Cześć książkoholicy
J
Dziś premiera
książki na którą czekałam z zapartym tchem. Nowa
laleczka, to już trzeci tom znakomitej serii. Mam dla Was pierwsze
rozdziały do poczytania, dla zaostrzenia apetytu na więcej ;-)
O poprzednich częściach możecie poczytać
tutaj:
Opis:
Benny – złamany,
samotny, obolały,
stracił ukochaną
laleczkę, dom swój i dobytek cały.
Zraniony, choć
wciąż żywy, na nowo się odradza,
poznaje kogoś
innego, przyjaźń życie mu osładza.
Uczy się świata
raz jeszcze, o przyszłość podejmuje walkę,
lecz jedno jest
oczywiste – pora znaleźć nową lalkę.
Wtem ze starego
cierpienia potworne myśli nadchodzą…
Benny chwyta za
nóż. Koszmary znów się odrodzą.
Czy kiedykolwiek
zdarzyło ci się zatracić tak bardzo, że zostałeś jedynie cieniem?
Czyham w
ciemności, nie żyję. Egzystuję w tle, gdzie nikt nie zdoła mnie dostrzec.
Moja laleczka mnie
zdradziła. Zabiła mnie na więcej sposobów, niż może to sobie wyobrazić.
Ja jednak wciąż
czekam. Obserwuję. Pragnę.
Pewnego dnia
powrócę, a ona odda to, co mi odebrała.
To zabawne, jak
życie się czasem układa…
Fragment:
PROLOG
~ Nowe ~
Benny
SKÓRA NA MOIM PRAWYM RAMIENIU jest tak napięta, że poruszanie
nim sprawia mi
trudność. Nadal czuję przypominający o ranach z
przeszłości ból. Pochylam się, by zerwać
źdźbło trawy. To pierwszy ruch, który wykonałem od co
najmniej czterech długich godzin.
Stoję kilka metrów od mojego dawnego domu. Naszego domu.
Czekam, pragnę, wiem.
Odkręcam butelkę wody, wypijam kilka łyków, po czym
wylewam sobie resztę na
głowę, co przyjemnie ochładza skórę rozgrzaną panującym
wokół upałem.
Słońce jest bezlitosne. Świeci jasno na niebie,
przywołując mi na myśl tamten dzień,
kiedy zobaczyłem swoją niegrzeczną lalkę po raz pierwszy.
Była taka młodziutka, taka
świeża… Idealna.
Śliczna Laleczka.
Kiedy promienie słoneczne padały pod odpowiednim kątem na
jej zwilżone potem
włosy, wyglądała, jak gdyby wplotła w nie tasiemki z
najprawdziwszego złota. Letnia
sukienka, którą miała na sobie, przyklejała się do jej
malutkiego ciałka, podkreślając idealne,
dziewczęce kształty.
I była tam też jej młodsza siostra…
Zniszczona Lalka.
Macała rączkami moje dzieła sztuki, aż wśród parnego
powietrza usłyszałem jej
głośne westchnienie, kiedy położyła dłonie na jednej z
moich ulubionych lalek. Potrafiła
docenić porcelanową perfekcję.
– Piękna lalka dla ślicznej laleczki – zaoferowałem
łagodnym tonem głosu.
Siostry równocześnie uniosły na mnie wzrok, a moje serce
zabiło nagle o wiele
szybciej i mocniej.
Bum.
Bum.
Bum.
Natychmiast zapomniały o zabawce; teraz obchodziłem je
wyłącznie ja, patrzący na
nie z uśmiechem.
– Nie stać jej na tę lalkę – warknęła moja idealna
laleczka, przymrużając śliczne
oczęta. Miała zacięty wyraz twarzy, ale zdradzały ją
rumiane policzki. Już wtedy wiedziała,
do kogo należy. Wiedziała, że jest tylko moja.
Ach, jak łatwo było mi wtedy wziąć sobie to, czego
pragnąłem, ale też z jaką
łatwością lalka odebrała mi to kilka lat później…
Tak bardzo się zmieniła. Czas ucieka zbyt szybko, tak
mało go z nią spędziłem.
Moje wspomnienia znikają, kiedy gromada ptaków zrywa się
do lotu z drzewa, które
stoi tuż za ruiną mojego dawnego domu. Czekam przy nim z
cierpliwością, której nauczyłem
się przez lata. Od dnia, w którym mnie zabiła, zaszedłem
bardzo daleko.
Lalka nie zadała sobie nawet trudu, by posprzątać po
swojej zdradzie. Nie przysłała
nikogo, by poszukał moich zwłok.
Zostawiła mnie na pewną śmierć, sądząc, że to już koniec.
I się, kurwa, pomyliła. Oboje się pomylili.
Amatorzy.
***
Trzy lata temu
– Co ty robisz? –
pytam, marszcząc brwi i uważnie jej się przyglądając. Lalka patrzy na mnie
wyzywająco. W jej
oczach widzę podejrzany spokój, kiedy zatrzaskuje drzwi i zamyka nas w
celi swojej
siostry.
– A na co ci to
wygląda?! Zamykam drzwi! – syczy. – Teraz będziemy tu siedzieć i
patrzeć na to, co
zrobiliśmy! Oboje musimy odpokutować!
Odpokutować? Ona
nic nie rozumie. Macy była zniszczona, zbyt szalona, by
ryzykować, więc
musiałem ją zabić.
Jednak ją również,
na swój własny sposób, kochałem. Dlaczego lalka tego nie
rozumie?!
Zaciskam mocno
powieki i uderzam ręką w skroń, ponieważ krzyki, wrzaski w mojej
głowie znów
zagłuszają myśli, a ja muszę je powstrzymać.
– Ale ona była
zepsuta! Nie mogliśmy jej naprawić! – warczę przez zaciśnięte zęby.
– Ty jesteś, kurwa,
zepsuty, Benny! Ty. Jesteś. Zepsuty.
Moje mięśnie
sztywnieją. Mam wrażenie, że krew przestaje krążyć mi w żyłach i
zapycha je niczym
zasychający cement.
– Nawet nie waż się
tak mówić – ostrzegam.
Laleczka zaczyna
płakać, a jej nogi się trzęsą.
– Aresztowaliśmy
twojego ojca, Benny – krzyczy do mnie przez łzy. – Przez lata
gwałcił małe
dziewczynki, a ty tak po prostu pozwoliłeś mu żyć! Przecież wiesz, co zrobił
Bethany, i miałeś
to gdzieś! – wrzeszczy, oskarżycielsko wskazując mnie palcem. Zawieszam
na nim wzrok. To
tylko palec, ale równie dobrze mógłby być nożem; kieruje nim we mnie z tak
ogromną siłą, jakby
chciała mnie ukarać.
Lalka jest
przerażona, tak samo jak Bethany. To dlatego mówi o mojej siostrze i
próbuje mnie
zranić. W końcu jednak zrozumie, że Macy wcale nie jest jej potrzebna. Ma
mnie, i tylko my
się liczymy. Zostaniemy razem na zawsze.
Mój ojciec bywał
pożyteczny, ale jego również wcale nie będzie nam brakować.
Zabiłbym go dla
niej, gdyby w zamian za to wróciła do domu… Jednak teraz jest już za późno.
Rzeka zmieniła
bieg, a jej prąd stał się zbyt gwałtowny, by z nim walczyć.
– Ojciec bywał
pożyteczny – powtarzam na głos swoje myśli.
– Obrzydzasz mnie –
wyrzuca z siebie, ale wiem, że zaraz jej przejdzie. To tylko
chwilowa złość,
moment zdenerwowania…
– Cóż, to się
zmieni – uspokajam ją, po czym robię krok w przód.
– Nie! – wrzeszczy
natychmiast, wyciągając dłoń, by mnie zatrzymać. Patrzę na jej
nadgarstek,
dostrzegając, że brakuje na nim kajdanek.
– To wszystko się
dzisiaj skończy, Niegrzeczna Laleczko.
– Masz rację. –
Wybucha głośnym, niepohamowanym śmiechem. – To koniec.
Pochylam się, by
wyjąć ukrytą w skarpetce strzykawkę.
– Co to, kurwa,
jest? – pyta, wskazując prosto na nią.
Przymrużam oczy i
najpierw spoglądam na jej broń, a potem na kraty w drzwiach celi.
Dzieciak zniknął.
Lalka nie jest
sama.
Jak mogła mnie tak
kurewsko zdradzić?
– Nie przyszłaś
sama? – pytam z niedowierzaniem. Laleczka łamie zasady. Przecież
wie, co się dzieje,
kiedy postępuje w ten sposób.
– Już nigdy nie
będę sama – syczy przez zęby. – Dillon jest częścią mnie i należę do
niego, a nie do
ciebie, Benjamin. Nigdy do ciebie nie należałam.
Ach! Jak śmie
wypowiadać przy mnie jego imię?!
Ona należy do mnie!
To moja lalka! Moja laleczka!
Zaciskam mocno
szczękę, napinam mięśnie, wpadam w furię.
– Nigdy nie pozwolę
ci opuścić tej celi – przysięgam. – Nigdy!
Lalka macha
pistoletem w moją stronę.
– A kto z nas
dwojga trzyma w ręce broń? Nie oszukuj się, Benny. Nie masz już nade
mną żadnej władzy.
W odpowiedzi tylko
się do niej uśmiecham.
– Jak mówiłem,
dzisiaj to wszystko się skończy, ale mam wystarczająco dużo czasu, by
wbić w ciebie tę
maleńką igiełkę. Odejdziemy stąd oboje. Razem. Później będziesz miała całą
wieczność, żeby
uświadomić sobie, że naprawdę mnie kochasz.
Jej powieki drżą,
kiedy rozważa swoje możliwości.
Nie masz żadnych
opcji, lalko! Należymy do siebie nawzajem. Będziemy razem i
doskonale o tym
wiesz!
Robię kolejny krok
w jej stronę, kiedy nagle słyszę z jej ust coś, co całkowicie mnie
paraliżuje.
– Jestem w ciąży!
Opuszczam ręce, nie
mogąc w to uwierzyć… Niespodziewanie w mojej głowie rodzi się
tyle myśli, tyle
nowych nadziei… Wtem słyszę huk, a sekundę później czuję w ramieniu
przeszywający ból i
zataczam się do tyłu.
– Kurwa mać! –
wrzeszczę. – Kurwa, postrzeliłaś mnie! – Nie panuję już nad ciałem.
Upadam na łóżko, a
strzykawka spada na podłogę.
– I to jak celnie –
odpowiada z dumą, podchodząc bliżej i zgniatając strzykawkę
podeszwą.
Laleczka nosi w
sobie mojego potomka – owoc naszej miłości.
– Jesteś w ciąży?
Będziemy mieli dziecko?
Na moim nadgarstku
zaciska się zimna bransoletka kajdanek. Nie zwracam na to
uwagi, obserwuję
tylko swoją zabawkę, nadal nie potrafiąc uwierzyć w to, co właśnie mi
wyznała.
Kiedy zapina
kajdanki na mojej drugiej ręce i spycha mnie na podłogę, czuję w
ramieniu pulsujący
ból.
Będziemy mieli
dziecko.
Za jej plecami
otwierają się drzwi, a za lalką staje ta śmierdząca świnia, pierdolony
Dillon. Jak on śmie
przerywać nam tak cudowną chwilę?!
Zamorduję go;
powoli i boleśnie. Sprawię, że poczuje mój gniew z każdym ruchem
ostrza wbijającego
się w jego obrzydliwe ciało.
Nie pozwolę mu
odebrać nam tego momentu!
– Nasze
dziecko – szepczę, patrząc prosto na moją przepiękną laleczkę.
Dillon zasłania mi
ją przez chwilę, kiedy podchodzi do łóżka i podnosi z niego
Zniszczoną Lalkę.
Bierze jej ciało na ręce i wynosi je z celi, a my znów zostajemy sam na sam.
Tak. Tak właśnie
powinno być.
– To dziecko
nie jest twoje, Benny – oznajmia nagle moja lalka. – Życie nie może
zrodzić się ze
śmierci. Tyle razy próbowałeś mnie zniszczyć, ale to nigdy ci się nie uda.
Powinieneś smażyć
się w piekle. Twój czas dobiega końca. To dziecko to nowe życie, a na
ciebie czeka tylko
śmierć.
Otwieram usta, lecz
mój ból jest zbyt ogromny, bym był w stanie wydobyć z siebie
głos. Ona kłamie.
Na pewno tak nie myśli.
Wycofuje się
powoli, wciąż we mnie celując. Tak naprawdę nie potrzebuje jednak
broni; jej słowa
zabijają mnie skuteczniej niż pociski. Kiedy opuszcza celę i zamyka drzwi na
zamek, Dillon znów
do niej podchodzi i przysuwa odrażające usta do jej czoła.
– Wszystko w
porządku – zapewnia go lalka. – Panuję nad sytuacją.
– Wiem, że
panujesz – odpowiada szeptem, po czym odchodzi, zostawiając ją z tym, do
kogo należy
naprawdę.
Lalka wie, że
jestem jej panem, a w jej łonie rośnie nasze dziecko.
– Kłamiesz –
zarzucam jej. Siła znów do mnie powraca, więc poruszam gwałtownie
nadgarstkami,
sprawdzając wytrzymałość kajdanek. Chyba nie sądzi, że te maleństwa mnie
powstrzymają?
Głupiutka laleczka.
Z trudem wstaję na
nogi, bo promieniujący z rany postrzałowej ból przeszywa całe
moje ciało. Zmuszam
się jednak do ruchu, a ona tylko mi się przygląda.
Pogrywa sobie ze
mną, co mi się nie podoba.
– Wypuść mnie,
kurwa! – rozkazuję. – W tej chwili!
Lalka zaczyna się
śmiać; tak głośno i szaleńczo, jakby traciła kontakt z
rzeczywistością.
Teraz kojarzy mi się z siostrą… Zniszczyłem moją śliczną laleczkę.
Zmieniłem ją, ale
jestem pewien, że w końcu dojdzie do siebie.
– Nie będziesz
mi dłużej rozkazywał. Zostawię cię tu, żebyś zgnił. Tak jak ty zostawiłeś
nas. Mam nadzieję,
że odór krwi biednej Macy będzie cię dręczył aż do dnia, gdy zdechniesz z
głodu.
Nie odważyłaby się
tego zrobić.
Jeszcze raz próbuję
zerwać z rąk kajdanki.
– Kurwa mać,
wypuść mnie! – Chociaż rzucam się na drzwi całym ciężarem ciała, one
nawet nie drgną.
Wiedziałem, że tak będzie. Sam je zbudowałem, żeby moje laleczki były
bezpieczne w swoich
celach, więc nie da się ich wyważyć.
– Słyszysz, co
mówię?! Wypuść mnie! – ostrzegam ją raz jeszcze.
– Ty nigdy
mnie nie wypuściłeś. – Jej głos wyraźnie się załamuje. – Żegnaj, Benny.
Opuszcza mnie.
Zostawia. Jednak wie, że po nią wrócę. To dlatego mnie nie zabiła. Te
okrutne słowa to
efekt trucizny, którą Detektyw Dupek traktował jej biedny mózg, ale lalka
naprawdę mnie kocha
i chce, żebym po nią wrócił.
– Wracaj tu,
niegrzeczna lalko! Otwórz te drzwi! – krzyczę za nią, wyłamując sobie
kciuk, by zdjąć
kajdanki z jednego nadgarstka. Okazuje się to trudne nawet z przestawionym
palcem. Metal
przecina skórę, pozostawiając za sobą krwawą ranę, a pulsujący ból jeszcze
bardziej napędza
moją wściekłość.
Lalka o czymś
zapomniała. Ta cela nie należała do niej, ale do jej siostry.
Czasami karałem
Zniszczoną Lalkę i zamykałem ją tutaj, ale robiłem to tylko wtedy,
kiedy była
niegrzeczna. Na co dzień mogła sobie chodzić, gdzie tylko chciała. Zabierałem
jej
klucz wyłącznie,
gdy coś przeskrobała.
Nie muszę długo
szukać, bo niemal od razu zauważam porcelanową lalkę bez oka, z
wystającymi z
oczodołu nożyczkami.
Wokół jej szyi, na
łańcuszku, wisi mój upragniony klucz.
Nawet po śmierci
moja Zniszczona Lalka pozostała lojalna i przydatna dla swojego
pana.
Podchodzę do drzwi,
otwieram zamek, ale nagle zamieram w bezruchu. Czuję swąd
popiołu i palonego
drewna. Ten zapach jest tak mocny i intensywny, że aż drapie mnie od
niego w gardle.
Sekundę później czuję pod stopami żar i wiem już, co się stało. Płomienie.
Pomarańczowe
płomienie rosną coraz wyższe, pożerając cały mój dom.
Otacza mnie ogień,
niszcząc wszystko, co zbudowałem.
Jak mogła mi to
zrobić? Przecież to był również jej dom.
Myśli, że jestem tu
zamknięty.
Chce mnie zabić.
Nie. Na pewno nie.
Nie mogłaby.
Ogień. Ogień niszy
cały mój dobytek i parzy moją skórę, gdy przedzieram się przez to
piekło w
poszukiwaniu schronienia i chłodnego powietrza.
Szyby trzaskają pod
naporem wrzeszczącego z udręki drewna. Cały dom wydaje się
jęczeć z bólu.
Otacza mnie gęsty i
zabójczy dym, gdy biegnę prosto do okna i bez namysłu przez nie
wyskakuję.
Szkło rozrywa
poranioną skórę na moich ramionach, jednak nie czuję już bólu; nawet
bólu swojego serca.
Po tym, co zrobiła mi moja niegrzeczna laleczka, nie czuję zupełnie nic.
Leżę na trawie i
wpatruję się w niebo, podczas gdy czarny dym powoli zamienia dzień
w noc. Znajduję się
zaledwie kilka metrów od pogorzeliska; od zgliszczy jedynego domu, jaki
kiedykolwiek
miałem.
Zabiła mnie.
Moja śliczna
laleczka mnie zabiła.
Potrząsam
gwałtownie głową, by odtrącić wspomnienia, po czym rozglądam się po
otaczającym mnie
zniszczonym terenie.
To cmentarzysko.
Moje miejsce spoczynku, którego Laleczka nigdy nie przestanie
odwiedzać. Może
sobie wmawiać, że się ode mnie uwolniła, może słuchać, jak Dillon
powtarza jej to do
znudzenia – to nieistotne. Lalka należy do mnie i już na zawsze pozostanie
moją własnością.
Zostawiłem na jej duszy ślad, który wciąż każe jej tutaj powracać.
Przyjdzie tu. Wiem
to.
Tak samo, jak
wróciła w zeszłym roku. Obserwowałem ją wtedy, patrząc, jak łzy
wzbierają w jej
oczach, a potem płyną po delikatnych policzkach przy akompaniamencie
nienaturalnego
szlochu, który szybko przemienił się w śmiech. Pokręciła głową i odsunęła
kosmyk włosów za
ucho, pokazując głuszy, że czuje się wolna.
Naprawdę trudno
było mi się powstrzymać, bo miałem ochotę natychmiast ją porwać.
Chciałem zabrać
swoją laleczkę tam, gdzie nikt już nigdy by jej nie odnalazł.
Zmieniła się tak
bardzo, że miałem wrażenie, jakbym patrzył na obcą osobę. Jednak to
pragnienie,
poczucie, że należy do mnie, było silniejsze niż wszelkie wątpliwości i
krzyczało,
żebym zabrał to, co
mi się należy. Niestety, lalka nie była sama. Niemowlę przy jej piersi,
przyczepione do
szczupłego ciała matki czymś w rodzaju uprzęży, sprawiło, że stałem w
cieniu drzew
nieruchomo niczym posąg.
Potem pojawił się
przy niej ten skurwiel, wziął od niej dziecko i przyłożył obrzydliwe
usta do skóry,
którą to ja powinienem całować. Choć nie miał prawa dotykać mojej własności,
umieścił dłonie na
jej oliwkowym, za bardzo opalonym ciele. Szepnął jej do ucha, na co ona
się uśmiechnęła.
Nie. To do mnie powinna się uśmiechać!
Zresztą, pierdolę
tego sukinsyna. Jeśli chce, może sobie oglądać jej uśmiech, ale to do
mnie będą należeć
jej łzy, jęki i błagania.
Na ogolonej głowie
czuję kropelki potu; gałęzie drzewa, pod którym stoję, nie chronią
zbyt skutecznie
przed popołudniowym upałem. Dotykam palcami brody, którą noszę teraz
dłuższą niż
kiedykolwiek wcześniej. Muszę przyznać, że kobiety uwielbiają zarost; długa
broda jest jak
magnes na zdziry – szczególnie te, które kręci ostry seks. Te szmaty błagają,
żebym zadawał im
ból, przez co wkurwiają mnie tak bardzo, że spełniam ich marzenia z
nawiązką.
Seks powinien być
wyzwoleniem, ale we mnie rozbudza jedynie bestię, która ryczy
coraz głośniej,
żądając uwolnienia.
Tylko lalka mogłaby
mnie wyzwolić.
Te szmaty nie są
nic warte. Nie przynoszą mi satysfakcji. Nie są nią.
Moją śliczną
laleczką.
Kiedy tak czekam,
zwęglone ruiny mojego dawnego domu – naszego domu – wydają
się ze mnie drwić,
a czas mija okrutnie wolno.
To miejsce
pozostało nietknięte.
Zarosło chwastami,
ale aż do teraz nikt w nie nie ingerował.
Stare wspomnienia
szamoczą mi się po głowie. Próbują zapuścić korzenie i uwięzić
mnie w tym miejscu
na zawsze.
Kiedy tu powracam,
nawiedzają mnie duchy. Żółta taśma wciąż porusza się na wietrze
pomiędzy zaroślami,
otaczając podwórko, które policja dokładnie przekopała – ci skurwiele
rozgrzebali każdy
pieprzony metr mojej ziemi i zabrali z niej to, co nie należało do nich.
Zakłócili spokój
przeszłości.
Nagle znów
przychodzą mi na myśl wspomnienia o ojcu i o jego zdradach. Nie
potrafię pogodzić
się z tym, że nie mogę pozbawić go jego marnej egzystencji.
Słyszałem, że dla
byłych policjantów więzienie jest wyjątkowo brutalne. Brutalne…
ale w porównaniu z
czym?
Jestem przekonany,
że potrafię wymyślić dla niego lepsze tortury. Mógłbym sprawić,
że cierpiałby tak
bardzo, jak na to zasługuje. Powinien żyć w piekle, które stworzył.
Nagle z oddali
dociera do mnie warkot silnika, a atmosfera natychmiast się zmienia.
Powietrze zaczyna w
końcu się poruszać, jakby wzburzone emocjami, które czuję na
myśl o naszym
rychłym spotkaniu. Moja dusza krzyczy; błaga, bym z nią porozmawiał.
Muszę ją usłyszeć,
dotknąć jej, wejść w nią…
Muszę znowu poczuć
spokój – spokój, który dawała mi w chwilach, kiedy nie
uciekała, nie
zdradzała mnie… Kurwa mać, ona mnie zamordowała!
Odkąd zniknęła,
moje życie rozpoczęło się na nowo. Poznałem Tannera i wszystko się
zmieniło, a jednak
dzień w dzień jej obecność, albo raczej jej brak, nawiedza moje myśli i nie
pozwala mi zaznać
ulgi.
***
Trzy lata temu
Mój ojciec zawsze
dbał o to, żebym był przygotowany na zmiany, kiedy będę musiał uciekać.
Wiedział, że to,
kim jestem, niesie za sobą konsekwencje.
Gdy wstaję z
trawnika, moja skóra zdaje się wrzeszczeć. Mam wrażenie, że zaciska się
wokół mięśni i
kości jeszcze ciaśniej, a wszystko boli mnie coraz mocniej… Jestem rozbity.
Potrzebuję pomocy.
Wkurwia mnie, że
muszę jej szukać, ale moje życie właśnie rozpadło mi się przed
oczami. I to
dosłownie.
Ojciec wpadł w ręce
policji, więc idąc w tamto miejsce, ryzykuję, że skończę tak samo
jak on. To
niebezpieczne, ale jestem przygotowany. Nie znajduję innego wyjścia i nie
wierzę,
że ojciec miałby
zdradzić policji cokolwiek, a już zwłaszcza nazwisko tego człowieka. Od
zawsze nazywał go
naszym sprzymierzeńcem.
Ruszam na zachód od
miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stał mój dom, aż kilka
kilometrów dalej
natrafiam na drzewo, w którego korze wycięta jest litera B. Niedaleko
dostrzegam kamień
ozdobiony tą samą literą, więc przysiadam, by wyjąć go z ziemi. Chłodne
powietrze drażni
odsłoniętą, rozpaloną skórę na moim ramieniu. Rana postrzałowa to nic w
porównaniu ze
smrodem, jaki wydziela z siebie twoja własna, gotująca się skóra. Moje ciało
się trzęsie, a oczy
zachodzą mgłą, ale ja kopię dalej – kopię w ziemi coraz głębiej, łamiąc
paznokcie na
suchej, twardej glebie.
W końcu wzdycham z
ulgą, kiedy natrafiam opuszkami palców na rączkę skórzanej
aktówki. Z trudem
wyciągam ją z ziemi i upadam, głośno oddychając.
Potrzebuję wody.
Po chwili nabieram
sił, by znów usiąść, więc rozpinam zamek i zaglądam do środka
teczki. Znajduję
tam całkiem sporo banknotów, połączonych w plikach po tysiąc dolarów.
Trzydzieści tysięcy
nie wystarczy na długo, ale zawsze to jakiś początek.
Na widok wizytówki
dostaję dreszczy.
To dla mnie coś nowego.
Zwykle nie polegam na innych ludziach, ale czasy się
zmieniły i to przez
moją niegrzeczną laleczkę.
Na wizytówce
widnieje tylko jedno słowo: TANNER. Numer telefonu jest już zapisany
w pamięci telefonu
na kartę, który dostałem.
Jedną ręką naciskam
przycisk „zadzwoń”, a drugą łapię za źdźbła trawy, ściskając je
tak mocno, że
połamane paznokcie wbijają się w skórę moich dłoni.
Słyszę dźwięk
wybieranego numeru, a potem sygnał.
Jeden.
Drugi.
Trzeci.
– Jakie imię
jest na wizytówce? – pyta mnie jakaś kobieta.
– Tanner –
odpowiadam zachrypniętym głosem, który świadczy o tym, w jak kiepskim
jestem stanie.
– Proszę
zaczekać.
Słyszę w słuchawce
pierdoloną muzyczkę.
Co to ma, kurwa,
być?!
Ktoś śpiewa I Stand
Alone przy akompaniamencie gitarowych riffów, co w tej sytuacji
uznaję za wyjątkowo
ironiczne.
Nagle muzyka
cichnie, a zamiast niej pojawia się męski głos.
– Gdzie
jesteś? – Jego ton jest niski i spokojny. Odzywa się do mnie tak, jak gdyby
rozmawiał ze starym
przyjacielem. – Powiedz, gdzie jesteś, to wyślę po ciebie samochód.
– Jakieś sześć
czy osiem kilometrów od domu…
Połączenie urywa
się, zanim mam szansę podać mu adres.
To mi się nie
podoba, ale nie mam czasu o tym myśleć. Moje ciało jest coraz słabsze…
Tracę przytomność,
powoli zatapiając się w ciemność nocy.
***
Mój umysł pogrążony
jest we śnie, jednak jakiś cichy odgłos przegania płomienie, które
otaczają całe moje
ciało…
Po chwili budzi
mnie ciche kapanie wody.
Kap.
Kap.
Kap.
Otwieram gwałtownie
oczy i zrywam się do pozycji siedzącej, aż woda faluje wokół
mnie i wylewa się
za krawędź wanny.
Wanna. Jestem w
wannie.
– Spokojnie –
odzywa się ten sam mężczyzna, którego głos słyszałem wcześniej przez
telefon. Wydaje się
pewny siebie i władczy. Prawdopodobnie to on tutaj rządzi.
Zamieram w
bezruchu, rozglądając się po nowym otoczeniu. Ściany łazienki od
podłogi do sufitu
pokrywają ciemne kafle. Całe pomieszczenie zdominowane jest przez wielkie
lustro, zawieszone
na jednej ze ścian. Siedzę nagi w ogromnej, rogowej wannie, a woda wokół
mnie jest ciemna,
mętna i chłodna.
Skupiam wzrok na
stojącym nade mną i bezwstydnie przyglądającym mi się
mężczyźnie.
Jest wysoki i ma na
sobie garnitur oraz krawat. Elegancki skurwiel.
Czyżby miał zamiar
zaprosić mnie na pieprzoną randkę?
O co tu, kurwa,
chodzi?
Kim jest ten gość?
Moje plecy bolą tak
bardzo, że nawet oddychanie sprawia mi trud.
A ten mężczyzna,
Tanner, nic nie robi, tylko na mnie patrzy.
Jego włosy są
ciemne i gęste; ani długie, ani krótkie, zaczesane do tyłu. Jego oczy
mają kolor
płomieni, od których właśnie uciekłem, a usta są pełne i wykrzywione w
podejrzanym
uśmieszku.
– Nie
sądziłem, że zdołam cię kiedyś poznać – stwierdza, zachowując się tak, jak
gdyby wiedział, kim
jestem… Albo raczej czym jestem. – Wiszę twojemu ojcu przysługę…
Nawet niejedną.
Najwyraźniej Tanner
nie ma pojęcia, że mój ojciec siedzi teraz w pierdlu i nigdy już
nie wyświadczy mu
kolejnej „przysługi”.
Czy pomógłby mi,
gdyby o tym wiedział?
Zresztą, nieważne.
Gówno mnie to obchodzi. I tak niedługo stąd zniknę, by odnaleźć
własną drogę, tak
jak zawsze.
– Pani doktor
wróci za parę minut, żeby opatrzyć twoją poparzoną skórę. Wcześniej
usunęła ci kulę z
ramienia i zrobiła, co mogła, żeby zapobiec powstaniu blizn. Kilka jednak i
tak ci zostanie.
Mam nadzieję, że nie jesteś zbyt próżny. – Przymyka powieki i przechyla
głowę w bok,
przeszywając mnie na wskroś spojrzeniem zaciekawionych, bursztynowych oczu.
– Na co się
tak gapisz? – warczę, czując się bardziej obnażony niż kiedykolwiek dotąd
i to wcale nie z
powodu swojej nagości.
Ten gość nie patrzy
na mnie jak na kogoś, kogo chciałby przerżnąć. Widzę w jego
oczach coś innego…
zdziwienie, może podziw? Podchodzi o krok i siada na brzegu wanny, po
czym wkłada rękę do
wody i obserwuje, jak ta przepływa pomiędzy jego palcami.
– Gapię się,
bo cię podziwiam. Jesteś naprawdę niezwykły, wiesz? Wprost nie mogę
się doczekać, żeby
pomóc ci osiągnąć twój prawdziwy potencjał. Teraz nie jesteś już sam –
zapewnia,
całkowicie mnie zaskakując. – Zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi, Benny.
***
Kiedy powietrze
przeszywa warkot silnika, moje serce zaczyna drżeć i natychmiast powracam
ze świata wspomnień
do rzeczywistości.
Już z daleka
rozpoznaję tę kupę złomu, którą Dillon ma czelność nazywać
samochodem.
Pochylam się i przyciskam ciało do drzewa, za którym się ukryłem. Dawne
rany wydają się
wrzeszczeć, ale w tej chwili nie mogę zwracać uwagi na ból.
Blizny po tamtej
nocy nieustannie przypominają mi o tym, jak niegrzeczna laleczka
mnie zdradziła. Są
niczym znamię, z którym przychodzi na świat noworodek. Narodziły się
wraz ze mną, kiedy
wyszedłem z płomieni, wśród których mnie uwięziła, i stałem się nowym
człowiekiem.
Moje dłonie drżą.
Mam ogromną ochotę kogoś zabić! Ją, jego, siebie… Nie potrafię
jednak nic zrobić i
wciąż nie rozumiem, dlaczego. Minęły już lata, odkąd lalka była tylko
moja… Jej
nieobecność czyni mnie samotnym; odczuwam pustkę, której nikt nie jest w stanie
wypełnić.
Ona wciąż do mnie
należy.
Zawsze będzie
należeć tylko do mnie.
Nie widzę jej
wystarczająco często. Nie śledzę jej, nie obserwuję… Muszę nacieszyć
się tym momentem i
zapisać go w pamięci na później, by w każdej chwili móc sobie
przypomnieć, że to
nie jest już ta Niegrzeczna Laleczka, którą stworzyłem.
Teraz jest inna.
Zepsuta. Przez niego.
Drzwi samochodu od
strony pasażera się otwierają. Z daleka dostrzegam zakryte
dżinsami nogi
dziewczyny, którą kiedyś tak dobrze znałem. Wysiada z auta, pochyla się nad
otwartą szybą i coś
jeszcze mamrocze. Nie jestem w stanie usłyszeć, co mówi; niewyraźne
dźwięki nijak nie
układają się w słowa. Zaraz potem odchodzi, a jej włosy falują wraz z
każdym pewnym
siebie krokiem, kiedy przeprawia się przez gęste krzaki, zmierzając w stronę
swojego celu.
To miejsce jest dla
niej zapomnianym cmentarzyskiem, ale dla mnie to wciąż mój
dom. Nasz dom.
Wściekłość gotuje
się we mnie na równi z pożądaniem, rozpaczą i rozczarowaniem.
Lalka zatrzymuje
się, a jej pierś porusza się prędko w rytm ciężkiego oddechu. Z
daleka dostrzegam
jej wystający brzuch; brzuch, w którym nosi cudze dziecko. Mam
wrażenie, że ze
mnie kpi; razi mnie w oczy samą swoją obecnością.
Mógłbym podejść tam
szybko i bezgłośnie, zakończyć to wszystko w marnych kilka
sekund. Mógłbym
odebrać życie jej, a zaraz potem sobie. Ach, jak piękna byłaby to
wiadomość dla tego
kutasa, który sądzi, że od dawna nie żyję.
Ale nie tylko ona
się zmieniła. Ja również jestem teraz inny.
Stałem się
całkowicie nowym człowiekiem.
Nie działam
irracjonalnie, a każdy mój krok jest dokładnie przemyślany.
Słońce odbija się
od pofarbowanych na czerwono włosów lalki.
Nienawidzę ich. Są
okropne. Wyglądają tanio i nienaturalnie.
Jej biodra są teraz
szersze, a ciało pełniejsze. Macierzyństwo ją odmieniło – on ją
zmienił! Zmienił moją
idealną laleczkę! Jak ja, kurwa, nienawidzę tego skurwysyna… Mam
ochotę obedrzeć go
ze skóry. Tak, zedrzeć z niego skórę, założyć ją na siebie, a potem
pieprzyć w niej
moją niegrzeczną lalkę.
Na dźwięk jej
westchnienia przechodzi mnie lodowaty dreszcz. Zawiesiła wzrok na
zwęglonych ruinach
naszego życia, a ja nie spuszczam jej z oczu, ukryty w krzewach za
drzewem, z daleka
od niej. Nie zdoła mnie tu zauważyć, chyba że zacznie się rozglądać.
Odwracam wzrok w
stronę samochodu.
Dillon, ten
skurwiel, wysiadł, żeby porozmawiać przez telefon. Tak łatwo byłoby mi
teraz zajść go od
tyłu, poderżnąć mu gardło i pomalować asfalt na karmazynowo.
Mógłbym pokryć
włosy laleczki prawdziwą czerwienią – czerwienią jego krwi.
Na tę myśl mój
kutas sztywnieje.
Nagle jednak
zauważam, że tylna szyba zjeżdża powoli w dół. Moje serce zaczyna bić
jak szalone, gdy
dostrzegam z daleka malutkie paluszki.
Bum.
Bum.
Bum.
Przywieźli ze sobą
dziecko! Ściskam mocniej małą laleczkę, którą przyniosłem jako
prezent dla mojej
niegrzecznej zabaweczki. W głowie aż mi wiruje, bo w tej chwili mogę
myśleć wyłącznie o
jednym. Muszę zobaczyć to dziecko!
Padam na glebę, by
ukryć się wśród długiej, niekoszonej trawy, i pełznę między
źdźbłami niczym
wąż. Pan tak-zwany-detektyw odszedł już dobre sześć metrów od
samochodu i krzyczy
teraz do słuchawki, że ktoś spartaczył robotę. Ach, jak ja kocham tę
ironię! Przecież to
on sam jest prawdziwym królem partaczenia roboty!
Nie spuszczając
kretyna z oczu, podchodzę do tylnych drzwi jego auta, a mój żołądek
aż skręca się z
nerwowego podniecenia.
Zza otwartej do
połowy szyby dociera do mnie szeroki, niewinny uśmiech. Brązowe
oczy, w których
dostrzegam też lekki poblask zieleni, spoglądają prosto na mnie, a gęste rzęsy
trzepoczą tak
szybko i pięknie jak skrzydełka ważki.
– Piciu? –
gaworzy dziewczynka, trzymając w rączce kubek zakończony czymś, co
przypomina sutek.
– Wyglądasz
całkiem jak mamusia – mamroczę, zachwycony.
Dziewczynka
chichocze i wyciąga do mnie rączki.
Mógłbym ją zabrać.
Tak po prostu.
Ciekawe, jak daleko
udałoby mi się z nią uciec.
Jakaż by to była
cudowna kara dla mojej niegrzecznej lalki…
Odrzucam jednak ten
pomysł i wręczam dziewczynce mój prezent, po czym oddalam
się, korzystając z
chwili jej nieuwagi. Ukrywam się w cieniu drzew i obserwuję z daleka
uśmiech na twarzy
mojej Niegrzecznej Lalki. Ta jednak szybko poważnieje, oglądając
spalony krajobraz.
Jej ciało wyraźnie drży. Kiedy słyszy klakson, natychmiast wraca do
samochodu, a chwilę
później zatrzaskuje za sobą drzwi.
Jeszcze mocniej
zaciskam dłoń na rękojeści wyjętego z torby noża.
Czekam.
Wyczekuję.
Aż w końcu słyszę
znajomą melodię i zaczynam nucić do rytmu śpiewanej przez małą
laleczkę piosenki.
Lalka panny Polly
była chora, chora, chora.
Polly się
zmartwiła, zadzwoniła po doktora.
Przyszedł więc pan
doktor. Wziął kapelusz swój i teczkę
i do drzwi zapukał,
chociaż za głośno troszeczkę.
Podszedł do
laleczki, by dokładnie ją obejrzeć.
„Ależ panno Polly,
ona w łóżku musi leżeć!”.
Wypisał receptę.
Leków dużo, dużo, dużo.
Polly biegnie do
apteki chyżo, chyżo, chyżo.
Moje ręce pocą się
wokół rękojeści noża. Ściskam go tak mocno, jak gdybym chciał
wgnieść rączkę w
dłoń. Silnik głośno rzęzi, kiedy samochód odjeżdża. Nie wrócili, by mnie
szukać. Nie
pomyśleli, że to ja.
Bo i jak mógłbym
dać komuś prezent?
Przecież już mnie
nie ma, od dawna nie żyję.
Nagle słyszę pod
sobą cichy jęk i dostrzegam kosmyki włosów na cholewce mojego
buta.
Z ziemi patrzą na
mnie szeroko otwarte, pełne paniki oczy. Dziewczyna szybko
potrząsa głową. Nie,
nie, nie.
Tak. Tak. Tak.
Schylam się i łapię
wolną ręką jej tanie włosy, po czym unoszę ją z ziemi bez
najmniejszego
wysiłku. Była nieprzytomna o wiele dłużej, niż się spodziewałem. Jest
okropna. Zupełnie
nie przypomina mojej laleczki. Ma niewyparzony język i za luźną cipę.
Wciągam powietrze
przez nos, napawając się tym momentem, po czym wbijam nóż
prosto w jej klatkę
piersiową. Ostrze wchodzi w nią tak, jak w twardy, krwisty stek. Wokół
knebla rozlega się
pisk. Dziewczyna wierzga w przód i w tył, z rękami mocno związanymi za
plecami. Wbijam nóż
po raz drugi, a potem trzeci. Jej ciało już nie protestuje, raczej się
trzęsie, aż w końcu
przestaje walczyć.
Ściskając szczupłe
ciałko mocniej, przysuwam głowę do twarzy dziewczyny, by
nosem niemal
dotknąć jej ust. Strach ma bardzo specyficzny zapach, a kiedy śmierć jest tak
blisko, można
zobaczyć ją w oczach umierającego. To cudowne uczucie… Mogę kołysać się
wraz z ofiarami na
krawędzi pomiędzy życiem a śmiercią, czując jak ich ciała jeszcze
podrygują, jak
biorą ostatni oddech, wypuszczając go z ust razem z duszą.
Kiedy dziewczyna
zamiera w bezruchu, przesuwam dłonią po zakrwawionych ranach,
a potem ozdabiam
czerwienią jej pierś i maluję nią martwe usta.
Po mojej głowie
wciąż krąży obraz małej dziewczynki i prezentu, który przed chwilą
jej wręczyłem.
Unoszę laleczkę i
wsuwam rękę przez okno. Dziecko łapie zabawkę; małe, lepkie palce
ocierają się o
moje.
– Lala –
sepleni zaślinionymi usteczkami.
– Tak, to jest
lala. – Uśmiecham się do niej, tak jak lata temu uśmiechałem się do jej
matki. – Piękna
lalka dla ślicznej laleczki.
I jak?
Stęskniliście się za Bennym? J
Zapowiada się szalenie intrygująco.
OdpowiedzUsuńCzysty obłęd♡
UsuńJuż nie mogę się doczekać swojego egzemplarza♡
Pozdrawiam
Mam ochotę przeczytać!
OdpowiedzUsuńPolecam! :-)
UsuńPozdrawiam
Nie moje klimaty, więc sobie odpuszczę :). [Kreatywna-alternatywa]
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie jest to seria dla każdego;-)
UsuńPozdrawiam
Czytałam pierwsza część, więc kolejne, na pewno również przeczytam. 😊
OdpowiedzUsuńKolejne są jeszcze lepsze :-)
UsuńPozdrawiam
Jak najszybciej muszę zabrać się za pierwszy tom. :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Mega dobra seria ;-)
UsuńPozdrawiam