Wydawnictwo Akurat/ 350 str./ 34,90 zł/ 2015 r. |
Wszystkie odcienie pożądania
Czasem los rzuca u naszych stóp niewyobrażalną szansę. Dla
Grace Lawson, młodej studentki z Chicago, taką szansą są trzymiesięczne
praktyki w wielkiej londyńskiej korporacji. Nieco zagubiona w obcym miejscu i
przerażona nową sytuacją dziewczyna, jest zachwycona, kiedy okazuje się, że na
lotnisku czeka na nią nie kto inny jak sam Jonathan Huntington, czyli szef
firmy, dla której ma teraz pracować. Ciekawe, prawda? Czemu sam szef miały się
przejmować praktykantką, których w firmie jest na pęczki? Czy nie ma ważniejszych
spraw na głowie? Jak szybko się okazuje, ma. I wcale nie przyjechał by spotkać
się z Grace, a ze swoim ważnym partnerem biznesowym. Choć według wszelkiego
prawdopodobieństwa, dziewczyna nigdy nie powinna mieć okazji by poznać swojego
szefa, teraz stoi przed nim, paląc się ze wstydu i marząc by zapaść się pod
ziemię. Tymczasem zafascynowany nową praktykantką, Jonathan, już następnego
dnia proponuje jej by została jego asystentką. I choć ich stosunki powinny
pozostać czysto profesjonalne, szybko okazuje się, ze ciężko im powstrzymać
wzajemne przyciąganie. Namiętność staje się wprost namacalna, jednak zanim
wybuchnie Huntington stawia pewien warunek: „żadnych uczuć”. Czy niewinna i
niedoświadczona dziewczyna, będzie potrafiła zastosować się do reguł, które
niechybnie złamią jej serce?
„Moje serce już i tak jest przeciążone tym
wszystkim. (…) Mam się w nim nie zakochać. Jaka będzie cena, którą przyjdzie mi
zapłacić jeśli to się nie uda?”
Str. 101
Grace, narratorka powieści, szybko zdobyła moją sympatię
swoją zawziętością i pewnością, że należy sięgać po własne marzenia, nawet
jeśli droga do nich jest kręta i wyboista. Nie trzeba było wiele czasu bym
przekonała się, że również w sferze uczuciowej kieruje się tymi samymi
regułami. A konkretniej- w sferze seksualnej. Mniejsza o to, że dotychczas nie
miała o niej praktycznie nic do powiedzenia. Choć zaprezentowała się jako
niewinna dziewczyna, z gatunku tych rumieniących się gdy słyszą komplementy,
bardzo zaskoczyła mnie jej
natychmiastowa gotowość by wskoczyć swojemu szefowi do łóżka. Nie zmieniła tego
nawet niezachwiana pewność, że nigdy nie stanie się kimś istotnym w jego życiu.
Gdzie podział się uroczy, ambitny rudzielec, którego poznałam w pierwszym
rozdziale? Nie mam pojęcia. Jonathan zadziałał jak wahadełko, kompletnie pozbawiając Grace jej wolnej woli i choć
miała nie jednokrotnie okazję by pokazać ile jest warta, nie skorzystała z
żadnej z nich.
„Nie potrafię zrozumieć, dlaczego to musi być
tak skomplikowane. Gdybym mogła decydować, wszystko było by o wiele prostsze.”
Str. 215
Co się tyczy Jonathana- wypisz wymaluj- Christian Gray!
Zanim zaczniecie się buntować, wytykając mi, że przecież wcale nie czytałam
„Pięćdziesięciu twarzy Graya” (do czego bez bicia się przyznaję), wysłuchajcie
kilku argumentów. Kampania reklamowa ekranizacji tego wielkiego dzieła, była
tak głośna, że chcą nie chcąc, poznałam całkiem dokładnie jego fabułę. Co
więcej, poświęciłam się dla dobra tej recenzji i obejrzałam prawie w całości
wyżej wspomnianą ekranizację. Jakie wnioski? Podobieństw między „Barwami…” a
„Greyem” jest więcej niż się spodziewałam. Nie tylko bohaterowie zdają się być
z jednej kalki rysowani, ale nawet najważniejsze sytuacje w większości się
pokrywają. Ten fakt pozostaje jednak wadą tylko dla osób, które miały wcześniej
okazję poznać pana Greya i ulec zauroczeniu jego osobą. Wierzę jednak, że na
świecie są ludzie, którzy tak jak ja, z Greyem nie mieli dotychczas styczności
i będą mogli podejść do lektury bez zbędnych skojarzeń.
Literatura erotyczna nie jest tworzona by dostarczyć
czytelnikowi głębszych filozoficznych refleksji. To raczej proza czysto
rozrywkowa i muszę przyznać, że „Barwy miłości” świetnie odnajdują się w tej
roli. Autorka operuje plastycznym i przyjemnym stylem, kolejne zdania czyta się
z ogromną prędkością i naprawdę dużą przyjemnością. Kathryn Taylor mile
zaskakuje także rozwojem akcji i budowaniem napięcia między bohaterami.
Najciekawszym motywem w powieści okazał się jednak tajemniczy klub, przeznaczony
wyłącznie dla elity… Ale o nim sza. Zaintrygowanych odsyłam do książki.
„Nagle dociera do mnie, że już nic nie będzie
tak, jak dotychczas. A jak będzie? Nie mam pojęcia.”
Str. 185
O CZYM? „Barwy miłości” to typowy erotyk. Pikantny i
tajemniczy, choć bazujący na znanych motywach. Mimo dość klasycznych wzorców i
irytującej w swym postępowaniu bohaterki, powieść czyta się zadziwiająco
przyjemnie, a zakończenie sprawi, że nawet jej przeciwnicy będą chcieli poznać
ciąg dalszy. Ja sięgnę po niego z pewnością i mam szczerą nadzieję, że autorka
przekuje klasyczny pomysł na coś znacznie bardziej oryginalnego.
Ocena:
6/10
Za
książkę serdecznie dziękuję Bussines&Culture i wydawnictwu Akurat
Czasami mam właśnie chęć na takie książki, a ta zbiera całkiem dobre opinie:)
OdpowiedzUsuńW stanie błogiego lenistwa sprawdzają się idealnie ;-)
UsuńPozdrawiam!
Zdecydowanie nie dla mnie. Taki kolejny Grey się zapowiada, a takim książką mówię nie;P
OdpowiedzUsuńpokolenie-zaczytanych.blogspot.com
No cóż, wychwyciłam całkiem sporo podobieństw (do ekranizacji)...
UsuńPozdrawiam!
Za bardzo zajeżdża "Greyem". Mam dość tych klimatów po przebrnięciu przez jego wielomiesięczne promowanie przez wydawców i producentów filmu, która napierała na mnie ze wszystkich stron. Niemniej jednak blog mi się podoba i dodaję go do obserwowanych :).
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, dodałam post o nowościach czytelniczych w maju :)
www.galeriaksiazek.blogspot.com
Grayem zajeżdża na kilometr! :-P Ale "Barwy miłości" przynajmniej są cieńsze i zawierają mniej scen erotycznych :-P
UsuńPozdrawiam!
Dawno nie czytałam żadnego erotyku i myślę, że jako odskocznia od gatunków, które czytam, mogłaby mnie zadowolić
OdpowiedzUsuńJako odskocznia sprawdzi się doskonale. Ale nie licz na objawienie :-P (Objawieniem są "Zaplątani!)
UsuńPozdrawiam!
Oceniłam tę książkę tak samo :)
OdpowiedzUsuńpapierowemiasta.blogspot.com
Bo dokładnie na taką ocenę zasługuje ;-)
UsuńPozdrawiam!
No cóż. To właśnie lubię w erotykach. Taką czystą rozrywkowość. Zero myślenia podczas lektury. Nieraz (często) irytacja na bohaterów (BOHATERKI), ale nic poza tym. To jest naprawdę ujmujące w tym gatunku - wbrew wszystkiemu. :) O tej książce słyszałam wieeeele, oj wieeeele słów. I pozytywnych i negatywnych. :) Ciekawa jestem jakie wrażenie wywrze na mnie, zwłaszcza że Greya czytałam - aż dwa tomy (Sherry masochistka, wiadomo, nawet mam w planach trzeci ^^ Chyba próbuję się wykończyć) i niespecjalnie go lubię - co jest spoooorym niedopowiedzeniem. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Mnie irytują bohaterki które mimo kompletnego braku doświadczenia, ładują się w romans, który nie ma szans stać się niczym więcej. Facet mówi jej że nic dla niego nie znaczy, a ona ma to gdzieś bo go pragnie, problem w tym, że potem ma pretensje, że on NAPRAWDĘ jej nie chce... Dlatego tak podobali mi się "Zaplątani". Tam wszystko było szczere i cudowne. Chciałabym częściej czytać właśnie takie książki ;-)
UsuńPozdrawiam!
Sam tytuł jest wypisz wymaluj jak Grey xD
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mam ochotę na kolejne spotkanie z ,,Szarym" :D
Cóż nie ukrywam, że nie będę na siłę zachęcać :-P
UsuńPozdrawiam!