz dlaczego? Film, jaki by nie był, kaleczy wyobraźnię i sprawia, że niczego nie wymyślasz sama, tylko wyobrażasz sobie dokładnie tak jak był w filmie.
Usuń