Wyd. Szósty Zmysł | Org. Arsen | 512 str. | 39,90 zł | Data wydania: 15.11.2017 r. |
Miłość w trójkącie
Podobno prawdziwa miłość przetrwa wszystko. Każdy sztorm,
każdą burzę. Ale czy to prawda? Czy miłość wystarczy, by pokonać mrok, który
spowija duszę? Cathy coraz boleśniej przekonuje się, że czasem uczucie, nawet to
najsilniejsze, przegrywa walkę z wewnętrznymi demonami. Można powiedzieć, że
Cathy jest szczęściarą- ma wspaniałego męża, pracę, którą lubi, cudowny dom i
prawdziwych przyjaciół, a w perspektywie długie i szczęśliwe życie. A jednak
jest coś, co pozostaje poza jej zasięgiem- bycie matką. Cathy marzy tylko o tym
by wreszcie trzymać w ramionach upragnione dziecko, jednak mimo starań, kobieta
nie jest w stanie donosić ciąży, a każde kolejne poronienie coś w niej zabija. Czułość
i wsparcie męża coraz bardziej ją duszą. Kobieta nie jest w stanie znieść jego
optymizmu i ciągłych zapewnień, że wszystko będzie dobrze. Staje się pustym
wrakiem samej siebie, a miłość Bena nie jest w stanie jej uleczyć. I wtedy
pojawia się ten drugi. Arsen. Spotkanie z nim sprawi, że Cathy znów zacznie coś
czuć, ale też zmieni bezpowrotnie jej życie. I nie tylko jej.
Ta historia mogła być dobra, naprawdę, miała potencjał, ale szybko
zdałam sobie sprawę, że to się nie uda- przez Cathy. Nie mogę powiedzieć o tej
bohaterce nic dobrego. Nie polubiłam jej na początku i to nie zmieniło się aż
do ostatniej strony. Dawno nie miałam do czynienia z tak samolubną i bezmyślną
postacią. Cathy to klasyczny przypadek egoistki skupionej tylko i wyłącznie na
sobie, a pragnienie posiadania dzieci dosłownie wypaliło jej mózg. Jej cierpienie
w minimalnym stopniu nie usprawiedliwia czynów i decyzji jakie podjęła. Skupiając
się na własnym bólu i potępiając męża za to, że okazuje jej wsparcie (!) nie
zwróciła najmniejszej uwagi na to, że on też cierpi i jest bezsilny. Zamiast
pozwolić sobie pomóc, a co za tym idzie, okazać wsparcie mężczyźnie, którego
podobno kocha, całkowicie się poddała i postanowiła zadać mu bardzo bolesny
cios, na który absolutnie nie zasłużył. Chyba właśnie dlatego, tak ją nienawidzę.
Ben jest cudowny, kochany i Cathy w najmniejszym stopniu na niego nie zasługuje.
Nie rozumiem jak mając takiego męża- oddanego, a za razem seksownego jak diabli,
można szukać ukojenia w ramionach innego. Tłumaczenia Cathy są niespójne i
bezsensowne. Sama sobie przeczy i coraz niżej upada w oczach czytelnika. W swoich
też, ale choć jest świadoma, że robi źle, jakoś nie przeszkadza jej to w
podejmowaniu kolejnych błędnych i krzywdzących decyzji.
Relacja, która połączyła Cathy i Arsena, w moim odczuciu
była sztuczna, płaska i pozbawiona głębi. Nie było między nimi żadnej chemii,
tylko pożądanie, przez co próby autorki, by przekonać czytelnika, że Arsen „uzdrowił”
Cathy, były śmiechu warte. Bo co niby dla niej zrobił? Nic, czego nie próbował
zrobić Ben. Cathy natomiast zamiast pozwolić mężowi na okazanie jej wsparcia,
przyjęła je od innego mężczyzny robiąc z niego bohatera. Cała ta sytuacja
wyglądała tak, jakby Cathy stanęła na skraju wieżowca i skoczyła w dół, mając
nadzieję, że nie roztrzaska kiedy uderzy o ziemię. Liczyła chyba, że będzie
spadać w nieskończoność, albo, że ostatecznie nie poniesie żadnych
konsekwencji. Ale to tak nie działa. Choć uparcie twierdziła, że kocha i Bena i
Arsena, w moim odczuciu kocha tylko siebie i nieistniejące dziecko, które stało
się jej obsesją.
O CZYM? „Arsen”, to opowieść o miłości,
namiętności i zdradzie. Bardzo kontrowersyjna książka, którą jedni kochają a
inni nienawidzą. Ja niestety nie odnalazłam się w tej historii. Zbyt wiele
elementów działało mi na nerwy. Bardzo rozczarowała mnie postawa samolubnej
Cathy, denerwował mnie dziecinny Arsen, a nawet mój ulubieniec, Ben, irytował
mnie tym, jak źle ulokował uczucia. Wymęczyła mnie ta historia, mniej więcej w
połowie miałam ochotę porzucić lekturę i już do niej nie wracać, ale
ostatecznie muszę przyznać, że to właśnie końcówka dostarczyła mi wreszcie
emocji jakich oczekiwałam od początku. Mimo wszystko nie bardzo rozumiem jaki
morał płynie z tej historii. Jaki cel miała autorka i co chciała przekazać. Raz
potępia Cathy, raz jej broni. Piętnuje jej romans, by za chwilę nadać mu
terapeutyczne znaczenie. Choć kończy książkę, tak słodko, że aż mdli, epilogiem
miesza czytelnikowi w głowie i sprawia, że tym bardziej nie wiadomo, o co tak
naprawdę jej chodziło. Miałam nadzieję, że tytułowy Arsen, będzie kimś innym,
że naprawdę będzie można nadać temu imieniu jakieś głębsze znaczenie, ale jak
dla mnie, był to tylko bogaty dzieciak, który sam nie wiedział czego chce i tak
naprawdę nie był w tej historii kluczem, więc jeśli autorka zatytułowała by
książkę „Ben”, albo „Cathy” w sumie wyszłoby na jedno. Ach, wydawało mi się, że
o tak słabej i niespójnej książce szybko zapomnę, ale jednak, to prawda, że
ciężko wyrzucić ją z głowy. Choć niechętnie, muszę ostatecznie się zgodzić, że
książka nikogo nie pozostawi obojętnym. Szkoda tylko, że mnie zostawiła z
samymi negatywnymi odczuciami.
Ocena:
3/10
(tylko za cudownego Bena,
ciekawe retrospekcje z przeszłości
i finał, który wreszcie przyniósł obiecane emocje)
________________________________________________________
O nie, ja tej książki nie przeczytam. 😊
OdpowiedzUsuńNo cóż, nie będę Cie namawiać do zmiany decyzji 😁
UsuńPozdrawiam
Fabuła zapowiadała się ciekawie, ale po przeczytaniu Twojej recenzji chyba jednak się nie skuszę :-)
OdpowiedzUsuńJeśli fabuła Cię zaciekawiła możesz dać jej szansę jeśli trafisz na nią w bibliotece:-) Wzbudza tak skrajne emocje, że w sumie ciężko przewidzieć komu sie spodoba a komu nie ;-)
UsuńPozdrawiam
A mnie książka bardzo się podobała :) Ale gdyby każdemu to samo się podobało to byśmy mieli tylko jeden rodzaj książek :D
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Ha dokładnie :-D Gdyby nie Cathy może ocena byłaby wyższa, ale nie mogłam znaleźć tego jak potraktowała mojego ulubieńca Bena i że ostatecznie wszystko uszło jej płazem. Lubię historie z morałem a ta w moim odczuciu nie miała żadnego:)
UsuńPozdrawiam
Mi się ta książka na swój sposób podobała. Cathy wywoływała wiele negatywnych uczuć, ale sprawiło to jednak, że nie dało się być obojętnym w stosunku do lektury. Bardziej ucieszyłabym się jednak z innego zakończenia - Cathy powinna zostać sama i płacić za swoją głupotę, a niestety autorka chyba chciała pokazać, że prawdziwa miłość wszystko przetrwa i wybaczy.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, też oczekiwałam takiego zakończenia. Autorka chyba faktycznie chciała pokazać siłę prawdziwej miłości ale wyszedł jej z tego morał w stylu "możesz zdradzać wszystko Ci się upiecze" :-P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam