Muza S.A./ 335 str./ 29,90 zł/ 2012 r./ |
Miłość,
która unosi ponad chmury
Pod wpływem traumatycznych przeżyć ludzie potrafią zmienić
się nie do poznania. Jedni wycofują się z życia i stają się zaledwie cieniami
dawnych siebie, inni z kolei zaczynają żyć na krawędzi, jakby jutra miało nie
być. Tą drugą drogę wybrał Step. Całe dnie upływają mu na imprezach, bójkach i
wyścigach motocyklowych. Jest bezwzględny, agresywny i nie przestrzega żadnych
reguł. Nie szanuje nikogo i niczego. I nagle w jego życiu pojawia się ona.
Delikatna, wrażliwa, dobrze wychowana, pochodząca z zamożnej rodziny. Babi jest
wzorem idealnej córki, przykładnej uczennicy, a także niewinności. Tą parę
różni dosłownie wszystko. Nawet światy, w których żyją są zupełnie odmienne.
Ich gwałtowna i pełna burzliwości znajomość, równie gwałtownie zamienia się w
ogromną miłość. Jednak czy uczucie będzie w stanie wytrzymać próbę, którą
szykuje los?
„Nikt
nie kocha tak, jak my kochamy, nikt nie cierpi tak, jak my cierpimy.”
To czego zawsze brakuje mi w romansach, to wiarygodność. Bo
jak niby mam uwierzyć w miłość dwójki kompletnie nie znających siebie ludzi?
Autorzy chcąc zaserwować czytelnikowi jak najwięcej elektryzujących scen,
zapominają jak ważny jest początek znajomości. Strzała Amora najczęściej
dosięga bohaterów już od pierwszego spotkania, co niestety, po przeczytaniu
kilku książek z tego gatunku, zaczyna być nużące. Na szczęście pan Moccia
zadbał o to, by jego powieść od początku czytać z wypiekami na twarzy. Babi i
Step nie zakochują się bowiem w sobie od pierwszego wejrzenia. On widzi w niej swoją kolejną zdobycz, a ona
dostrzega tylko agresywnego i zbyt pewnego siebie buntownika. Początek ich
znajomości okazuje się więc bardzo burzliwy, a wręcz pełen wzajemnej
nienawiści. Jednak od nienawiści zaledwie krok do miłości, a to uczucie zmieni
ich oboje.
„Strach
to czasem brzydka rzecz. Nie pozwala ci doznawać najpiękniejszych chwil. Będzie
twoim przekleństwem, jeśli go nie pokonasz.”
Nie jest to bynajmniej książka tylko i wyłącznie o uczuciu
rodzącym się między parą nastolatków. Babi i Step reprezentują dwa skrajne
światy, jednak to, co je łączy to pozory i stereotypy, które autor bezwzględnie
burzy. Bardzo dokładnie został tu przedstawiony niebezpieczny świat ludzi
żyjących na krawędzi. Towarzystwo w którym obraca się Step, nie wacha się
bowiem kraść, demolować, bić niewinnych ludzi, a nawet ryzykować własne życie w
nielegalnych wyścigach. Ich zachowanie ma jednak pewne przyczyny, o których
nikt z krytykujących ich ludzi nie ma pojęcia. Z kolei perfekcyjny i uporządkowany
świat Babi również okazuje się mieć poważne skazy. Najdobitniejszym przykładem
okazuje się tu matka dziewczyny, której obsesja na punkcie doskonałości zmienia w piekło nawet jej własne małżeństwo.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie tragiczny styl jakim
książka została napisana. Zawsze zwracam na to szczególną uwagę, bo dobór słów
ma równie istotne znaczenie, co kreowanie właściwych scen. Nie jestem do końca
pewna czy to wina samego autora, czy robionego bardzo dawno temu przekładu.
Myślę, jednak, że wina rozkłada się tu pół na pół. Szczególnie nie przypadła mi
go gustu bezosobowość opisów. Czytając odnosiłam wrażenie, że niektóre z nich
były tworzone na wzór tych dołączonych do sztuk teatralnych, całkowicie
pozbawione wyrazu i plastyczności. Nie podobał mi się też chaos, który czasem
wkradał się do opowieści. Autor wykorzystał do cna trzecioosobową narrację,
umieszczając niekiedy myśli kilku bohaterów w zaledwie jednym akapicie. Było to
o tyle kłopotliwe, że nie zawsze można było od razu się domyślić do kogo dana
myśl należy. Najbardziej jednak drażniły mnie przestarzałe zwroty w dialogach i
określanie bohaterów rzeczownikami, co kojarzy się raczej ze starymi
powieściami, choć tu wina leży z pewnością w tłumaczeniu.
O CZYM? „Trzy metry nad niebem” nie jest nowością,
ale idealnie wpasowuje się w modny aktualnie nurt New Adult. To romantyczna,
chwilami zabawna, a czasem wzruszająca opowieść o tym, jak człowiek zmienia się
pod wpływem miłości. Jeszcze kilka lat temu książka biła rekordy popularności,
zbierając mnóstwo pochwał i pozytywnych ocen. Niestety blask gwiazdek, które
książka kiedyś otrzymywała, nieco mnie oślepił i okazało się, że to, co
dostałam nie jest aż tak doskonałe, jak mogło by się wydawać. Powieść w moim
odczuciu nie jest więc fenomenem, jest po prostu dobra, jednak warto ją
przeczytać chociażby dla niezapomnianych scen między głównymi bohaterami i dla
Stepa, w którym nie sposób się nie zakochać.
Ocena:
7/10
W serii:
>„Trzy metry nad niebem”<
„Tylko ciebie chcę”
Mimo niedopracowania stylistycznego, które można zrzucić na karb tłumaczenia myślę, że mogłabym się skusić na tę pozycję. Czytałam, że Moccia zalicza wzloty i upadki, ale nie wpadłam na to, że jego książka mieści się w nurcie NA.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Angelika
Wcześniej była przypisana raczej do YA, ale myślę, że tylko dlatego, że NA jeszcze nie istniało ;-) Książka zawiera jednak wszystkie charakterystyczne dla NA elementy: jest przemoc, przekleństwa, i odrobina erotyki więc uważam że dużo bardziej pasuje do tego gatunku ;-)
UsuńPozdrawiam!
Nie czytałam jeszcze, ale oglądałam ekranizację kilkakrotnie. Piękna historia.
OdpowiedzUsuńDziś będę ją oglądać ;-) Już nie mogę się doczekać, zwłaszcza, że Mario Casas gra głównego bohatera a jest wprost wymarzony do tej roli ;-)
UsuńPozdrawiam!
Eh, mam spory problem z tą książką. Step mnie irytował, a styl jakim jest napisana książka - jeszcze bardziej. Zauważyłam, że książki, które nie są tłumaczone z angielskiego, są jakieś takie... toporne. Czyżby brakowało dobrych nieanglojęzycznych tłumaczy?
OdpowiedzUsuńGdyby nie styl/tłumaczenie ocena na pewno byłaby wyższa... Myślę, że to jednak trochę wina czasu. Bardziej aktualne książki już takie nie są. Przekłady z niemieckiego chociażby wychodzą świetnie (Np. trylogia czasu, Baśniarz), ale znam też dobre przekłady z włoskiego, chociażby książek Licii Troisi, której książki serdecznie polecam!
UsuńPozdrawiam!
A, Baśniarz jest akurat świetnie przetłumaczony! :) Ale mam problemy na przykład z "Wszechświatami" Patrignaniego pod względem języka... Choć nie jest tak źle jak z 3MNN... I lecę googlać Licię (?) Troisi :)
UsuńTak, Licię ;-) Bardzo fajna pisarka ;-)
UsuńMiałam okazję poznać tę książkę i niestety nie wspominam jej za dobrze... Zdecydowanie największym minusem jej język, który najzwyczajniej w świecie nie pozwala na właściwe wczucie się w atmosferę wytwarzaną przez książkę... Narracja mnie ani trochę nie urzekła.
OdpowiedzUsuńDla mnie też to największy mankament całej książki. A szkoda, bo historia jest naprawdę ciekawa...
UsuńPozdrawiam!
Jakoś nie mogę przekonać się do tej książki. Czytałam inną powieść autora, mianowicie 'Chwila szczęścia'' i niesamowicie się zawiodłam na niej, dlatego obawiam się, że w powyższym przypadku mogłoby być podobnie. Ale na ekranizację być może się skuszę.
OdpowiedzUsuńEkranizację jak najbardziej polecam! Już oglądałam i bardzo przypadła mi do gustu :-)
UsuńPozdrawiam!
Czytałam, choć muszę przyznać, że książkę oceniłam gorzej niż Ty. Może to kwestia filmu, który obejrzałam w pierwszej kolejności (cudowny, polecam!).
OdpowiedzUsuńGdybym zapoznała się z historią w takiej kolejności, też słabiej oceniłabym książkę ;-) Film już obejrzany i naprawdę robi pozytywne wrażenie ;-)
UsuńPozdrawiam!
Być może kiedyś uda mi się ją przeczytać. Nie często sięgam po takie historie, ale czasem mam na nie ochotę :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto, choć ta akurat nie jest niestety najlepszym przykładem na wspaniałość gatunku ;-)
UsuńPozdrawiam!
Książki nie czytałam, jednie oglądałam film, który bardzo mi się podobał, a to pewnie głównie dlatego, że jest hiszpański ;) Książki raczej w planach nie mam.
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Zasadniczo wiele nie tracisz, bo książka to identyczna historia + denerwujący język ;-)
UsuńPozdrawiam!
Przeczytałabym, a później dla porównania obejrzała film :) Ale to pewnie już w przyszłym roku, bo ten już jest cały zaplanowany :)
OdpowiedzUsuńW takim razie polecam i mam nadzieję, że na Tobie język nie zrobi aż tak złego wrażenia jak na mnie.
UsuńPozdrawiam!
Polecam też II cz. :)
OdpowiedzUsuńMimo tego kulejącego stylu mam zamiar ją kupić i przeczytać ;-) Muszę tylko znaleźć odpowiednio kuszącą ofertę ;-)
UsuńPozdrawiam!
Dla mnie ekranizacja tej książki była taka sobie, dlatego jakoś nie mogę przekonać się, by ją przeczytać. A może po prostu to nie był ten czas w moim życiu;)
OdpowiedzUsuńUważam, że ekranizacja jest wręcz lepsza od książki, więc może nie ma sensu się katować ;-)
UsuńPozdrawiam!
czytałam książkę i bardzo mi się podobała, natomiast co do filmu to obejrzałam go jedynie przez aktora odgrywającego główną rolę i słysząc westchnienia kolezanki, jaki on śliczny...
OdpowiedzUsuńserdecznie pozdrawiam, zwariowana książkoholiczka
Aktor faktycznie niczego sobie, ale uważam, że ma trochę śmieszny głos ;-)
UsuńPozdrawiam!
Tyle już czytałam o tej książce, że w końcu muszę ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńWarto spróbować i wyrobić sobie własne zdanie ;-)
UsuńPozdrawiam!
Jestem megazaskoczona, że aż tak pozytywnie oceniłaś tą powieść ^^ Bo choć wiesz, jak bardzo lubię gatunek NA - wręcz pałam do niego miłością, o tyle tę książkę znielubiłam. Właśnie przez styl. Dzięki panu Mocci, włoskich pisarzy już staram się nie tykać - nie licząc pani Troisi - dzięki tobie :) Także nie mam za dobrych wspomnień z tą książką. Bo choć historia miłosna oczywiście mi się podobała - halo, w końcu to ja - to jednak styl autora i chaotyczność, i sztuczność dialogów i taka fałszywość wkradająca się w zbieżność fabularnych wątków... i to zakończenie, takie... pozbawione dna, sprawiło że nie jestem w stanie teraz myśleć jakoś pozytywnie o tym tytule. :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Sherry
Styl można określić jednym słowem- tragedia... O ile do historii nie mam większych zastrzeżeń, tak styl ledwo zniosłam. Ocena wynika głównie z cudownych scen między Babi a Stepem, które autor wykreował. Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobały bo to nieprawda, praktycznie trzy punkty odcięłam właśnie za fatalny styl, tłumaczenie i chaotyczność. Gdyby nie dobra fabuła posypało by się więcej. Choć w zasadzie powinnam odciąć jeszcze jeden za zakończenie, bo masz rację było do kitu... za to w filmie bardziej mi się podobało.
UsuńPozdrawiam!