Wyd. Septem | A Sign Of Love tom 2 | 312 str. | 39zł | Premiera: 03.08.2016 r. |
Będę na ciebie czekał przy
naszym źródle…
Arkadia, to kraina szczęścia i dostatku, ale dla Caldera i
Eden, okazała się piekłem na ziemi. Po ogromnej tragedii, jaka miała miejsce we
wspólnocie, w której spędzili całe swoje życie, próbują jakoś się pozbierać i uczą
się żyć na nowo w zupełnie innym miejscu, ale tym razem, niestety osobno. Splot
wydarzeń spowodował, że oboje myślą iż to drugie zginęło, co z kolei sprawia,
że czują się martwi bez tej drugiej osoby. Zupełnie jakby zostawili serca w
ciemnej, zalanej wodą piwnicy. Mijają lata pełne pustki i cierpienia i właśnie
wtedy, kiedy oboje zaczynają godzić się z tym, że nigdy nie będą szczęśliwi,
niespodziewanie dowiadują się, że przez cały ten czas byli dosłownie o krok od
siebie. Druga szansa pojawia się niespodziewanie i jest na wyciągnięcie ręki,
tylko czy bohaterowie mają w sobie dość sił by z niej skorzystać?
„Czy to nie zabawne, że wszyscy błąkamy się po tym
zwariowanym świecie, a nasze historie i nasze cierpienia splatają się ze sobą,
wpływają na siebie nawzajem i czasami wychodzi to na dobre, a czasami na złe?
Calder i Eden, których poznaliśmy w pierwszym tomie byli
jeszcze dziećmi. Choć ich sytuacja była jednym słowem tragiczna, potrafili się
w niej odnaleźć, mieli siłę by walczyć i ten wyjątkowy młodzieńczy optymizm,
graniczący z naiwnością, który jednak bardzo w nich pokochałam. Tym razem
musiałam poznać ich jednak na nowo, bo już nie są tymi radosnymi osobami co
wcześniej. Są złamani zagubieni i nie potrafią uwierzyć w szczęśliwe
zakończenie. Dlatego choć pozornie w tym tomie wszystko układa się wręcz
niestosownie dobrze, nadal czuć w niej przeraźliwy smutek i obawę. Ponownie
dostajemy słodko-gorzką opowieść, ale w nieco innym stylu niż poprzednio.
Kilka pierwszych rozdziałów czytałam z mocno bijącym sercem,
niemal ze łzami w oczach i zaangażowałam się w nie do tego stopnia, że świat
wokół przestał istnieć. Możliwe, że to końcówka „Caldera” wciąż miała moje
serce we władaniu i byłam tak bardzo spragniona jakiegoś jasnego promyczka w
tej historii, że chłonęłam dosłownie każde słowo. Dopiero później gdy trochę
ochłonęłam z emocji, doszłam do wniosku, że autorka nie postarała się aż tak
jak poprzednio i konsekwentnie dąży do czegoś cukierkowego, przesłodzonego i
chwilami nawet nudnawego. Po przeczytaniu trzech jej książek widzę już pewien
schemat i jeden znaczący mankament, który notorycznie się powtarza. W każdej
powieści rozwinięcie, a więc sam środek, okazuje się przydługie, nieco nużące i
pozbawione zwrotów akcji. Na szczęście jest jeszcze jedna zależność, którą
zauważyłam. Po chwilowej ospałości i słodyczy przychodzi moment na potężny cios
w samo serce zwany zakończeniem, w którym autorka rozpędza akcję do szaleńczego
biegu i wrzuca bohaterów w prawdziwe tornado emocji. Tak więc, jeśli nawet
jakimś cudem nie przypadnie wam do gustu proza Mii Sheridan, dajcie jej szansę,
a zakończeniem całkowicie wyprowadzi Was z równowagi.
„Czasami odnosiłem wrażenie, że wiele piękna w życiu
rodzi się z brzydoty. I jak odnaleźć w tym sens? Jak można być za coś
wdzięcznym, skoro otrzymanie tego kosztowało tak wiele? A może właśnie to
decydowało o prawdziwym pięknie- nadejście światła po czasie mroku? Może o to
właśnie chodziło? Jeśli szuka się piękna jedynie tam, gdzie to oczywiste, tylko
w najbardziej sprzyjających okolicznościach , to być może nie szuka się piękna
wcale.
O CZYM?
„Eden” wieńczy dwutomowy cykl o uczuciu, które jest w stanie pokonać
nawet najmroczniejsze demony, otworzyć oczy na świat i niemal wskrzesić do
życia. To także opowieść o marzeniach, o tym jak ważne jest by uparcie dążyć do
celu i nie poddawać się nawet kiedy wszystko wydaje się stracone. Choć w tym
tomie dzieje się znacznie mniej i tak warto go poznać, bo jest brakującym elementem
układanki, rzuca światło na wcześniej pominięte kwestie i daje odpowiedzi na
niektóre dręczące pytania. Przede wszystkim warto go jednak poznać dla niesamowitych
emocji i po to, by trochę ogrzać serce w pełnym nadziei cieple, które rozproszy
mrok jaki pozostawił po sobie tom poprzedni.
Ocena: 7/10
Inne
książki Mii Sheridan:
Calder.
Narodziny odwagi | Eden. Nowy początek
Bez słów | Bez winy |
Bez szans
Za
książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Septem/ Edito Red!
Środek powieści też mnie trochę nudził. Ta część była dla mnie sporo słabsza od pierwszego tomu. Autorka powinna całą fabułę tej dylogii zmieścić w jednym tomie - ścieśnić wydarzenia z "Eden..." i wyszłoby lepiej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Albo wręcz przeciwnie, dodać coś więcej rozwinąć pewne wątki ująć odrobinę słodyczy i wyszło by coś równie dobrego co "Calder" :-)
UsuńPozdrawiam
Dla mnie ta część była zdecydowanie lepsza niż pierwsza, chociaż faktycznie działo się w niej mniej niż w "Calderze".
OdpowiedzUsuńJa w sumie lubię obydwie ale tu wszystko potoczyło się tak typowo dla New Adult. Pierwszą część ceniłam właśnie za oryginalność :-)
UsuńPozdrawiam
Drugi tom zdecydowanie mi się podobał niż pierwszy :) Piękne zdjęcia w recenzji,a zwłaszcza to w lusterku! Nie mogłam się napatrzeć, ma taką tajemniczą aurę *.*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jabłuszkooo ♥
SZELEST STRON
Chciałam nawiązać do medalionu który w życiu Eden odegrał istotny epizod. Cieszę się, że się spodobał :-)
UsuńPozdrawiam
Nie słyszałam o tej serii, a wydaje się całkiem ciekawa. Może nie przyciąga mnie jak nie wiem co, ale lubię czasem zaczytać się w takich klimatach, więc może kiedyś sięgnę, aby poznać historię Eden i Caldera :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i serdecznie zapraszam do siebie na recenzję książki "Kasacja".
BOOK MOORNING
Mnie też jakoś szczególnie nie pociągała, a proszę, teraz jetem w niej całkowicie zadurzona! Dawno żadna seria nie wzbudziła we mnie takich emocji jak ta :-)
UsuńPozdrawiam
Książki autorki wciąż przede mną :)
OdpowiedzUsuńW takim razie mam nadzieję, że niedługo to zmienisz bo Mia ma fantastyczną wyobraźnię :-)
UsuńPozdrawiam
Cladera polubiłam jedynie ze względu na wątek sekty, a kiedy w tym tomie jakby go zabrakło.. cóż. Eden nie jest czymś o czym myślę chętnie czy do czego planuję wracać. Właściwie to żadna książka Sheridan nie jest jak dla mnie powieścią, którą chciałabym powtórzyć, ale Eden jest na samym dole tej listy razem ze Stingerem. Nie wiem, dla mnie cała ta ksiązka była taka... sztuczna. Cukierkowa. Plastikowa wręcz, jeśli wiesz co mam na myśli. :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry