29 sierpnia 2011

Bajka dla dużych dziewczynek



Nancy Werlin- "Niemożliwe"
Wyd. Nasza Księgarnia

"Czy wybierasz się do Scarborough na targ?
Szałwia, rozmaryn, tymianek i nać.
Pozdrów dziewczynę, co mieszka tam
I w pułapce mej miłości będzie trwać"*

Słyszeliście na pewno powiedzenie, że historia lubi się powtarzać. Jednak wydaje mi się, że dotyczy to głównie złych rzeczy . Podobnie chyba myślała Nancy Werlin tworząc powieść „Niemożliwe”. Postanowiła jednak rzucić wyzwanie temu powiedzeniu. Powołała do życia bohaterkę, która nie bacząc na to, że jej los został przesądzony dawno temu pragnie odmienić swoje przeznaczenie. I nie tylko swoje. Jednak czy samo pragnienie wystarczy?...

Najbardziej nieprawdopodobne historie zazwyczaj zaczynają się bardzo niewinnie. W dzień swoich siódmych urodzin Lucy Scarborough dokonała odkrycia, które wkrótce miało zmienić jej życie. Układając prezenty odkryła tajemną skrytkę ukrytą w półce a w środku plik zapisanych kartek. Choć wtedy nie potrafiła nawet dobrze czytać, była pewna, że te kartki mają magiczną moc. Schowała je więc z powrotem razem z koszulką, którą dostała od przyjaciela i wypowiadając życzenie zamknęła skrytkę. Przypomniała sobie o niej dopiero po dziesięciu latach, kiedy jej życie legło w gruzach. Zapomniała jednak o zaklęciu. Jednak jak się okazuje „magia” nie zapomniała o niej. Tyle, że ten rodzaj magii nie wymaga czarowania i prędzej czy później dotyka każdego…

Siedemnastoletnia Lucy to osoba niezwykle uparta i twardo stąpająca po ziemi. Wie czego chce i z uporem dąży do spełnienia swoich marzeń. Mieszka z ukochanymi rodzicami zastępczymi, którzy zajęli się nią po tym jak jej biologiczna matka popadła w szaleństwo. Lucy nigdy nie uważała Mirandy za swoją prawdziwą matkę, bo jak można tak traktować kobietę, która nigdy nie zachowywała się jak matka, a w dodatku śledzi Lucy, ciągle wykrzykuje niedorzeczne brednie, ostrzeżenia i śpiewa w kółko tą samą starą balladę? Dziewczyna nie jest jednak sama. Ma kochającą rodzinę i Zacha, przyjaciela z dzieciństwa.

Zbliża się bal, wieczór, na który Lucy czekała od dawna. Wszystko miało być idealne, dziewczyna choć na chwilę chciała oderwać się od problemów. Jednak to co się stało potem, Lucy ma zapamiętać do końca życia. Ten bal skończył się więcej niż jedną tragedią. W jednej chwili wszystko się zmieniło. To jednak dopiero początek. Wkrótce dziewczyna odkrywa nieprawdopodobną historię swojej rodziny. Czy to możliwe, że na kobiety z jej rodu przed wiekami rzucono klątwę, która sprawiała, że wszystkie bez wyjątku popadały w szaleństwo po narodzinach pierworodnej córki? Wkrótce słowo „niemożliwe” nabierze dla Lucy nowego znaczenia. Klucz do tajemnicy znajduje się w odkrytej przed laty skrytce, jednak czy dziewczyna zdoła uwierzyć w prawdę zanim będzie za późno? Czy zdoła wykonać trzy niemożliwe zadania opisane w balladzie, choć żadnej z jej przodkiń się to nie udało?

Narracja jest trzecioosobowa dzięki czemu poznajemy historię nie tylko z jednej perspektywy. Autorka daje nam dostęp do myśli wielu bohaterów przez co opowieść staje się dużo bardziej intrygująca i wielowymiarowa. Muszę przyznać, że jestem szczerze oczarowana tą opowieścią, no cóż, klątwy i tajemnice z przeszłości fascynują mnie nie od dziś. Autorka inspirowała się staroangielską balladą „Targ w
Scarborough” i tu należą jej się ukłony za doskonałe wykorzystanie jej w powieści. Nie można nie wspomnieć o absolutnie cudownych okładkach, zarówno nasza jak i oryginalna są piękne i mają klimat.Styl autorki również przypadł  mi do gustu, mam nadzieję, że jej druga powieść "Extraordinary", również doczeka się publikacji w naszym kraju. 

Historia jest naprawdę klimatyczna, nie ma tu wybuchów i ucieczek, wszystko jest przepojone spokojem choć zarazem wciąż trzyma w napięciu. Czy jest coś takiego jak wieczna miłość? Czy można żądać od ukochanej osoby niemożliwego? I gdzie tak naprawdę jest granica między miłością a nienawiścią? Piękna, subtelna, nastrojowa i pełna ciepła opowieść o prawdziwej miłości, walce z przeznaczeniem i odkrywaniu swojego wnętrza, przepełniona magią choć wątki paranormalne są naprawdę bardzo okrojone. Kiedy skończyłam czytać miałam ochotę natychmiast zacząć od początku, może dlatego, że jestem beznadziejną romantyczką, ale raczej dlatego, że klimat ballady tak mnie zahipnotyzował, że nie chciałam uwolnić się spod jego uroku. Ta magiczna opowieść o odkrywaniu szczęścia poruszy serce każdej dziewczyny. Bo która z nas nie chce być szczęśliwa?

Ocena: 9/10

Ballada "Targ w Scarborough" jest bardzo stara, powstała prawdopodobnie w 1670 roku i ma naprawdę wiele wersji. Chciałabym podzielić się z wami jedną z nich bo choć słowa nieco się różnią, muzyka idealnie odzwierciedla klimat powieści: 

---------------------
* Fragment ballady "Targ w Scarborough"

25 sierpnia 2011

"Wesołych Głodowych Igrzysk!"*



Suzanne Collins- "Igrzyska Śmierci"
Wyd. Media Rodzina
 Czy zdarza wam się czasem, że już na wstępie przyklejacie jakiejś książce etykietkę i nie macie zamiaru po nią sięgać, nawet jeśli jest wysoko oceniana? Choć "Igrzyska Śmierci" nie doczekały się chyba ani jednej miażdżącej recenzji uznałam, że to nie jest historia dla mnie. Nie i koniec. Muszę jednak przyznać, że to było dosyć dawno, nie znałam wtedy jeszcze gatunku jakim jest antyutopia i w zasadzie wcale nie ciągnęło mnie w tym kierunku. Potem przeczytałam "Intruza" Stephenie Meyer i cała moja opinia na ten temat legła w gruzach. Choć początkowo myślałam, że historie o przyszłości nie przypadną mi do gustu, pewnie dlatego, że nie przepadam za science fiction a przyszłość niechybnie mi się z tym kojarzy, muszę przyznać, że bardzo sie myliłam. Całkowicie zauroczona "Intruzem" zaczęłam myśleć o "Igrzyskach" trochę inaczej. Przeczytałam jeszcze parę recenzji, a nawet fragment i w końcu po jakimś czasie dzięki promocji z okazji Dnia Książki, kupiłam tą powieść. Teraz świeżo po lekturze nie mogę sobie wybaczyć, że tak długo zwlekałam z poznaniem tej historii. Ostatnio większość recenzowanych przeze mnie książek dostawała 9/10 co może świadczyć o tym, że wszystko mi się podoba. To oczywiście nieprawda, bo jestem strasznie wybredna, proces wybierania książek, które kupię w moim przypadku jest bardzo złożony i zwarzywszy na cenę staram się nie kupować czegoś co może nie przypaść mi do gustu. Naprawdę się cieszę, że zaryzykowałam i sięgnęłam po tą książkę. I wiecie co? Jestem totalnie, całkowicie, po uszy zakochana w tej historii! Tak, właśnie zakochana. Choć mogłoby się wydawać inaczej, to już dawno nie miałam w rękach tak kapitalnej powieści!

Poświęcę później jeszcze trochę miejsca na zachwyty, ale jeśli chcę was zachęcić (a wierzcie mi, dawno tak bardzo mi na tym nie zależało!) muszę opowiedzieć co nieco o fabule. W przyszłości jaką wymyśliła Suzanne Collins świat wygląda zupełnie inaczej niż ten który znamy. Właściwie wszystko to co znamy przestało istnieć a mieszkańcy tego nowego świata pewnie nawet nie mają pojęcia jak wyglądało nasze życie. Tam gdzie kiedyś znajdowała sie Ameryka Północna powstało państwo Panem. Imponującą siedzibę władz- Kapitol otacza dwanaście dystryktów. Jak łatwo się domyślić im dalej od Kapitolu tym biedniejsi mieszkańcy. Historia zaczyna sie w  najbiedniejszym dwunastym, dystrykcie specjalizującym się w górnictwie. Tam poznajemy Katniss Everdeen, główną bohaterkę  a zarazem narratorkę powieści. Życie Katniss nie jest usłane różami, w zasadzie patrząc na jej życie można powiedzieć, że jest wręcz usłane samymi kolcami. Po tragicznej śmierci ojca w kopalni, dziewczyna zostaje głową rodziny. Teraz to na niej ciąży odpowiedzialność za los bliskich. Musi opiekować się młodszą siostrą, chorą matką i zdobywać pożywienie. Katniss nie należy jednak do tych osób które łatwo się poddają, dziewczyna wie, że nie może zawieść bo od niej wszystko zależy. Codziennie łamie prawo przechodząc pod ogrodzeniem do lasu, żeby polować. Nie ma wyboru, innego życia nie zna.

Opowieść zaczyna się w dożynki, najgorszym dniu dla wszystkich mieszkańców. Kapitol chcąc pokazać ludziom jak ogromną ma nad nimi władzę i zniechęcić w ten sposób do buntu, który niegdyś wybuchł w trzynastym, nieistniejącym już dystrykcie, organizuje co roku Głodowe Igrzyska. W wyniku losowania z każdego dystryktu zostaje wybrana dwójka nastolatków od dwunastego do osiemnastego roku życia, którzy muszą wziąć udział w turnieju na śmierć i życie transmitowanym na żywo w telewizji. Kiedy Katniss czeka na wynik losowania może błagać los tylko o jedno: "Tylko nie ja". Jednak kiedy zostaje wyczytane nazwisko jej młodszej siostry dziewczyna nie waha się nawet przez chwilę, postanawia zająć jej miejsce. Kiedy staje na scenie dociera do niej, że wydała na siebie wyrok śmierci. Jednak nie ma zamiaru okazywać słabości, jeśli ma umrzeć zrobi to z godnością. Ale jest jeszcze nadzieja. Może wygrać, prawda? Drugim wylosowanym uczestnikiem okazuje się Peeta Mellark, syn piekarza, chłopak, który przed laty dając jej chleb uratował Katniss i jej rodzinę od niechybnej śmierci głodowej. Czy to w porządku stanąć do walki naprzeciw człowieka, który ocalił ci życie?

Dwadzieścia cztery osoby, kamery śledzące każdy ich ruch, głodni krwi organizatorzy, jeden zwycięzca... To zdecydowanie nie książka dla dzieci. Nie tylko za sprawą brutalnych scen. To opowieść dla dojrzałych osób, które będą w stanie zrozumieć co się za nią kryje. Jak już pisałam, początkowo wcale nie miałam zamiaru kupować tej książki. No, bo co może być ciekawego w takiej historii. Uczestnicy igrzysk pozabijają się nawzajem, główna bohaterka wygra i tyle. Nic bardziej mylnego. Wszystko jest dokładnie przemyślane, nic nie dzieje się przypadkowo. Autorka przez tą historię chce nam coś przekazać. Coś bardzo ważnego, ale nie odbiorę wam przyjemności odkrywania. Reszty musicie dowiedzieć się sami. Historia jest całkowicie nieprzewidywalna, nie uświadczycie tu schematów, a nagłe zwroty akcji dosłownie wbijają w fotel. Nie ma chwili wytchnienia. Wierzcie mi, dawno tak nie przeżywałam czytania książki. Serce waliło mi równie mocno co Katniss jakbyśmy były jedną osobą. Co chwila wstrzymywałam oddech nie mogąc doczekać się co będzie dalej, dostawałam gęsiej skórki, dosłownie roznosiły mnie najróżniejsze emocje. Żadna siła nie była w stanie oderwać mnie od lektury. Tej książki nie da się odłożyć na bok, nie da się o niej nie myśleć, nawet kiedy sie ją skończy, a może zwłaszcza wtedy. W każdym razie ja nie potrafię. Suzanne Collins odwaliła kawał dobrej roboty, bohaterowie są niesamowicie wyraziści i wielowymiarowi, naprawdę ciężko ich przejrzeć. Fabuła przypomina jazdę kolejką górską z masą zakrętów i bez pasa bezpieczeństwa. Wydaje się wam, że już znacie zakończenie? Błąd. Jedyne czego możecie być pewni to, że nie możecie być pewni niczego. Wszystkie chwyty są dozwolone. Uwierzcie mi, tej podróży nie zapomnicie nigdy. Nie wiem co jeszcze mogłabym dodać, żeby was przekonać. Ta historia po prostu nie ma prawa się wam nie spodobać. Jeśli jest jakaś książka, którą po prostu TRZEBA przeczytać, to z pewnością "Igrzyska Śmierci". Nie mogę się doczekać kiedy sięgnę po kolejne tomy i czekam na ekranizację nad którą  trwają już prace. POLECAM!


Ocena: 10/10 (choć myślę, że to i tak za mało, ta opowieść wręcz nie mieści się w skali!)

----------------
* cytat z książki.

24 sierpnia 2011

Stosy wakacyjne :)

Prawie wszyscy dodają na blogach fotki swoich książkowych zdobyczy i ja zapragnęłam dołączyć do tego grona :-) Ciężko powiedzieć dlaczego, ale lubię patrzeć na czyjeś kolekcje więc teraz przyszedł czas by pochwalić się swoją. A co! :-)

STOS LIPCOWY-


Od góry:
1. "Lucas"- Kevin Brooks (bardzo długo zwlekałam z kupnem tej książki, ale w końcu udało mi się ją zdobyć, jak niektórzy już wiedzą, kocham dramaty!)
2. "Deklaracja"- Gemma Malley (antyutopie są ostatnio bardzo popularne, zauważyliście? Muszę przyznać, że jestem oczarowana tym gatunkiem. Najlepsza książka to chyba "Igrzyska śmierci", które właśnie kończę czytać i już teraz polecam serdecznie, recenzja niedługo)
3. "Pałac północy"- Carlos Ruiz Zafon ( mój absolutnie ulubiony autor! Mam wszystkie jego książki oprócz "Gry anioła". Niedługo możecie spodziewać się też recenzji "Cienia wiatru" i "Mariny". Napisałam je dość dawno ale jeszcze czekają na publikację)
4. "Niemożliwe"- Nancy Werlin ( zabieram się za nią jak tylko skończę "Igrzyska...". Długo czekałam na wydanie jej u nas, miejmy nadzieję, że się nie rozczaruję)
5. "Mroczne serce. Przeznaczeni"- Lee Monroe ( wygrana na qfant.pl. Zbiera niezbyt pochlebne recenzje, zobaczymy czy mi się spodoba)
6. "Neva"- Sara Grant (wygrana na paranormalbooks.pl. Kolejna antyutopia, mam zamiar kupić ich jak najwięcej)

STOS SIERPNIOWY-


1. "Karuzela uczuć"- Jodi Picoult (widziałam ostatnio kawałek filmu nakręconego na podstawie tej książki i po prostu musiałam ją kupić! To moje pierwsze spotkanie z Jodi, ciekawe czy powiększę liczne grono jej fanów...)
2. "Ostatni Olimpijczyk"- Rick Riordan ( wyszło tak trochę od tyłu...)
3. "Bitwa w labiryncie" - Rick Riordan 
4. "Klątwa tytana"- Rick Riordan
5. "Morze potworów"- Rick Riordan
6. "Złodziej pioruna"- Rick Riordan (i mam tą cudowną serię w komplecie :-) ZP już czytałam ale chętnie sobie odświeżę zanim sięgnę po następne tomy)
7. "Uzdrowiciel"- Sharon Sala ( to całkowicie spontaniczny zakup. Dałam tylko 15 zł w szpitalnym stoisku z książkami)
8. "Biali bogowie"- Torsten Krol (recenzja) (wielkie pozytywne zaskoczenie. Również zdobyte w szpitalu za 15zł)
A oto Percy Jackson, który siedzi w pudle :-) Jeśli ktoś jeszcze nie zna przygód nastoletniego herosa, (a chce je poznać) radzę zaopatrzyć się w takie pudło. Kosztuje 130 zł oszczędzicie prawie 50 zł. A jeśli dodacie do tego kod z plusa zaoszczędzicie jeszcze więcej. Ja tak zrobiłam.
Słyszeliście o tej promocji? Naprawdę uratowała mnóstwo mojej kasy. teraz ciągle męczę dwie przyjaciółki, które mają telefony w plusie, bo ja mam inną sieć...
http://nakarte.plus.pl/v.do?idx=910132

Podsumowując: jestem zadowolona z wakacyjnych zdobyczy :-) Choć mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec i uda mi się coś do tego stosu dorzucić. Tymczasem prezentuję Wam cały mój dobytek. Brakuje tylko dwóch książek "Innych"-Ewy Dragi i "Cienia Wiatru"- Zafona. A oto on:



---------------
Przepraszam za jakość, zdjęcia robiłam telefonem. Aparat zaginął w akcji :-)
* dodałam nowe zdjęcie biblioteczki, na poprzednim prawie nic nie było widać :-)

22 sierpnia 2011

Przed sobą nie uciekniesz...


 Rachel Ward- "Numery. Czas Uciekać"
Wyd. Wilga

Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym kiedy umrzecie? Większość ludzi z pewnością ma nadzieję, że kiedy nadejdzie ich kolej, będą już sędziwymi staruszkami, świadomymi, że dobrze wykorzystali dany im czas.Będą gotowi. Jednak nie wszystkim jest to pisane. Śmierć jest czymś o czym wolimy nie myśleć. Tak jest lepiej. Po co zadręczać się myślą, że każdy dzień może być naszym ostatnim? Powinniśmy żyć dla tej chwili i cieszyć się, że ją mamy. Czy można pozbawić człowieka nadziei na długie i szczęśliwe życie? Czy niewiedza jest błogosławieństwem, czy przekleństwem? Jak można żyć wiedząc kiedy zginą twoi bliscy? Na te i inne pytania odpowiada nam Rachel Ward, na kartach swojej debiutanckiej powieści, która z miejsca podbiła moje serce.

Kiedy Jem odkryła, że numery, które widzi w oczach wszystkich ludzi to daty śmierci, było już za późno. Gdy jej matka, narkomanka przedawkowała, siedmioletnia wówczas Jem znalazła ją leżącą w łóżku bez życia. Bez numeru. Dziewczyna odkryła, że numery, które widzi to wyroki śmierci. Nie chciała ich znać, dlatego odcięła się od całego świata, zbudowała mur, który miał ją trzymać z dala od tego koszmaru. Wtedy w jej życiu pojawił się Pająk, wysoki, czarnoskóry chłopak, energiczny i pełen życia. Z numerem, który głosi, że umrze za kilka tygodni. Mimo początkowej niechęci, niejako wbrew sobie samej, Jem zbliża się do Pająka. Solidny do tej pory mur zaczyna się kruszyć a ona nie może już go naprawić. A może nie chce?...

Jem jest zamknięta w sobie, skryta, nie odzywa się jeśli nie musi i nigdy nikomu się nie zwierza.Nie jest jednak jedną z tych nieśmiałych dziewczyn, które każdego wieczoru wypłakują oczy w poduszkę użalając się nad swoim zrujnowanym życiem. Jem nigdy nie płacze, jest twarda, niezależna i choć jak sama twierdzi nie jest agresywna, to stać ją na wiele w obronie własnej. Wiecznie kłuci się z matką zastępczą, która jej nie rozumie i wpada w konflikty z prawem. Jedyne czego pragnie to odrobina spokoju. Jest zmęczona ciągłymi wymaganiami i oczekiwaniami ze strony innych.

Pewnego dnia wszystko się zmienia. Stojąc w kolejce do London Eye, Jem zdaje sobie sprawę, że numery wszystkich ludzi są takie same. To może oznaczać tylko jedno: zaraz stanie się coś bardzo złego. Jem i Pająk uciekają a po chwili oboje widzą jak London Eye eksploduje. Wstrząśnięci i zdezorientowani próbują wszystko sobie poukładać wracając do domu dowiadują się, że byli świadkami ataku terrorystycznego. I jak się okazuje są głównymi podejrzanymi... Nie mają wyboru, muszą uciekać. Ta podróż będzie dla obojga wielką próbą i ogromnym wyzwaniem. Wszystko się zmieni, również oni już nigdy nie będą tacy sami. Starając się za wszelką cenę nie dać się złapać, modzi zbliżają się do siebie, odkrywają co tak naprawdę jest ważne, dojrzewają. Jednak czasu nie da się oszukać, numery nigdy się nie zmieniają. A może jednak? Czy jest jeszcze nadzieja dla historii, która nie ma prawa zakończyć się happy endem?

Jak to mówią: apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ale tą pozycję się dosłownie pożera! Ja osobiście nie mogłam się od niej oderwać. Pani Ward prowadzi historię sprawnie i bez zgrzytów, co chwila wywołując nagłe skoki adrenaliny. Niektórych początkowo może denerwować nieco zachowanie głównej bohaterki i jej podejście do życia, głównie starszych i tych, którzy już nie pamiętają jak ciężki jest żywot nastolatka ;-) Mi jednak ciężko było ją winić wiedząc jak wiele przeszła i z jaką świadomością musi borykać się każdego dnia. Na pochwałę zasługuje również oprawa graficzna, która naprawę pięknie się prezentuje. Autorka porusza ważne kwestie, lubię kiedy autorzy nie boja się pisać o trudnych tematach. Motywem przewodnim jest tu jednak śmierć i całość naprawdę daje do myślenia. Czy polecam? Absolutnie tak! To jedna z tych książek, które po prostu trzeba przeczytać, bo dają czytelnikowi coś więcej niż tylko oderwanie od rzeczywistości na kilka godzin.

Ocena: 9/10

Na koniec polecam wam piosenkę zespołu Nickelback "Savin Me", która towarzyszyła mi podczas czytania, głównie za sprawą teledysku, który idealnie pasuje do tej pozycji.Wokalista ma niesamowity głos. Mam nadzieję, że się spodoba. (Chciałam wstawić ale blogspot odmawia współpracy)

18 sierpnia 2011

Coś więcej niż przetrwanie


Torsten Krol- "Biali bogowie"
 Wyd. Amber


Fabułę książek można porównać do efektu domino. Pierwsza kostka przewraca drugą, druga trzecią, trzecia kolejną… W ciągu kilku chwil misterna konstrukcja obraca się w ruinę. Tak też toczą się historie. Jedno wydarzenie ciągnie za sobą kolejne, a potem następne, aż tracimy kontrolę nad własnym losem. Jednak nigdy nie spotkałam się z równie dosłownym przedstawieniem tego schematu jak w opowieści Torstena Krola „Biali bogowie”. Ta szokująca, ironiczna i prowokacyjna powieść obezwładniła mnie na wiele godzin, wbiła w fotel, dała do myślenia i wstrząsnęła tak bardzo, że przez pewien czas nie byłam zdolna do żadnej reakcji. Nie da się jednoznacznie określić czy książka mnie oczarowała czy rozczarowała. Raczej zszokowała. I to jak!

Szesnastoletniego narratora, Ericha Lindena, poznajemy kiedy wraz z matką Helgą i młodszym bratem Zeppim, przekracza ocean, by rozpocząć nowe życie w Wenezueli. Kiedy jego ojciec, hitlerowski oficer ginie na froncie, a ojczyste Niemcy zostają zbombardowane, stryj Klaus, lekarz mieszkający w Ameryce postanawia zabrać ich do siebie. Plan był prosty: po przyjeździe do Wenezueli Klaus i Helga mieli wziąć ślub i stworzyć szczęśliwą rodzinę. Jednak jak wszystkie proste plany, tak i ten niespodziewanie bardzo się skomplikował. Jak bardzo? Cóż, im bardziej zagłębiamy się w historię, tym konsekwencje  stają się większe. Koniec końców… zabrakło mi skali!

Chcąc zrobić wrażenie na przybranych synach, Klaus postanawia odbyć ostatni etap podróży samolotem. Nikt nie przewidział jednak, że los zrobi im w tym momencie psikusa. Gwałtowna burza zmusza pilotów do natychmiastowego lądowania na rzece. Choć rodzinie udaje się wyjść cało z tej katastrofy, to perspektywa czekania w dżungli na pomoc nie napawa ich optymizmem. Trudno się dziwić skoro cały ich dobytek, wraz z samolotem i pilotami poszedł na dno, a oni, pozbawieni wszystkiego, nie mogą mieć nawet pewności czy pilotom udało się w ostatniej chwili wysłać sygnał SOS. Jedyną pewną kwestią pozostawał fakt, że są w amazońskiej dżungli, setki kilometrów od cywilizacji, pozostawieni na łasce natury i jak się okazuje- niezupełnie sami…

„Poszedłem w las z poczuciem ważnej misji. Klaus powierzył mi wybór właściwego drzewa do wykonania broni. Bez broni nie da się polować, a więc zdobyć jedzenia, bez jedzenia zaś nie przetrwamy, żeby zbudować tratwę i dopłynąć rzeką do bezpiecznego miejsca. Czyli wszystko zależało ode mnie.”

Rozbitków odnajdują Indianie z plemienia Yayomi i zabierają do swojej osady. Jak się okazuje jeden z nich miał sen w którym widział cztery białe delfiny pojawiające się na zakolu rzeki. Tytuł bóstw daje naszym bohaterom tylko chwilowe przywileje, z czasem odkrywają, że Yayomi ani myślą wypuszczać  swoje złotowłose delfiny z powrotem na wolność. Na szczęście w osadzie Indian przebywa również Niemiec, Wentzler, zbierający już od jedenastu lat materiały na swoją książkę. Znając dogłębnie zwyczaje Yayomich pomaga rodzinie przetrwać i razem z nimi opracowuje plan ucieczki. Jednak każdy kolejny dzień w osadzie pokazuje naszym bohaterom coraz dobitniej okrucieństwo i zasady życia plemienia. Ponieważ miejscowi nigdy nie uwierzyliby w prawdę, bohaterowie wymyślają coraz bardziej absurdalne kłamstwa, które zmuszają ich do niewyobrażalnych czynów. Jak wiadomo, sieć kłamstw im większa tym łatwiej się plącze. Konsekwencje okażą się tragiczne…

„Spojrzałem przez ogromny otwór w dachu shabono, no wpół spodziewając się zobaczyć, że niebo roztrzaskuje się na milion kawałków niczym czarne lustro uderzone z tyłu pięścią Boga. Wkrótce plemię zasiądzie do kolacji, jak gdyby nie przelano krwi ani nie zniszczono niczyjego życia. Wiedziałem jednak, że niebo nigdy się nie zawali i nie legnie w gruzach, chociaż wszystko inne albo już się zawaliło, albo zaraz miało się zawalić. Ta myśl dodawała mi otuchy. Coś jeszcze może złamać się i zawalić, ale to nie moja wina. Tak kreci się ten świat.”

Brutalne kary, narkotyczne rytuały, szokujące wierzenia- to wszystko a nawet więcej staje się dla głównego bohatera źródłem wstrząsających prawd o życiu. Chłopak odkrywa, że rzekome barbarzyństwo plemienia wcale tak bardzo nie różni się od cywilizacji. Kilka tygodni w dżungli sprawia, że jego światopogląd gruntownie się zmienia. Wszystko w co wierzył zostaje poddane próbie, nawet to, co wiedział o własnej rodzinie. Ale przede wszystkim odkrywa na nowo siebie i to odkrycie sprawi, że jego życie całkowicie się zmieni. W tym nowym środowisku chłopak dorasta, poznaje smak miłości i staje twarzą w twarz z ogromnym okrucieństwem. Ta podróż nauczy go więcej niż mógłby dowiedzieć się przez całe swoje życie.

Kupiłam tą książkę tylko dlatego, że była na promocji a ja nie miałam zupełnie nic do czytania. Nie oczekiwałam wiele, najwyżej przyjemnej historii o przygodach rodziny, która trafia do dżungli i próbuje tam przetrwać. Zupełnie nie spodziewałam się tego co dostałam. Owszem, mamy tu egzotyczną scenerię, zderzenie cywilizacji i wielką przygodę, ale ta książka znacznie różni się od pozostałych bazujących na tym schemacie. Dawno żadna opowieść tak mną nie wstrząsnęła. Autor nie oszczędza ani bohaterów ani czytelnika. Niektóre akapity czytałam po kilka razy bo zupełnie nie ogarniałam ich treści. Przelała się przeze mnie cała gama emocji: szok, zachwyt, obrzydzenie, gwałtowny sprzeciw, gniew, a czasem wręcz sama nie wiedziałam co myśleć. Nikt jeszcze nie zmusił mnie do refleksji w tak brutalny sposób. Autor porusza trudne tematy, takie o których się nie mówi choć myślę, że nie powinno uciekać się przed problemem. Czy polecam? Zdecydowanie tak! Ale nie wszystkim, zdecydowanie nie jest to książka ludzi o słabych nerwach. Polecałabym ja raczej starszym i dojrzalszym czytelnikom. Na pewno nie spodoba się wszystkim ale gwarantuję, że na wszystkich zrobi wrażenie, bo to jedna z tych książek przy których nikt nie przechodzi obojętnie. Tą książkę dosłownie się pochłania i jest to historia do której się wraca. Ja wrócę na pewno, ale jeszcze nie teraz, chwilowo jestem zbyt wstrząśnięta, żeby czytać ją ponownie.
Ciężko mi oceniać tą powieść ale myślę, ze całokształt zasługuje na wysoką notę. Nie wszystko mi się w niej podobało, ale właśnie o to autorowi chodziło: nie ma się „podobać” ale ma szokować, więc ostatecznie-

Ocena 9/10                  
 

16 sierpnia 2011

A Ty, masz w sobie ogień?



Sophie Jordan- "Ognista"
 Wyd. Bukowy Las

Żaden człowiek nie zasługuje na to by odbierać mu wolność, prawo wyboru własnej ścieżki i decydowania o własnym losie. Każdy chce poczuć, że leci daleko, nic go nie ogranicza, jest bezpieczny. Wolny. Jacinda właśnie tego pragnęła. Dziewczyna jest dragonką, potomkinią smoków i może przybierać zarówno ludzką jak i smoczą postać. Istnieje mnóstwo rodzajów dragonów: onyks, fazer, dragon wodny, znikający i każdy z nich ma swój własny talent. Jacinda wyróżnia się jednak nawet na tle własnego stada, jest bowiem ogniozieją- gatunkiem dragona uznanym za dawno wymarły. Stado  widzi w niej szansę odbudowania gatunku ognioziejów, dlatego zaplanowało od podstaw jej życie. Dziewczyna chce jednak sama o sobie decydować, dlatego buntuje się i łamie zakazy. Decyduje się na lot w świetle słońca czym naraża na zdemaskowanie całą swoją wspólnotę. Kiedy delektując się lotem zauważa helikoptery myśliwych, postanawia zaryzykować własne życie by ochronić przyjaciółkę, jednak kiedy zostaje postrzelona w skrzydło nie może już dłużej uciekać. Kryje się w grocie, czekając na najgorsze. Kiedy jednak Will, młody myśliwy, dostrzega ją w kryjówce robi coś czego dziewczyna nie może zrozumieć- daruje jej życie.

Myśliwi odchodzą, ale napięcie w stadzie sięga zenitu. Zaniepokojona o los córki matka Jacindy, postanawia uciec . Pod osłoną nocy Jacinda razem z Tamrą- swoją siostrą bliźniaczką i matką opuszcza osadę spowitą w wieczną mgłę, by zacząć życie od nowa gdzie indziej. Matka dziewczyny zabiła jednak swoją smoczą naturę kiedy stało się pewne, że jej druga córka nigdy nie przejdzie metamorfozy i teraz wymaga tego samego do Jacindy. Aby tego dokonać zabiera córki z dala od naturalnego środowiska  dragonów do Chaparral- dużego, pustynnego miasta gdzie smocza natura Jacindy zaczyna natychmiast słabnąć. Dziewczyna nie podda się jednak bez walki, mimo iż przemiany stają się coraz boleśniejsze za wszelką cenę próbuje podtrzymać swoją dragonkę przy życiu. Jej wysiłki przypominają jednak walkę z wiatrakami. Ale do czasu…

Kiedy podczas przerwy w nowej szkole, Jacinda zauważa na korytarzu Willa, odkrywa, że myśliwy- jej największy wróg, może okazać się dla smoczej  natury ocaleniem. Kiedy widzi chłopaka jej dragonka budzi się do życia, ale nie tylko ona. Budzi się również serce, które nieproszone zaczyna bić szybciej. Tocząc walkę z samą sobą, Jacinda zbliża się do największego wroga ryzykując przy tym życie nie tylko swoje ale i swoich najbliższych. Ta miłość nie miała prawa zaistnieć. Kolejne tajemnice, piętrzące się przeszkody, brak nadziei na szczęśliwe zakończenie. Do tego ciągła walka o siebie i o akceptację innych, rozczarowania i tęsknota za swoim światem. A kiedy dwa serca zaczynają bić jednym rytmem, tragedia staje się jedynie kwestią czasu.

Śliczna okładka, która tak mnie oczarowała, skrywa nietuzinkową i oryginalną opowieść. Byłam naprawdę mile zaskoczona fabułą i tym jak pani Jordan ją ukierunkowała. Niejednokrotnie byłam wręcz pewna co stanie się za chwilę, a tu nagle ostry zakręt! Potem już nawet nie próbowałam się domyślać co się wydarzy. Przyznam jednak, że jak zwykle zerknęłam na koniec i przeczytałam ostatnie zdanie. Zakończenie wydawało się oczywiste, ale i tym razem się pomyliłam. Styl autorki też przypadł mi do gustu, choć na początku przeszkadzały mi trochę krótkie zdania, bo przed „Ognistą” czytałam  książkę dużo bardziej rozbudowaną pod tym względem. Trzeba jednak przyznać, że kiedy już się przyzwyczaiłam, czyli dosyć szybko, zaczęłam doceniać taki rodzaj narracji i z bijącym w oczekiwaniu sercem śledziłam kolejne linijki tekstu zapominając o całym świecie. 

Historia o zakazanym uczuciu, buncie, pragnieniu wolności i akceptacji. Ja jestem oczarowana i usatysfakcjonowana opowieścią, zdecydowanie rozczarowana objętością i całkowicie zauroczona oprawa graficzną, bohaterami i klimatem. Teraz pozostaje tylko czekać na ekranizację, bo taka ma się pojawić, i na kolejne części. Tom drugi „Vanish” pojawi się w oryginale już 6 września! Cóż mogę dodać? Dragonka i Łowca Smoków? Przygotujcie się na prawdziwie ognisty romans!

Ocena 8/10

11 sierpnia 2011

Magia ukryta w sercu




Laura Gallego Garcia- „Kroniki Idhunu. Buntownicy”
Wyd. Książnica

Fantastyka to gatunek od którego zaczynałam moją przygodę z czytaniem. Zaczynałam ale nie mam zamiaru kończyć, bo wciąż jestem nim całkowicie zauroczona. Ciężko stwierdzić co mnie tak urzekło: ogromna przestrzeń dla wyobraźni pisarza, brak ograniczeń, eksplozja barw i doznań… Coś w tym jest. W ”Kronikach Idhunu” tego „czegoś” nie zabrakło, wręcz przeciwnie, każda strona to prawdziwa uczta dla wyobraźni! 

Wszystko zaczęło się od zwykłego przeczucia. Jack, trzynastolatek mieszkający z rodzicami w Danii, nie mógł się pozbyć wrażenia, że jego rodzinie zagraża niebezpieczeństwo. Żadne przeczucie nie mogło jednak przygotować go na to, co zastał w domu po swoim powrocie. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie, ale Jack czuł, że coś jest nie tak. Nie da się opisać szoku, który przeżył chłopak, kiedy zobaczyło swoich rodziców martwych. Nie miał jednak czasu na opłakiwanie ich śmierci, bo oto i jego życie znalazło się w niebezpieczeństwie. Jack zobaczył dwóch intruzów mężczyznę w długiej szacie i nastoletniego chłopaka, morderców jego rodziny i poczuł przeszywające pragnienie zemsty. W starciu nie miał jednak szans gdyż jego przeciwnicy mieli dość niezwykłe zdolności. Mężczyzna rzucił Jackiem o ścianę, nawet go przy tym nie dotykając, a chłopak zdawał się wwiercać chłodem w jego umysł samym tylko spojrzeniem lodowato niebieskich oczu. Śmierć zdawała się jedynie kwestią czasu, kiedy nagle w domu pojawili się dwaj młodzi mężczyźni, ratując Jacka  w ostatniej chwili. A potem była tylko ciemność.

Kiedy chłopak odzyskał przytomność i dotarło do niego, że koszmar który go spotkał nie był jedynie snem, cały jego świat legł w gruzach. Wszystko w co wierzył okazało się kłamstwem a świat ,w którym się znalazł postawił pod znakiem zapytania nawet jego zdrowie psychiczne. Bo jak tu uwierzyć w istnienie czarów, magicznej broni, innych światów, smoków, jednorożców, skrzydlatych węży?... Jak przyjąć spokojnie wiadomość, że zostałeś przeniesiony do Domu Pogranicza znajdującego się w Świecie między Światami, gdzie wiecznie panuje noc,  będącym kryjówką i bazą trzyosobowej Ligi, pragnącej wyzwolić spod straszliwego jarzma magiczną krainę Idhunu, ludzie którzy uratowali ci życie to mag i książę a ich nastoletnia przyjaciółka doskonali zdolności magiczne i ma moc uzdrawiania. Jakby tego było mało za śmiercią Twoich rodziców stoją mag i nastoletni zabójca, którzy polują na istoty zbiegłe z Idhunu a wszystko wskazuje na to, że i ty jesteś taką istotą… Jesteś kimś więcej niż ci się wydaje. Kawałkiem układanki, który może zdecydować o wszystkim. Twoje przeznaczenie czeka, aż będziesz gotowy by je wypełnić, ale żeby tego dokonać musisz przeżyć, choć twoi wrogowie chętniej widzieli by cię martwym.

Jack jest jednym z trzech głównych bohaterów. Oprócz niego mamy jeszcze Victorię- młodą uzdrowicielkę i Kirtasha- zabójcę. Dzięki trzecio-osobowej narracji możemy poznać każdego bohatera z różnych perspektyw, a ponieważ są to postacie złożone i wielowymiarowe, tak jak fabuła powieści, wielokrotnie zaskakują i naprawdę nie da się ich nie polubić. Ja jestem bezwarunkowo zakochana w Jacku, który jest moim ideałem.  Historia jest podzielona na dwie części, ta druga dzieje się dwa lata później. O ile pierwsza jest bardzo przyjemna, to drugą dosłownie się pochłania! Książka liczy sobie 520 stron a i tak chce się więcej i więcej. Język autorki jest plastyczny i naprawdę przyjemny. Odnośnie wydania: śliczna okładka zdradza nieco tajemnic odnośnie treści ale muszę przyznać, że byłam zbyt zauroczona lekturą, żeby zawracać sobie głowę rozmyślaniem i snuciem przypuszczeń. 

Jest jednak coś co mi się nie podoba. Książka została wydana w 2008 roku i jest pierwszym tomem trylogii. Niestety, Wydawnictwo Książnica nie wydaje kolejnych tomów, czego nie jestem w stanie zrozumieć, gdyż książka podobała się absolutnie wszystkim którym ją polecałam i opinie w Internecie są również pochlebne. W swojej ojczyźnie, czyli Hiszpanii, „Kroniki” prawie wygryzły „Harry’ego Pottera” i choć te serie łączy tylko słowo „fantastyka” to nie ma lepszej rekomendacji, bo jeśli coś bije „Pottera” to bez wątpienia zasługuje na chwilę uwagi. Książkę wyszperałam w bibliotece, ale jeśli wydawnictwo zmobilizuje się i wyda wszystkie tomy, to kupię, bo warto! Mam zamiar bombardować wydawnictwo mailami aż mi odpiszą, bo na razie jestem olewana…

Nie licząc powyższego minusa, nie mogę się do niczego przyczepić. Historia jest piękna i niesamowicie wciąga. Pierwszy raz czytałam ją ponad rok temu a teraz postanowiłam sprawdzić czy jeszcze robi na mnie wrażenie. I robi. Równie duże co za pierwszym razem. Miałam ją przy sobie podczas pobytu w szpitalu i to był bardzo dobry wybór lektury, bo czułam jakby był przy mnie stary przyjaciel. Może to głupie, ale czułam się po prostu lepiej i bezpieczniej, jakby książka była moją tarczą. Kto nie czytał niech natychmiast po nią sięga! Jeśli lubicie fantastykę, pokochacie „Buntowników”! 

Ocena: 9/10

*************
Trochę mnie nie było, bo leżałam tydzień w szpitalu. Bez obaw, to nic poważnego, straciłam przytomność na 20 minut , koleżanki, które u mnie nocowały znalazły mnie na podłodze o 6 rano. Popsułam swoją "imprezę" urlop rodziców, babcia prawie dostała zawału i okropnie się z tym czuję. Ale jestem typem człowieka, który wszędzie znajdzie przyjaciół więc pobyt w szpitalu wcale nie był tak okropny jak mogło by się wydawać. Byłam najstarsza na oddziale i rozbawiałam wszystkie zrozpaczone dzieciaki. Teraz muszę chodzić do neurologa, ale to niezbyt poważne zaburzenia. Wiem, że napędziłam koleżankom z forum stracha i dziękuję, że o mnie pamiętały. Jesteście kochane <3  Plus jest taki, że miałam mnóstwo czasu na czytanie więc będę teraz częściej wstawiała nowe recenzje (nawet w szpitalu znalazłam stoisko z książkami :-)  )

Zobacz też:

.